Meandry mowy polskiej

Tak się składa, że Linka w pracy ma całkiem pokaźną grupę wielce sympatycznych Ukraińców. Wszyscy w lepszym lub gorszym stopniu posługują się językiem polskim, którego arkana cały czas jeszcze zgłębiają. Linka, jako osoba uwielbiająca zabawy rodzimym językiem, poczuła się zobowiązana przekazać swym ziomkom ze wschodu niezbędną do funkcjonowania wiedzę tajemną.


I tak któregoś razu, gdy została oddelegowana do pomocy przy akcji o kryptonimie: lawenda, zaczęły się rozmowy dziwnej treści. Lawenda odegrała w tym niebagatelną rolę, gdyż o ile miło jest ją powąchać i odejść w stronę zachodzącego słońca, o tyle przebywanie w jej intensywnych oparach przez kilka godzin zadziałało na całą grupę niczym kąpiel w środkach psychoaktywnych[1], wywołując atak niepohamowanej głupawki, a Linka jeszcze w pociągu pachniała niczym szafa starszej pani.


Romanoffa skubiąc lawendę zaczęła uskarżać się na latające mięso, które oblega jej balkon - bardziej znane pod nazwą gatunkową jako gołąb. Biedna Romanoffa nie wiedząc jak ubrać myśli w słowa, które określiłyby niecną czynność jaką załatwiają na jej kawałku linoleum, wpadła w stan wielkiej frustracji. Kiedy czerwona z wysiłku, oblana potem i z pobrużdżonym zmarszczkami  -będącymi wyrazem zachodzących intensywnych procesów myślowych – czołem była u kresu wytrzymałości, litościwie z pomocą przyszła jej Linka.


- gołębie srają – powiedziała z miną prof. Miodka i widząc, że wszystkie oczy zwróciły się na nią, zaczęła wykład – ludzie robią kupę. Nie powiesz, że gołębie robią kupę, one srają. Dzieci też robią kupę, ale częściej robią dwójkę. Pamiętaj jedynka jest na siku, dwójka to grubsza sprawa.  Jeśli dorosły powie, że chce dwójkę to nie wpuszczaj go do domu – zakończyła swą perorę Linka, a w oczach Ukraińców dostrzegła wyraz najwyższego szacunku i wdzięczności, że odkryto przed nimi zawiłości polszczyzny.










[1]Linka nie ma pojęcia jak działają środki psychoaktywne.


Komentarze

  1. To chyba też skorzystam, bo jedynki i dwójki nie znałam, u nas mówi się o dwójce ciężka frakcja ;-)
    Co do ptaków, można powiedzieć delikatniej, że sraki ptają ;-)
    Niby podobnie, a jakoś lżej brzmi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Paskudzą może?
    Też nie wiem jak działają środki psychoaktywne. Ale zdaje się, że raczej nie używa się ich do kąpieli

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Romanoffa! Gołębie sranie jest chyba jeszcze większym problemem niż nauka języka polskiego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet ja nie jestem tak okrutna, żeby sprzedawać im takie neologizmy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm no w sumie, ale nie jest to jednoznaczne, bo paskudzić można na wiele sposobów.
    Widzisz, ja nawet tego nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Chociaż w obu przypadkach może pomóc słownik - do nauki i do rzutu w gołębia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mojego bloga już pewnie nie odwiedzisz - a bardzo zależy mi, żeby Ci powiedzieć brawo. Naprawdę brawo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem złośliwcem z natury, teraz będę Cię stalkować ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ktoś kto taki niuans znalazł w czymś co na pozór wydaje się totalnie abstrakcyjne, pozbawione sensu i kloaczne - może mnie stalkować zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bo ja naprawdę lubię słowa, taki fetysz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałem, i zaraz potem musiałem lecieć do łazienki "na dwójkę", tak mi się brzuch trząsł ze śmiechu.
    Trafiłaś w sedno tak jak czasem trafia gołąb. ;) :-D

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Leslie Warszawski24 lipca 2017 01:34

    Skąd wzięłaś jedynkę i dwójkę???
    A gołębie i ich charakter najlepiej oddaje nazwa "obsraniec dachowy" powszechnie stosowana w mojej okolicy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Jedynka i dwójka jest powszechnie znana i stosowana przez dzieci. Wszystkie dzieci i tylko nasze. A dachowy obsraniec to nie po czesku czasem?

    OdpowiedzUsuń
  14. Taki trafiony zatopiony ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Leslie Warszawski24 lipca 2017 11:26

    Co do jedynek i dwójek czuję się nieco zaskoczony powszechnością określeń... Pierwsze słyszę.
    Nie wiem jak jest gołąb po czesku. Ani poprawnie ani slangowo. Choć czeski lubię to tego określenia używamy w pewnych kręgach :-) w Warszawie, gdzie na co dzień powinienem mieszkać.
    BTW, czy o 6:12 nie wolałabyś spać zamiast komentować
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. mam w rodzinie Włochów - Ci też potrafią stworzyć perełki naszej mowy ojczystej... ostatnio usłyszałam od siostrzeńca pół-włocha że jestem taki sam wirus jak jego mama...chciał powiedzieć ZARAZA ale brakło słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hahaha, mistrzostwo językoznawstwa xD. Pracowałam kiedyś z Ukraińcami i też było wesoło pod tym względem. Co ciekawe, oni szybko się uczą języka polskiego, ale w drugą stronę to już tak szybko nie idzie... A gołębie to zmora. Jak mam zajęcia na uczelni na piętrach, to ciągle łażą po parapetach. Współczuję tym paniom, które te okna potem muszą umyć, co pewnie też jakoś często się nie dzieje, ale współczuję i tak. ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Hyhyhy komentowanie nie jest czynnością, którą robię zaraz po przebudzeniu. O tej porze już dawno nie śpię i siedzę w pociągu. Rano zanim zagłębiam się w książce (obecnie "Stukostrachy") patrzę co się dzieję i odpowiadam, bo później nie mam czasu, aż do teraz.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wirus brzmi godnie! U kumpeli pomieszkiwał pewien nastoletni Włoch przez ostatni rok i faktycznie sprzedawała cudne powiedzonka, np na płatki śniegu mówił śniegulki :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Powiedziałabym, że bardzo szybko po 2 miesiącach prawie swobodnie rozmawiają. Mówią, że jak się już osłuchają z naszymi szeleszczącymi literami to idzie z górki.
    Bo mycie okien obowiązuje tylko przed świętami, na Uczelniach również ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Gołębie faktycznie srają, a ludzie elegancko defekują:-)))
    Przypomniało mi się zaraz jedno ze zdań jakie dostałam do przetłumaczenia :
    - Po tym jak mnie zemdliło, spojrzałam uważnie dookoła i stwierdziłam, że już wszyscy rzygali, i tylko ksiądz proboszcz wymiotował.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie jestem do końca pewna, czy Polacy ogarniają słowo defekacja, a gdzie tu biednych Ukraińców gnębić...
    Hyhyhy zawsze mogło być - pokropił treścią ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Podstawy języka obcego wypada znać! :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Azaliż dobrze prawisz. Dlatego już nauczyli mnie przeklinać po rosyjsku.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nauczyli przeklinać po rosyjsku? To zazdroszczę, bo nikt nie klnie tak pięknie, jak Rosjanie...

    OdpowiedzUsuń
  26. :) pRZECZYTAJ JAK PALNĘŁA moja siostrzenica pół-włoszka :) sorki za linkowanie
    https://jagatoja.blogspot.com/2015/09/prawie-jak-w-przychodnia-przezycia.html

    OdpowiedzUsuń
  27. hihih.. oczywiście, że gołębie srają, bo to, że pstrzą to raczej nie dla obcokrajowca, nawet o zbliżonym pochodzeniowo (chyba?) języku!

    OdpowiedzUsuń
  28. Ej no! Ja tam wiem co to jest defekacja! I ten, kał też wiem. A o ekskrementach mogę dysertację napisać!

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedyś też mi srały ptaszyska. Od kilku lat już się nie odważą wypróżniać na balkon. Od dnia tego pamiętnego, gdy zapolowałam na nie celem przerobienia na rosół. Polowania może by nie zapamiętały, ale skubałam i patroszyłam je na tym właśnie balkonie.
    Wieść ponura się odcisnęła w miejskiej populacji obsrańców.
    Legenda przekazywana przez pokolenia.
    Mój balkon to teraz miejsce grozy i pamięci międzygołębiej.
    No i dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Widzę, że motyw fekaliów jest na topie ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Powinnaś jeszcze zjeść serce przywódcy, wtedy przejęłabyś władzę nad stadem i mogłabyś używać gołębi jako broni masowego rażenia!

    OdpowiedzUsuń
  32. Spoko, Ty możesz. Choć zabrakło komentarza w stylu "super blog, zostawiam link do siebie" ;)
    Już się borę za czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ano jesteśmy w tej samej grupie językowej, choć nasz i tak jest lepszy :D

    OdpowiedzUsuń
  34. Ich przekleństwa są takie miłe dla ucha. Przecież powiedzieć Ty bladziuszku (nie mam pojęcia jak to się pisze) to prawie jak ukołysać do snu ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. no właśnie to też mnie drażni - dlatego od razu krzyczę, że jak chcesz bić to nie po twarzy ;)) albo nie bij - wytłumacz

    OdpowiedzUsuń
  36. Każdy wie, że bije się po nerkach, żeby od razu Cię nie zgarnęli i niebieskiej teczki nie wręczyli. Choć nie jestem pewna koloru...

    OdpowiedzUsuń
  37. Przeżyliśmy z mężem inwazję gołębi na naszym balkonie, bo sąsiad mieszkający dwa piętra wyżej zbierał po śmietnikach suchy chleb i je karmił.
    Nawet kiedyś pisałam o tym na blogu. Gołębie przestały się kojarzyć z gałązką oliwną, a kojarzą się tylko z odchodami.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  38. Wspomniałaś o gołębiach, a do grupy podpiąć można też inne zwierzaki. Dodałabym, Pani Profesor Miodek jeszcze pojęcie "bobki". :D

    OdpowiedzUsuń
  39. Bobek bobkowi nierówny. Mógłby to być nowy nurt filozoficzny. Hmmm o tej porze u mnie? Rozumiem, że musiałaś się odstresować ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. Śmierdząca sprawa. Nawet bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Też, ale bądź ze mnie dumna - dzisiaj był trzeci dzień kiedy pojawiłam się w pracy o 6:00 :D

    OdpowiedzUsuń
  42. Jakie piękne instrukcje dałaś im ;) Ja to nigdy nie lubiłam gołębi przez to, że tyle srają, ale co zrobić takie życie.
    Pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Życia nie oszukasz...

    OdpowiedzUsuń
  44. Przyznać trzeba, że urodzony z Ciebie wykładowca. Nie tylko sensownie objaśnione, ale i (że pozostanę w temacie notki) z polotem :)

    Celt za latającym mięsem niezbyt przepada, z powodu traumy z dzieciństwa, której owe stworzenia są przyczyną.

    Natomiast lawenda piękna :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Linka planuje serię wykładów z językoznawstwa stosowanego przez motłoch i ciżbę, z którą się utożsamia, wstęp za schabowego, ewentualnie snickersa ;)

    Witaj w klubie, też mam traumę związaną z ptactwem, ale tym bardziej udomowionym - tu o tym pisałam http://linka-dziennikpokladowy.blog.onet.pl/2017/02/24/strach-ma-wielkie-wole/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium