Wejście smoka² - część I
Linka została zaproszona na imprezę służbową mającą na celu pożegnanie z należytymi honorami kierownika, który zostaje oddelegowany do innego działu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w ów firmie nie pracuje już prawie od roku. Dla wielu praca ta jawiła się jako spełnienie marzeń, a Linka mogła siedzieć tam spokojnie do emerytury, albo nieżytu żołądka. Ta jednak odeszła sama stwierdziwszy, że nie pasuje do korpo-standardów, korpo-szkoleń, korpo-filozofii, korpo-prezesów, korpo-presji i korpo-klikania. Za to miała zacny zespół, który roboczo został nazwany wesołym rozpizdziajem i przynajmniej z częścią ekipy pozostała w stałym kontakcie, a w korpo-murach jest zawsze mile widziana.
Niestety impreza wypadła w środku tygodnia, więc Linka zgodnie ze swoją niepisaną zasadą, że nie pije w tygodniu pracującym – a, że rano musi wstawać o pogańsko wczesnej porze - postanowiła udać się do przybytku Batmobilem, co by jej nadmiernie nie kuszono. Pewną trudność stanowił fakt, że nigdy nie była w hotelu, w którym poczyniono rezerwację, a który znajdował się na obrzeżach. Dlatego przezornie sprawdziła trasę, jednak czytanie map w jej przypadku jest tak samo efektywne, co studiowanie książek w języku hebrajskim. Stwierdziwszy, że trasa wygląda na prostą, uradowana, że da radę objechać obwodnicą centrum miasta, wyruszyła w drogę.
Wyjeżdżając z obwodnicy, Linka usilnie wypatrywała skrętu w lewo, za którym miał znajdować się hotel. Delikatna panika niebezpiecznie zaczęła przekształcać się w histerię, bo coraz bardziej wkraczała w tereny jej nieznane. Na szczęście z ciemności wyłonił się znak, mówiący o rozwidleniu dróg, więc zmieniła pas i z ulgą pojechała w lewo. Zredukowała prędkość i rozpoczęła intensywną lustrację obszaru. Jadąc tak i nie widząc absolutnie nic, co wyglądałoby na wielki hotel ze zdziwieniem spostrzegła, że wjeżdża do centrum miasta, które przed chwilą ominęła. Szybko zawróciła na najbliższym rondzie i widząc Starszego Jegomościa na chodniku w iście kaskaderskim stylu z piskiem opon zajechała mu drogę, co by jej nie uciekł. Włączyła awaryjne i wyskoczyła z samochodu robiąc przy tym dwa salta i jeden przewrót w przód lądując przy oszołomionym SJ.
- dobry wieczór. Przepraszam, jak dojadę do Hotelu? – zapytała grzecznie Linka.
- proszę jechać prosto, jak Pani jechała i będzie – odpowiedział SJ wskazując ręką kierunek, z którego Linka dopiero przyjechała.
- wie Pan, ja przed chwilą tam byłam i nic nie widziałam. To jest jakoś oznakowane?
- eee… no wie Pani, to jest wielkie i oświetlone, i ma duży parking również oświetlony zaraz przy drodze – powiedział lekko zmieszany, taksując Linkę spojrzeniem typu wtf. Widząc niedowierzanie wymalowane na Linki licu dodał - jakieś 2 km prosto i po prawej stronie będzie. Nie można tego przeoczyć – odpowiedział, przekrzywiając głowę w wyrazie politowania.
Podziękowawszy, Linka wskoczyła do auta i pojechała odprowadzona zszokowanym spojrzeniem. Po kilometrze zrozumiała postawę Starszego Jegomościa i w duchu przyznała, że faktycznie nie można tego przeoczyć. W ciemności ogromny Hotel wyglądał jak filia Las Vegas. Zaparkowała Batmobil i weszła do ogromnego, rozświetlonego lobby…
Koniec części I
Linka na swoje pożegnanie zrobiła dla wesołego rozpiździaju drobną pamiątkę, hołdującą różnym wydarzeniom i zachowaniom wszystkich członków zespołu. Będzie to też pierwsze upublicznienie wizerunku Linki, ona to ta obklejona taśmą.
Zmiana pracy czasem jest potrzebna, dla własnego zdrowia chociażby. Moja orientacja w terenie też jest słaba i nie rozumiem, dlaczego inni tego nie rozumieją xD. Najważniejsze, że dotarłaś na miejsce. Obrazek świetny! Czekam na dalszy ciąg! ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam swoją pierwszą i, jak do tej pory, jedyną podróż do Mińska na Białorusi. Samochodem. Do obwodnicy Mińska dojechaliśmy bez problemu. Problem zaczął się jak doszliśmy do wniosku, że objeżdżamy miasto chyba trzeci raz. A naszej ulicy nie widać. Problemem okazała się dwoistość językowa. Mapa była po rosyjsku a napisy w mieście po białorusku. A ten bliższy jest ukraińskiemu niż rosyjskiemu. Jak się zorientowaliśmy w problemie, znaleźliśmy zjazd. Ale z godzinę jeździliśmy bez skutku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Musiałam podzielić tekst bo wyszedł za długi i nawet mnie nie chciało się tego czytać :D moja orientacja w terenie zakrawa o upośledzenie... Przynajmniej nigdy nie muszę robić za przewodnika :D
OdpowiedzUsuńJa to się mogę na własnym podwórku zgubić. Dla mnie estyma, że w obcym kraju sobie poradziliście, a tam przecież jeszcze cyrylica, więc wkroczyliście na poziom trudności master.
OdpowiedzUsuńWielki szacunek dla Ciebie Linko. W swoim bliskim otoczeniu mam rasowego korpo-szczurka, który właśnie rozwala swoje małżeństwo. A ja się zastanawiam (może mi w tym pomożesz?), czy korporacje celowo tak działają, żeby osłabiać więzi korpo-roboli z rodziną?
OdpowiedzUsuńNa rysunku nic nie widzę :)
Hmmm to co liczy się dla korpo najbardziej to cyferki i ich zysk, to jest wartość nadrzędna, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Choć z drugiej strony może prywaciarze myślą podobnie? Grunt żeby się zatracić w tym ciągłym pędzie i pogoni za pieniądzem/karierą/aprobatą szefa i nie zapomnieć o zwykłym szacunku do drugiego człowieka, czy sprząta, czy przeprowadza milionowy kontrakt - człowiek to człowiek - niestety u nas prezes miał z tym problem, a my byliśmy właśnie tylko i wyłącznie cyferkami. Tam jest też bardzo wysoki poziom stresu. Zawsze. Nawet jeśli jest z pozoru spokojnie to i tak stres jest na jakimś poziomie i ćmi, jak upierdliwy ból głowy, aż w końcu wybucha. No i trzeba odreagować. Być może ta osoba za dużo pracy przynosi do domu (w głowie) i odreagowuje na rodzinie.
OdpowiedzUsuńZa jakość zdjęcia przepraszam, onetowskie ograniczenia rozmiaru :D
OdpowiedzUsuńW porządku, tak też jest ciekawiej ;D. Zastosowanie jak w serialu, urywamy w najlepszym momencie ;D. Widzisz, jakaś korzyść jest ;D.
OdpowiedzUsuńCyrylica to nie przeszkoda. W końcu rosyjski znam dość dobrze.
OdpowiedzUsuńGorzej byłoby w krajach arabskich. Niby napisy są dwujęzyczne, ale kultura jazdy i zwyczaje na drodze raczej odmienne.
Kiedyś w jakimś filmie była scena z ronda w Indiach. Samochody, riksze, skutery, ludzie, rowery, osły, autobusy, brakowało tylko stada welociraptorów i Greenpeace, ale poza tym wszystko, zero oznakowań czy chociaż wymalowanych pasów, wszyscy trąbią i się pchają - coś pięknego :D
OdpowiedzUsuńHyhyhy mogła jakoś lepiej to wykorzystać, że jakaś przerwa na reklamy, czy dalszy ciąg po opłaceniu abonamentu ;)
OdpowiedzUsuńBez filmu przeżyłem to w Kijowie i w Moskwie. Autobus jadący rondem pod prąd w Kijowie. W ten sposób unikał korka i bałaganu na tymże rondzie. W Moskwie 7-8 rzędów samochodów na pięciopasmowej ulicy. Do tego kto, kiedy i w którą stronę skręci zależało... no właśnie nie wiem od czego.
OdpowiedzUsuńZawsze sobie wyobrażam,że w takich sytuacjach ludzie wychodza z samochodów i grają o pierwszeństwo w papier, nożyce,kamień.
OdpowiedzUsuńHyhyhyh. To Twoje przestrzenno-lokalizacyjne zagubienie uważam za wyjątkowo urocze.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że już umiesz do mnie trafic:D
Zajęło mi to tylko 7 lat...
OdpowiedzUsuńTakie błądzenie nie jest nam obce, dlatego kiedyś kupiliśmy GPS, bo drogowskazom czasem trudno wierzyć...
OdpowiedzUsuńFajny rysunek :-)
Dzięki. No mnie też już straszono, że mi kupią nawigację. Ale do poruszania się pieszo...
OdpowiedzUsuńMiodzik. Czyta się Ciebie cudownie :)
OdpowiedzUsuńNie chce wiedziecck się stanie jeżeli się przeprowadzce..
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. I się zawstydziłam.
OdpowiedzUsuńKciuki Ci odmówiły posłuszeństwa?
OdpowiedzUsuńTrzęsło w tramwaju, a na zakrętach musiałam uważać. Wybacz
OdpowiedzUsuńMnie też ciągle poniewiera, ja nie wiem jak ludzie mogą czytać w nich książki. Ja walczę o przetrwanie.
OdpowiedzUsuńOho, na rysunku dostrzegłam Bukę. Pracowała z wami? ;)
OdpowiedzUsuńTo była jedna z księgowych, która napawała mnie lękiem. Wszyscy zawsze się ze mnie śmiali, jak widzieli moją minę, kiedy miałam do niej iść. Strasznie straszna.
OdpowiedzUsuń