Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2017

Persona non grata

Rzec, jakoby Linka była persona non grata na poczcie, to trochę za mocne słowa, ale z całą stanowczością wykracza poza granicę zwyczajnych, anonimowych petentów. Bynajmniej nie dlatego, że jest krypto-kleptomanką i wynosi znaczki, czy koperty – zdarza jej się pożyczyć kukurydzę z pola, ale tylko dlatego, że w sklepach nie można nabyć odmiany paszowej, a tylko taką lubi. Kwestia dotyczy nadawanych przez nią dziwnych paczek, a gęsta atmosfera utrzymuję się od grudnia zeszłego roku. Otóż Linka od wielu lat ma niepisaną tradycję, wysyłania sobie ze swoją dobrą znajomką Skautem drobnych prezentów na Gwiazdkę. Dary mają wartość stricte symboliczną, nie chodzi o dawanie 50-calowych telewizorów, czy Maybacha, w końcu żadna z nich nie ma ojca księdza. W grudniu Skaut była w stadium zaawansowanego zamieszkania przez obcego, co kolokwialnie nazywa się stanem błogosławionym. Ku jej wielkiej smucie, lekarz nałożył na nią szlaban cukrowy, co w znacznym stopniu utrudniło dobór prezentu. Linka dbając

W krzyżowym ogniu pytań

Z całą stanowczością można stwierdzić, że Linka jest nałogowcem. Nie chodzi tu o jej wieloletnią przygodę z amatorskim hazardem, czy jeszcze dłuższym zamiłowaniem do boskiego, złotego trunku. Linka jest uzależniona od herbaty i słodyczy. O ile pierwsza kwestia nie roi zbyt wielu problemów, o tyle przy drugiej zaczynają się schody. Niepokojącą kwestią nie jest linkowa waga, bo ta zatrzymała się na poziomie licealnym i znacząco nie rusza w żadną stroną, najprawdopodobniej jest to zasługa 11 tasiemców w jelicie – chłopaki dobrze się sprawują. Problemem jest małoletnia konkurencja. Ulson jeszcze jest za mała, żeby penetrować sekretne skrytki na wysokościach, choć coraz lepiej wykorzystuje proste narzędzia, takie jak stołki, krzesła, czy dorosłych. Za to Dziwak ze zręcznością Tarzana wspina się po wszelkich szafkach, wykazując przy tym zdolności tropicielskie posakowca bawarskiego. Jednak w swej dziecięcej naiwności nie pojmuje, że sukcesem zbrodni doskonałej nie jest łup, tylko brak dowodó

Nieznane oblicze gastronomii

Teoretycznie w swoim CV w rubryce hobby Linka śmiało mogłaby wpisać zmiana pracy . Faktem jest, że miota się jak atom na rynku pracy, szukając zajęcia, które nie zamknęłyby jej czakrów. Taka kolej rzeczy przyczyniła się do tego, że Linka jest stałą bywalczynią rozmów kwalifikacyjnych, które notabene bardzo lubi, i które stały się dla niej krynicą różnej maści dykteryjek. Zastanawiała się nawet, czy nie rozpocząć nowego cyklu i nie stworzyć swoistego TOP-u, jednak ostatecznie postanowiła opisać tylko jedną, ale za to tę, która bezapelacyjnie zdobyłaby pierwsze miejsce. Stanowisko: Manager do spraw personalnych w nowo otwartym lokalu. Linka nigdy nie piastowała podobnego stołka, jednak któraś ze składowych posiadanego wykształcenia, pozwala jej na ubieganie się o tego typu posadę. Przejrzawszy ofertę i stwierdziwszy, że w 51% spełnia oczekiwania potencjalnego pracodawcy, puściła w eter swoją aplikację. Kilka dni później rozdzwonił się jej telefon, co obwieścił swym urokliwym głosem Jack

Puszka symfoniczna

W końcu nadszedł długo wyczekiwany przez Linkę dzień koncertu muzyki filmowej Hansa Zimmera, który zarazem był prezentem dla Rodzicielki na przyśpieszony dzień Matki. O tym, że miejsce koncertu zostało zmienione, Linka dowiedziała się prędzej ze swojego bloga – dzięki uprzejmości Konrada – niż od organizatorów. Od nich dostała maila dzień przed spektaklem. Jako że nowa lokalizacja za wiele jej nie mówiła, początkowo zmartwił ją tylko fakt, że ultradobre miejsca, które posiadały, bynajmniej nie musiały być już takie ultra, ponieważ zostały wydzielone obszary odpowiadające cenie biletu, a miejsca w danej strefie zajmowano na zasadach prawa dżungli, kto pierwszy - albo kto silniejszy – ten lepszy. Lince od rana nerki trzepotały z radości. Na miejsce tradycyjnie pojechała z Rodzicielką pociągiem. O dziwo pociąg nie spóźnił się, nie zepsuł w szczerym polu, ani nie został uprowadzony przez obcych. Miały ponad 40 minut zapasu. Linka powszechnie znana z tego, że gubi się na własnym podwórku,

Matrona prawdę Ci powie

Zaledwie kilka stuleci wstecz podróżnikom do przedostania się z punktu A do punktu B przez niebezpieczne, dzikie krainy niezbędny był skromny ekwipunek. Nóż myśliwski, strzelba, róg na proch strzelniczy, toporek, krzesiwo i draska, koc, cynowy kubek uchodziły za bogactwo, a traper tak wyposażony mógł przeżyć sam w głuszy długie miesiące. Teraz odrobinę się zmieniło, choć od czasu do czasu jakiś pasażer czuje pradawny zew krwi i wyciąga siekierę, głosząc przy tym jedyną słuszną rację, albo odreagowując stresujący dzień w pracy. Jednak wbrew obiegowej opinii obecnie siekiera nie jest niezbędna do przeżycia w podróży komunikacją miejską, czy PKP. W XXI wieku niezbędne są słuchawki. Linka wygodnie rozsiadła się w pociągu, zajmując, jak zawsze czwórkę - mimo że nie ma 2 metrów - nie lubi mieć kolan pod brodą, a tam, nawet gdy inni pasażerowie się dosiadają, jest więcej miejsca. Zdjęła okrycie wierzchnie, wyciągnęła książkę i z coraz większym napięciem na twarzy przewalała resztę ekwipunku.

Wejście smoka² - część II

Nie wiedząc gdzie się udać, Linka podeszła do Pana z recepcji i zapytała, gdzie znajdzie ok. 20 osób, pracowników danej firmy, którzy mieli na dzisiaj rezerwację. Pan sprawdził coś w swoim zeszyciku i oznajmił, że znajdują się w restauracji i właśnie podano im kolację. Linka poszła pewnie we wskazanym przez recepcjonistę kierunku. Dziarsko wmaszerowała do eleganckiej restauracji w duchu dziwiąc się, dlaczego wesoły rozpiździaj porwał się na tak snobistyczny proceder – zamiast zamówić pizzę – i kiedy wyłoniła się zza filaru, stanęła jak wryta. Owszem była tam grupa ok. 20 osób, tylko traf chciał, że Linka nikogo nie znała, były to same korpo-szychy z córką prezesa na czele. Linka zawróciła na pięcie, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego i drobiąc na paluszkach niczym gejsza, uciekła z sali. Recepcjonista zaczął bacznie obserwować poczynania Linki, która rozpaczliwie zaczęła szukać w torbie telefonu. Gdy po 3 latach, w końcu udało jej się odnaleźć komórkę, zadzwoniła do Lucy. Nie o

Wejście smoka² - część I

Obraz
Linka została zaproszona na imprezę służbową mającą na celu pożegnanie z należytymi honorami kierownika, który zostaje oddelegowany do innego działu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w ów firmie nie pracuje już prawie od roku. Dla wielu praca ta jawiła się jako spełnienie marzeń, a Linka mogła siedzieć tam spokojnie do emerytury, albo nieżytu żołądka. Ta jednak odeszła sama stwierdziwszy, że nie pasuje do korpo-standardów, korpo-szkoleń, korpo-filozofii, korpo-prezesów, korpo-presji i korpo-klikania. Za to miała zacny zespół, który roboczo został nazwany wesołym rozpizdziajem i przynajmniej z częścią ekipy pozostała w stałym kontakcie, a w korpo-murach jest zawsze mile widziana. Niestety impreza wypadła w środku tygodnia, więc Linka zgodnie ze swoją niepisaną zasadą, że nie pije w tygodniu pracującym – a, że rano musi wstawać o pogańsko wczesnej porze - postanowiła udać się do przybytku Batmobilem, co by jej nadmiernie nie kuszono. Pewną trudność stanowił fakt, że nigd

Wielkie powroty: epizod 5 - Błękitkowanie

Było to roku pańskiego 2011 października 13. Pomimo pięknego, słonecznego dnia Linka posiłkując się swoim analitycznym mózgiem, wysunęła smutny wniosek, że do naszej umiarkowanej strefy klimatycznej nieubłaganie zbliża się zima i warto byłoby wykorzystać ostatnie przebłyski słońca na oficjalne zamknięcie sezonu błękitkowania, czyli szusowania motocyklem. Nie czekając, szybko wprowadziła śmiały plan w życie, przywdziewając na siebie cztery warstwy przyodzienia  - czym upodobniła się do rasowej matrioszki - chwyciła swój smoczy kask i szczęśliwa pognała na swojego wiernego rumaka. Nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii... Jak zwykle jazda budziła w Lince pokłady ekstazy, gdzie na całkowitym bezludziu mogła ostatni raz w sezonie poczuć wiatr we włosach. I wtedy stało się. Wielkie jeeeeeebut! Błękitkiem zaczęło wywijać na lewo i prawo, jak mocno podchmielonym wujkiem na weselu. Linka mocno się napracowała, nim w końcu zdołała opanować dwa razy cięższego od siebie przeciwnika i to na 5

Pizza z niespodzianką

Raz do roku, Linka przechodzi całkowitą metamorfozę i z beztroskiego luzaka, przeobraża się w ortodoksyjną księgową, rozliczającą PIT każdemu, kto ją o to poprosi. Oczywiście jest to działalność niezarejestrowana i oscylująca na krawędzi szarej strefy, a Linka w dowód wdzięczności otrzymuje niepieniężne dary, głównie czteropaki. Do grona stałych klientów należy jej dobra znajomka Zuz, która w tym roku, w dowód wdzięczności zaproponowała piwo i strawę w nowo otwartej pizzerii, na co Linka z uznaniem przytaknęła. Linka weszła do restauracji i rozejrzała się po opustoszałej sali. W najodleglejszym kącie w ciemnych okularach siedziała jej znajomka, Linka ciemnych okularów zakładać nie musiała, bo jej korekcyjne są z reguły uwalone na tyle, że skutecznie uniemożliwiają identyfikację. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały i ledwo dostrzegalnie skinęły głowami. Linka podeszła do stolika, wysunęła krzesło i bez słowa zajęła miejsce. Zuz wyciągnęła białą kopertę, położyła ją na stole i przykrył

Wstrząśnięty nie mieszany, ale za to rozgotowany

Dla wielu osób jest to rzecz co najmniej dziwna, ale Linkę jazda pociągami relaksuje. W spokoju może pogrążać się w czarnych myślach, czytać książki – co w innych środkach lokomocji w jej przypadku jest stanowczo niewskazane - a nawet zdarza się, że coś naskrobie.  Jako że jeździ regularnie od wielu lat miała przygody różne i  na własnej skórze doświadczyła również tej gorszej  generacji pociągów. Pamięta składy, w których drzwi otwierały się tylko po sążnym kopnięciu z glana. Niestety nie przynosiło to efektu zimą, bo drzwi były przymarznięte, a w korytarzykach można było lepić bałwana. Nie raz przejechała własną stację, bo nikt inny nie wysiadał, a ona sama się nie uporała z niesfornymi drzwiami. Innym razem zdarzyło jej się zasnąć i konduktor obudził ją dopiero na stacji końcowej – na szczęście nie była to Moskwa. Były też pociągi pozbawione amortyzatorów, w których jajka same ubijały się na pianę. Częste były też awarie, gdzieś w połowie trasy w szczerym polu i rzadko kiedy ktoś pr

Przymusowy Wędrowniczek

Linka została oddelegowana do odebrania Dziwaka z przedszkola. W momencie, kiedy wsiadała do swojego Batmobilu, pogoda była na tyle przyjemna, że przez myśl przeszło jej, co by następnym razem zaszaleć i wybrać się pieszo. Gdy już znalazła się w przedszkolnych murach i wydobyła Młodzieńca z gąszczu nieletnich, otrząsając przy tym najbardziej przyspawane do niego jednostki , pomogła mu się ubrać i razem potruchtali do auta. Linka, jak zawsze musiała stoczyć nierówną walkę z pasami bezpieczeństwa, gdyż Dziwak ma w zwyczaju wić się niczym piskorz zanim, w końcu da się unieruchomić. Po sprawdzeniu, że Pacholę nie wyleci na zakręcie, sama udała się za stery. Umiejscowiła kluczyk w stacyjce, przekręciła, przekręciła raz jeszcze i wpadła w konsternacje. Nie włączyło się radio, a to nie wróży nic dobrego. Następne spostrzeżenie – nie świeci się kontrolka rezerwy paliwa. Ogólnie nic się nie świeci. Linka przez chwilę pomyślała, że to kolejna zemsta Enei, jednak opcja wydała się mało prawdopodob