Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2017

Krynica miłości

Siedząc przy stole i pałaszując obiad, Linka z lubością oddawała się błogiej chwili ciszy i spokoju.  Żując entuzjastycznie kawał wołu, nagle do jej uszu dobiegł odgłos tupotu małych stóp. Linka rozważając wszelkie ewentualności, postanowiła starym wypróbowanym sposobem zamknąć oczy i udawać, że jej nie ma. Do tej chwili nie wie, jakim cudem Dziwak ją odnalazł. - ciociaaaa, pójdziesz z nami na spacer – bardziej oznajmił, niż zapytał Młodzieniec. - nie, nie pójdę – odpowiedziała obojętnie Linka. - proszeee… – Dziwak gładko przeszedł w piszczące tony. -  prędzej skonam. - spacer… - na Ozyrysa idźcie się objuczyć, zaraz przyjdę – odburknęła, łypiąc groźnie spode łba. Dziwakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać z prędkością światła pognał oporządzać swojego dwukołowego rumaka i siostrę. Zrezygnowana Linka po chwili dołączyła do wesołej ekipy, która aż trzęsła się z hamowanej ekstazy. Następnie przeliczyła jednostki,  później koła - całe 5 sztuk – zbiórkę zakończyła  wygłaszając moralizato

Historia Wiedźminem się toczy

Jednym z pierwszych wspomnień Linki jest komunia Małego Mendy – miała wówczas 3 lata. Bynajmniej nie chodzi o sam akt uduchowionego sakramentu i wstąpienia brata do wspólnoty, tylko wręczenie mu prezentu głównego. Nie był to ani dron, ani kucyk, czy  tak powszechny w latach 90 rower. Rodzicieli poniosła ułańska fantazja i wręczyli Małemu Mendzie Amigę. Całej trójce rodzeństwa oczęta rozszerzyły się ze zdumienia, a żuchwy z impetem roztrzaskały PRL-owski parkiet. Tak zupełnie przypadkowo narodził się klan graczy. Rodziciele do dziś żałują, że nie zdecydowali się na rower. Wbrew obiegowej opinii żadne z nich nie wyrosło na socjopatę z podręcznym uzi w kaburze i nie dokonują eksterminacji zombii po przedszkolach, ale są praworządnymi obywatelami, którzy niechętnie, acz regularnie płacą podatki. Linka nie dysponuje nadmiarem wolnego czasu, ani nadprogramowymi milionami, więc swą grową pasję ograniczyła do jednej fabularnej gry rocznie i Hearthstone, o którym już kiedyś wspominała. Do użytk

Uniwersalna względność

Linka zaraz obok płetwala błękitnego widnieje na liście gatunków zagrożonych wyginięciem. Czeka tylko, aż Animalsi zwęszą jej trop i wstawią do hermetycznego akwarium, w którym zapewne dostanie ataku klaustrofobii, ale za to będzie wystawiana w skansenach na całym świecie, gdzie wspaniałomyślni zwiedzający obrzucą ją orzeszkami. Powodem jej gatunkowej odmienności jest wyssana z mlekiem matki powszechna niechęć do centrów handlowych i zakupów. Linka nie cierpi dzikich tłumów, kolejek, przymierzania,  kalumnii o promocjach i ekspedientów z miną jakby im coś zdechło pod nosem. Dlatego zakupy w realu ograniczyła do niezbędnego minimum, a całą resztę dóbr od mebli, po elektronikę, dziwne leki z Tajlandii do skarpetek włącznie, nabywa przez Internet, co niesie ze sobą pewną dozę ryzyka. Powłócząc rozdeptanymi papciami z parującym kubkiem herbaty w jednej ręce i kubkiem zimnego piwa w drugiej, Linka poczłapała do centrum dowodzenia. Rozlała się wygodnie w fotelu prezesa, odpaliła laptopa i za

Wzrokowy pożeracz

W ostatnim czasie w pracowniczym przybytku Linki dwa razy na stół wjechały torty. Pomijając okazje takowej rozpusty Linka była wielce ukontentowana, gdyż jak wieść niesie, jest niepoprawnym obżartuchem, co lepszych rzeczy. Za pierwszym razem zaproponowano jej drugi kawałek, a ta uznawszy, że odmowa będzie bardziej niż krzywdząca, szybko wystrzeliła ze swoim talerzykiem, żeby nikt jej nie ubiegł. Za drugim razem, propozycja taka nie padła, więc Linka tylko pożerała tort wzrokiem, śliniąc się przy tym obficie. Koleżanka Nataszka widząc, że Linka straciła kontakt z otoczeniem i przestała mrugać, nie wytrzymała presji i nakazała jej wziąć kolejny kawałek ze słowami: widać po oczach, że chcesz. Linka nie wie, czy akurat oko jej uciekło, ale niegrzecznie byłoby odmówić. Sytuacja ta obudziła w niej mocno wstydliwe wspomnienie, zagrzebane gdzieś w zakamarkach pamięci. Będąc w liceum Linka miała znajomkę Zieloną, która uczęszczała do szkolnej stołówki na obiady. Jako że Zielona jadła mniej niż

Referendum: istnieć, czy nie istnieć?

Do Linki coraz częściej docierają bezpośrednie podszepty o potrzebie bytności bloga na Facebooku. Póki co,  jak na rasowego, aspołecznego, technologicznego troglodytę przystało, grzecznie odmawia, choć za plecami trzyma paralizator. Niech nikt nie myśli, że Lince założenie bloga przyszło łatwo niczym Kimowi rozstrzeliwanie swoich generałów. Przez wiele lat walczyła ze swoimi znajomkami, którzy usilnie namawiali ją do upublicznienia tekstów, głównie dlatego, że mieli dość bombardowania mailami i smsami w trzeciej osobie. Dlatego blog dla Linki, która jest niczym Wilczy Szaniec, jawi się jako szczyt ekstrawagancji. Próżno szukać w sieci jej śladów, bo zanim nie podjęła decyzji o pisaniu, nie zostawiła po sobie choćby jednego komentarza, nie udzielała się na żadnych forach, nie miała feikowych kont do podglądania sąsiadów – słowem nie istniała. Na globalnej promocji również szczególnie jej nie zależy, bo w przypływie światowej sławy na pewno u Linki aktywuje się zahibernowany gen snobizmu

Ona temu winna

Linka siedząc sobie w swojej samotni i nie wadząc nikomu, knuła w spokoju plan przejęcia władzy nad światem, gdy nagle jej niezmąconą sielankę przerwał natarczywy donos Dziwaka. - ciociaaaa! A Ulson rozwaliła ci drzwi – wysapał jednym tchem. - Dziwak nie bądź konfidentem – przystopowała go odruchowo, nie zwracając zbytniej uwagi na treść samego przekazu. Robi to tak często, że już nie musi mu tłumaczyć co to znaczy. - ale ja lubię! – odpowiedział z naburmuszoną miną Dziwak, ale już po chwili rozpromienił się i z dumą dodał – zrobiłem zdjęcia. - jakie zdjęcia? - no twoich drzwi! - jakich drzwi? – zapytała po raz kolejny Linka, napawając się w duchu faktem, że udało jej się wyprowadzić Młodzieńca z równowagi, który aż pozieleniał z przejęcia i poirytowania. - no ciociaaaaa w aucie – nie wytrzymał i podsunął jej pod okulary telefon Kazika. Linka rzuciła leniwe spojrzenie na ekran, a gdy w końcu obraz, na który patrzyła dotarł do mózgu i został należycie przetworzony, wnętrze jej zabulgota

Dzień Dziecka PEGI 18

Jak każdemu doskonale wiadomo, niedawno obchodzony był Dzień Dziecka. Oczywiście Ulson i Dziwak w należyty sposób zostali z tej okazji uhonorowani prezentami, na jakie zasługują, czyli policzkowaniem i chłostą. Więc o tym Linka nie będzie się rozpisywać, bo to nuda, ale że lubi robić niewybredne żarty postanowiła obdarować trochę większe dzieci i raz jeszcze przypomnieć o sobie swojej starej korpo. Linka wynajdując chwilę czasu wolnego w pracy, tudzież migając się od swoich obowiązków, rzuciła się w wir alejek i regałów szukając godnego prezentu dla całego biura. Posiłkując się swoim analitycznym mózgiem, wysnuła daleko idące wnioski, iż okapniki na świece, czy inne serwetki o fakturze lnu nie będą prezentem właściwym. Dlatego znów zanurzyła się w dziale z asortymentem na panieński. Przeglądając ze znudzeniem różne fikuśne i falliczne gadżety, nagle jej bystry wzrok astygmatyka padł na niewielkie, czarne pudełko, o który zapomniał cały świat. Wzięła je ostrożnie do rąk, zdmuchnęła zale

Pancerfausty w skarpetach

Obecnie Linka w pociągu czyta książkę poleconą jej przez Panią z pewnego przybytku z tomiszczami. Póki co nie może się w nią wgryźć i rozważa zdobycie adresu Pani celem pozostawienia jej gumowej kupy na wycieraczce. Jednak Linka jest z natury cierpliwa i daje sobie jeszcze trochę czasu, gdyż przeczytała raptem 100 str., a książka ma prawie 500, więc może jeszcze coś z tego będzie. Z drugiej strony Pani polecała jej również Buszującego w zbożu, a to już powinno dać Lince do myślenia. Wszak rozumie, że mądrzejsi od niej okrzyknęli ją mianem kultowej, a nad jej wybitnością układane są kwieciste perory, ona jednak za największy atut książki uważa stosunkowo niewielką objętość. Rozważa również czytanie jej Dziwakowi jako represje za chwile niesubordynacji. Skutkiem tego, że Linka nie może się wciągnąć w lekturę podczas podróży, jest niekontrolowana lustracja otoczenia bezmyślnym wzrokiem cielca. Siłą rzeczy mimowolnym obiektem jej zainteresowań stają się bogu ducha winni współpasażerowie.

Cale szczęścia

W niżej opisanej historii Linka nie brała bezpośredniego udziału, jednak znając Seniorkę Rodu jest w stanie sobie doskonale owe zajście wyobrazić.  A że Seniorka bloga nie czyta, nie będzie imputować  nadinterpretacji. Próbując przywrócić domostwo do stanu względnej użyteczności po wyjeździe szarańczy tj. Ulsona i Dziwaka, do uszu Rodzicielki zaczęły docierać dziwne dźwięki. To niedźwiedź? Nie, to Darth Vader!  – myślała Rodzicielka. Krok na schodach był ciężki i powolny, oddech szybki i niepokojąco świszczący. Rodzicielka wyłoniła się zza winkla i wyszła na przepastny korytarz, jej oczom ukazała się Seniorka, która wyrażała sobą żywą personifikację obłędu. Włos potargany, wzrok dziki, ręce trzęsące niczym u człowieka na głodzie. - Boże Wszechmogący! Ty wiesz, co się stało? – wysapała Seniorka, łapiąc łapczywie zbawienny tlen i chwytając się trzęsącymi rękoma za serce. Z Rodzicielki uszło całe powietrze, a krew odpłynęła z twarzy, chwiejąc się na nogach, wsparta o ścianę, zapytała zlęk

Kolejowa klasa premium

Wskakując jak zawsze do obładowanego o tej porze pociągu, Linka wzrokiem starego wyjadacza lustrowała wagon w poszukiwaniu wolnego miejsca. Uradowana znalazła miejsce między dużym Panem, a bardzo dużym Panem na korytarzu vis a vis toalety – słowem klasa VIP. Panowie również byli mocno zdziwieni, że między nimi znalazło się jeszcze jedno nierozłożone krzesełko, ale Linka hardo parła naprzód i wdusiła się między nich. W razie wypadku mogła liczyć na wcale nienajgorszą amortyzację. Niestety, aby pozostawić przejście, kolana musiała wdusić sobie pod brodę. Do odjazdu pozostały 4 min, w ciągu których do i tak załadowanego pociągu wbiegła jeszcze zdyszana pielgrzymka, drużyna piłkarska, stado welociraptorów i peleton kolarski łącznie z rowerami. Traf chciał, że jeden z kolarzy zaparkował w tych 5 cm wolnej przestrzeni między Linką a drzwiami toalety, mocno naruszając jej strefę komfortu. Pociąg ruszył. Linka nie oponowała, bo faktycznie ścisk był większy niż w Lidlu na promocji, dlatego nic