Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Feminizm: nowe początki

Linka nigdy nie lubiła feminizmu i za feministkę się nie uważała. Głównie dlatego, że współczesny ruch nie ma nic wspólnego z kulturą i klasą Matek Założycielek. Gotowa jest się nawet założyć, że znaczna część dzisiejszych działaczek sądzi, iż sufrażystki to nazwa dietetycznych płatków. Jednakże kiedy przyszło jej z przyczyn obiektywnych przerzucić tonę węgla - poczuła się prawdziwą kobietą wyzwoloną i pionierką czwartej fali polskiego feminizmu.

Świąteczny pal

Obraz
Usłyszawszy w radiu o konkursie na rysunek świąteczny dla dzieci w wieku od 6 do 16 lat, Linka poczyniła w głowie szybkie równanie z 3 niewiadomymi i doszła do wniosku, że Dziwak mając lat 6 zasadniczo łapię się w tym wąskim przedziale wiekowym. Idąc za źródłem hałasu odszukała delikwenta, który akurat zabierał się za radosne podduszanie młodszej siostry. - chciałbyś wziąć udział w konkursie na rysunek świąteczny? - taaaak! A co mam zrobić? - rysunek świąteczny - taaaak! Nie tracąc ani chwili – bo z Dziwakowym entuzjazmem bywa różnie – przekazała mu plik kartek, kredki, pisaki i cały osprzęt  niezbędny do poczynienia dziecięcego dzieła sztuki, a sama wierząc, że instrukcje były jasne, oddaliła się nie chcąc zaburzyć weny młodego artysty. Po kilku minutach niezmąconej ciszy Linka wróciła na rekonesans. - hmm czy to księżniczka w wieży? – zapytała niepewnie. - a tu są rycerze, wchodzą po drabinie, a tu jest zła flaga –  strzelał informacjami z ogromnym przejęciem wypisanym na aryjskim li

Klątwa Żebrowskiego

Linka namówiła Filifionę, aby wespół udały się do kina na Za niebieskimi drzwiami .  Jako, że obie na przystanku często mijały plakat - który naprawdę jest godny - no i w końcu jest to polska fantastyka, za obowiązek obywatelski uznały wesprzeć rodzimą kinematografię, mimo że to film dla dzieci. Pierwszy niepokojący symptom miał miejsce już przy kasie biletowej, gdzie nie oczekiwały dzikie tłumy, a film nawet nie był wyświetlany na rozkładzie. - przepraszam, czy o 16:10 jest Za niebieskimi drzwiami? – zapytała Linka - no jest, jakie miejsca? do wyboru cała sala. Sami nie wiemy, czemu nikt na to nie chodzi, zwiastun wyglądał całkiem dobrze  – odpowiedziała Pani z Kina - no właśnie, a do tego jest to pierwsze polskie fantasy od czasu Wiedźmina – oburzyła się Linka. Niestety stwierdzenie wywołało salwy śmiechu zarówno u Filifiony, jak i Pani z Kina, które nie podzielały jej zdania, że Wiedźmina w ogóle można nazwać filmem – ej, Żebrowski był spoko samurajem przecież – obruszyła się. Zaku

Marność nad marnościami

Pogoda ostatnio nie sprzyja otwartym czakrą, nie sprzyja praktycznie niczemu, chyba że próbie nielegalnego przekroczenia granicy, mgła jest tak gęsta, że nie widać wystawionej ręki. Dlatego Linka postanowiła wrócić do książki Beatrycze i Wergili , którą udało jej się nabyć w śmiesznie niskiej cenie i choć wiedziała, o czym jest główny rys fabularny, i że nie jest to lektura lekka i przyjemna, postanowiła zaryzykować. Książka nie jawiła się jakoś bardzo atrakcyjnie, po intrygującym początku i rozwinięciu bardziej niż nużącym, nie spodziewała się katastrofy. I mimo że z każdą kolejną stroną ton opowieści stawał się coraz bardziej brutalny i drastyczny, autor w żaden sposób nie przygotował nieświadomego czytelnika na bombę emocjonalną, i porażające ostatnie strony. Skończywszy książkę poczuła jak jej wewnętrzne Ja zostało bestialsko zmasakrowane i wduszone w asfalt przez piekielnego Monster Trucka, a cała radość życia odpłynęła bezpowrotnie. Nie pozostało jej nic innego, jak pogrążyć się

Szufladkowanie; level - expert

Linka od czasu do czasu ma pewne przebłyski, że w sumie jest już dorosła i warto podjąć jakąś dojrzałą decyzję. Dlatego też postanowiła nabyć polisę na życie. W tym celu udała się do pewnego przybytku, którego w sumie nawet nie lubi, ale jest najbliżej. Tam Bardzo Miła Pani przeprowadziła z nią wywiad i ankietę medyczną, co ciekawe pytając o krwawienie z odbytu mówiła głosem normalnym, ale przy pytaniu o wagę ściszyła go do konspiracyjnego szeptu - kwestia priorytetów. Linka rzetelnie i zgodnie z prawdą odpowiadała na pytania wszelakie i to w wersji rozszerzonej. Jako, że miała kiedyś pewien incydent zdrowotny, o którym zresztą wspomniała podczas wywiadu, zapytała Bardzo Miłą Panią, czy mogą odrzucić jej wniosek. Ta na to tubalnym głosem zaśmiała się i dobitnie dała do zrozumienia, że odmawiają tylko chorym psychicznie i żywym trupom. Linka wyraźnie ukontentowana odpowiedzią grzecznie podziękowała i opuściła przybytek z dumą, że w końcu jest w pełni wartościowym człowiekiem - jej zgon

Ale o co wszystkim chodzi

Linka otrzymała proste zadanie – pojechać z punktu A do punktu B. Zwarta i gotowa wyjechała batmobilem z garażu i ruszyła z kopyta w blasku wschodzącego słońca. Jej entuzjazm szybko zaczął przechodzić w niepokój gdy spostrzegła, że wzbudza spore zainteresowanie wśród ogółu ludzkości. Również mijane psy zaczęły śledzić ją zdziwionym spojrzeniem. Najgorsze jednak miało dopiero nastąpić. Czerwone światło. Linka pomimo szczerej chęci zbagatelizowania tej drobnej drogowej sugestii, zatrzymała się i z duszą na ramieniu czekała na rozwój wypadków. Z niewiadomych przyczyn ludzie zaczęli wpadać na siebie na pasach nie odrywając wzroku od auta, rowerzysta wjechał do otwartej studzienki, nawet drogowcy przestali pić kawę. Lince pot zrosił czoło, krew pulsowała w skroniach, spocone ręce ślizgały się na kierownicy. Przez głowę przelatywało jej milion myśli, a żadna nie tłumaczyła takiego napiętnowania społecznego, strach nie pozwalał sprawdzić co jest nie tak, z każdą sekundą coraz bardziej zapadał

Translator dziecięcy

Linka wiele razy była upraszana, aby upamiętnić mowę stosowaną swojej siostrzenico-chrześnicy, zwanej potocznie Ulsonem. Ulson jest rączą trzylatką i jak każda jednostka w tym wieku stworzyła własny dialekt, którym operuje w sposób perfekcyjny, natomiast biedni dorośli zmuszeni są interpretować jej monologi, gdyż każde niezrozumienie powoduje dezaprobatę na aryjczykowatym licu. Dlatego powstanie krótki słownik co dziwniejszych zwrotów, aby potomni nie zapomnieli. A Ala – bo kto zabroni dziecku mówić Babci po imieniu… Ała – rany cięte i kłute, trąd, malaria i inne na co dzień spotykane choroby Am am  - ogólnie spożywanie i wszelka możliwa strawa, choć „Niam” to słodycze. Ami – Ulson jest głęboko uduchowionym dzieckiem, więc jest to wszystko związane z kościołem i modlitwą. Jest uduchowiona do tego stopnia, że mówi ami i składa rączki przy bijących zegarach. B Ba – Dziwak Babu – od brudu po złe i przerażające, straszne rzeczy Bebi – dziecko przejawia czasami jakieś oznaki przyzwoitości i

Hearthstone vs M jak miłość

Na dniach odbyć się ma tzw. Spotkanie przy Kominku, co Linkę niemożebnie ucieszyło. Spotkania przy Kominku z reguły cieszą każdego kto gra w Hearthstone , czyli karciankę opartą na świecie WoW-a. Dlatego też, Linka nie czekając długo, postanowiła podzielić się radosną nowiną z Mendą i zaczęła dziergać sms; Linka: jak pracujesz w poniedziałek? Spotkanie przy Kominku będzie od 18!!!!! Menda: na rano chyba… Linka: to idziemy! Mają wielkiego Obcego na barze i piwo dobre, i dostaniemy nowe rewersy. Menda: pfff nigdzie nie idę, będę zmęczony po pracy. Wolę M jak miłość obejrzeć. Lince z niedowierzania telefon wyleciał z dłoni, zaraz obok niego potoczyły się gałki oczne, które ciśnienie odśrodkowe wypchnęło z czaszki, a cała głowa eksplodowała z rozmachem tworząc futurystyczny fresk na ścianie. Upadek cywilizacji jest blisko… bardzo blisko.

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium

Nie wdając się w zbędne szczegóły, ale bynajmniej nie z racji wieku, Linka została oddelegowana w tym roku na 3 - tygodniowy urlop do sanatorium. O całym pobycie mogłaby stworzyć osobny dziennik, jednak wśród kuracjuszy obowiązuje niepisana zasada przekazywana z turnusu na turnus, że to, co wydarzyło się w murach Jana Sobieskiego, pozostanie tam na wieki. Ogólnie rzecz ujmując wszystkie plotki jakie krążą na temat sanatoriów - nawet najbardziej irracjonalne, śmiałe i perwersyjne – to nie plotki, to życie. Linka początkowo miała obawy, jak odnajdzie się w Parku Jurajskim i mimo, że znacząco zaniżyła średnią wieku ubawiła się przednio. Wyjątkowo dobrze trafiła też w pokoju, który uchodził za przedszkole, jako że poza Linką były tam same jurne 40 +. No 2 z 3 były jurne – Dori i Hela.  Gdzieś tak w połowie pierwszego tygodnia, kiedy kuracjusze poznali się już na tyle, żeby nie rozmawiać tylko o hemoroidach i haluksach, pokój Linki nawiązał polityczne stosunki z pokojem rączych ogierów – śr

Krucjat czas

Linka grzecznie spędzała popołudnie z progeniturą siostry na wspólnym rysowaniu. W przypływie dobrej woli, acz z pewnymi obawami udostępniła dzieciom swoje suche pastele, po 5 minutach utwierdziła się w obawach, gdyż pokój nadawał się do gruntownego remontu, a dywan najprościej było spalić. Widząc, że dzieci i tak trzeba będzie postawić pod szlauch, zaproponowała, że pomaluje im paszcze. Pacholęta ochoczo przytaknęły, więc Dziwaka przemieniła w indiańskiego wojownika, a Ulsona oczywiście w cici. Wieszcząc, że zabawa dobiega końca zaczęła pomału zbierać kredki. - ciociaaa, mogę teraz tobie narysować? – zapytał Dziwak z podejrzanym błyskiem w oku dzierżąc kredkę w dłoni. - no możesz – odpowiedziała Linka przypuszczając, że Dziwak w przedszkolu nie jest jeszcze na etapie rysowania swastyk, czy innych mało eleganckich symboli. Dziwak delikatnie odgarnął jej włosy z czoła, wysunął koniuszek języka w oznace najwyższego skupienia i dwoma pewnymi ruchami machnął ogromny, czerwony krucyfiks. Za

Student potrafi

Chyba każdy miał egzamin, który z jakiegoś powodu zapamięta do końca życia. Linka doświadczyła takowego na magisterce, był to jeden z tzw. egzaminów śmierci; wymagający prowadzący – tu akurat Pani Profesor - zakres materiału od wstępu po bibliografię jakiegoś obszernego tomiszcza napisanego przez osobnika, który brał czynny udział w Bitwie Pod Grunwaldem, forma ustna, zdawalność w terminie - 1/3 całego roku, a co najgorsze, tego typu egzaminy zawsze są z materiału porywającego niczym obrady Trybunału Konstytucyjnego. Linka starała się uczyć, ale nawet patrzenie jak trawa rośnie wydawało się ciekawszym zajęciem niż czytanie prawa europejskiego, nadludzkim wysiłkiem woli dała radę opanować jakieś 60% materiału. Będąc bardzo dumną z siebie i wierząc, że kto jak kto, ale ona nie może wylosować wszystkich 3 pytań z zakresu, którego nie widziała na oczy, pełna wiary we własne możliwości udała się na egzamin. Idąc długim i ciemnym korytarzem, co chwile mijała szlochające osoby skulone pod ści

Seria niefortunnych zdarzeń

Pomimo tego, że Linka pociąg  miała dopiero w południe, postanowiła wstać wcześniej i załatwić kilka spraw niecierpiących zwłoki. Między innymi, udać się do banku z grzecznym zapytaniem dlaczego jest bezczelnie okradana oraz do ubezpieczyciela z grzecznym zapytaniem dlaczego jest bezczelnie okradana - tu akurat nastąpił czas zapłaty OC, co można w skrócie podsumować bezczelną kradzieżą. Naiwnie myśląc, że wszyscy dzień pracy zaczynają tak jak ona - o pogańsko wczesnej porze - w bojowym nastroju, żwawo pomaszerowała w miasto. Zsynchronizowała zegarek z lokalnym miejscem kultu, a że kościół nie kłamie - musiała być 9. Zbliżając się do siedziby Wielce Bezwstydnego Krętacza odnotowała w głowie, żeby zabrać ze sobą pokaźną część ze skarbca, gdyż w portfelu prędzej znajdzie niedojedzoną kanapkę, albo obcą cywilizację niż gotówkę. Niesiona siłą pędu szybko pokonała kilka stopni i z rozmachem chwyciła za klamkę, pociągnęła i poczuła jak ręka wyskakuje ze stawu. Ciało przeszył dreszcz, aż zatrz

Jedna na milion

Obraz
5:30. Ciemno, zimno, nieprzyjemnie. Linka właśnie wjeżdżała na parking przy dworcu PKP. Głównie dlatego, że parking jest ogromny i praktycznie pusty o tej porze, udało jej się zaparkować prosto już za drugim razem. Wysłuchała do końca porannych wiadomości, wyłączyła silnik i ze zrezygnowaniem, na wpół śpiąc, opuściła swój bezpieczny azyl. Zimny wiatr chłostał nieprzyjemnie, opatuliła się cieplej chustą i przygarbiona udała się w stronę peronu. A przynajmniej taki miała zamiar. Zdążyła zrobić zaledwie dwa kroki; prawa – lewa – praaaaaaaa… Z niepojętych przyczyn jej krok stał się niewytłumaczalnie długi, albo raczej głęboki. Jej zdolność dedukcji bezczelnie została jeszcze w łóżku, a do Linki niczym seria z karabinu maszynowego docierało mnóstwo bodźców, których w żadne sposób nie rozumiała. Na przykład dlaczego prawie wybiła sobie zęby lewym kolanem, albo czemu patrzy na podwozie własnego auta i to całkowicie wyprostowana. Nie mogąc się ruszyć, oszołomiona w końcu odważyła się spojrzeć

Dusza hazardzisty

Linka od kiedy tylko pamięta zawsze lubiła hazard. Na szczęście nigdy nie przegrała góry pieniędzy, głównie dlatego, że takowej jeszcze się nie dorobiła. Od czasu do czasu, musi tylko odbierać Lunę [1] , którą daje w zastaw. Do jednego z bardziej pamiętnych zakładów w jej życiu, doszło, w dniu próbnej matury z historii. Kiedy to panował ogólny lament i zawodzenie przed klasą, ona stała i nasłuchiwała. - oooo Bożeee, Bożeeee, dlaczego nic nie umiem!? Będę mieć najmniej punktów! – wyszlochała nr 1 - nie głupia! To ja będę mieć najmniej punktów! – wykrzyczała nr 2, policzkując przy tym nr 1 - hańba mi.. na pewno ja będę mieć najmniej punktów. – z obłędem w oczach powiedziała nr 3 szukając po kieszeniach żyletek. Linka, gdyby kiedykolwiek paliła, to właśnie w tym momencie zgasiłaby fajkę o ścianę i z miną rasowego szulera włączyła się do rozmowy, wietrząc łatwą okazję wzbogacenia. - azaliż mogę się założyć o browary cztery, że najmniej punktów, będę mieć ja – wyrecytowała tonem spokojnym,

Gra pozorów

Kilka słów od autora; Linka wcale nie chce być wyjętym spod prawa degeneratem - jednak za sprawą wyższych celów ekonomicznych, dziwnie pojętej dumy i pewnej opieszałości urzędników- co przyczynia się do tego, że jeździ tramwajami na gapę, czekając, aż uzyska magiczny artefakt mocy, jakim jest PEKA. A, że do pracy ma raptem cztery przystanki, nie czuje, że okrada skarb państwa… Linka smętnie połwócząc nogami w ten pochmurny, wietrzny poranek  zapakowała swe cielsko do tramwaju, zawiesiła się na biletomacie i zaczęła prowadzić nierówną walkę z grawitacją, która  przymykała jej powieki. Z bliżej nieokreślonych przyczyn, zawsze wybiera koniec środka tramsportu - statystyki, że więcej osób w wypadkach ginie od czoła pojazdu, nie mają z tym nic wspólnego. Łypiąc spode łba na otoczenie i miarowo stukając głową o słupek, odliczała stacje. Pierwsza. Nuda. Druga. Nic się nie dzieje. Trzecia. Małe zawirowania z przodu pierwszego wagonu. Zmęczona podniosła głowę, złapała zoom w oczach i w duchu sz

Cici albo psikus

Obraz
Tak się złożyło, że niedawno rocznicę swych narodzin obchodziła dobra kumpela Linki, która na potrzeby bloga zostanie ochrzczona mianem Filifiony. Jako, że urodziny  terminowo prawie pokrywają się ze strasznym i pogańskim świętem, gdzie dzieci przebierają się za straszne i pogańskie stwory, w zamian za co, otrzymują straszne i pogańskie cukierki, Linka zdecydowała wręczyć Filifionie dynie - równie straszną i pogańską, bo postanowiła okrasić ją złowieszczym uśmiechem.  Dynia miała też pewną wartość sentymentalną dla Filifiony, wiążącą się ze spotkaniem ekipy sprzed lat, równie strasznym i pogańskim. Linka zakasała rękawy i przeobraziła się z nieukrywaną radością w małego Kubę Rozpruwacza. Wesoło patrosząc swoją ofiarę, wdała się w taki oto dialog z Ulsonem, która właśnie przydreptała. - Łaaał… Ciocia ty duk? – lico dziecięcia rozpromieniło się w niekłamanym zachwycie. - Zrobić ci ducha? - Nie, ja cici. - Nie da rady zrobić cici. Trudno wycina się w takiej dyni Czas się zatrzymał, wszyst

Potęga gwary

Razu pewnego, Linka będąc zawalona robotą postanowiła skrzętnie wykorzystać to, że głównodowodzący opuścił już przybytek biurowy i wdała się w dyskurs z Danielem Danielem, który pełnił rolę handlowca. Od słowa, do słowa wyszło, że DD również jest zawalony robotą, więc wspólnie postanowili zagrać w „Państwa – Miasta”. Mimo wszystko, zarówno DD, jaki i Linka są poważnymi ludźmi, dlatego umówili się tylko na dwie rundy - zwycięzca będzie się pławić w glorii chwały, przegrany zostanie zhańbiony na wieki. Długopisy poszły w ruch, mózgi wyrwały się z klikającego otępienia i ruszyli. Pierwsza runda skończyła się remisem po 70 pkt. Drugą rundę zaczynał DD, Linka rzuciła szorstkie „STOP” i wypadło na literę „Z”. Powietrze, aż elektryzowało się od intensywnych procesów myślowych, a długopisy krzesały iskry. Linka gładko przechodziła od jednej rubryki do drugiej, aż dotarła do rośliny gdzie się przez chwilę zatrzymała, nie chcąc tracić czasu przeszła do tytułu, który pyknęła od razu i została jej

Przedsłowie

Chyba w głowie każdego, kto w swoim życiu przeczytał coś więcej niż program telewizyjny, czy skład chemiczny wybielacza walcząc w toalecie - niekoniecznie z brudem- rodzi się nagle idea stworzenia własnej, niepowtarzalnej historii. Oczywiście nie musi ona być niepowtarzalna, prawdę mówiąc, nie musi być nawet dobra. Tak czy siak, w mózg wwiercają się sylwetki bohaterów, dialogi, opisy, a kiedy funkcjonując w normalnym życiu, dopowiadasz sobie wstawki narratora – wiedz, że przepadłeś - jedynym sposobem odzyskania swojej podświadomości, jest przelanie tego na papier. No dobra, edytor tekstu. Po s ł owie   Linka nigdy pisać nie lubiła, pamięta jak w szkole cierpiała męki i katusze, gdy musiała wydziergać stronnicowe opowiadanie na temat lektury, której nawet nie przeczytała. Jednak, natura świata bywa przewrotna i złośliwy los obdarzył ją tzw. lekkim pi ó rem , które jest w stanie udźwignąć w swych wątłych ramionach. No i zaczęła pisać. Choć nadal uważa, że interpunkcja to czarna magia...