Ona temu winna
Linka siedząc sobie w swojej samotni i nie wadząc nikomu, knuła w spokoju plan przejęcia władzy nad światem, gdy nagle jej niezmąconą sielankę przerwał natarczywy donos Dziwaka.
- ciociaaaa! A Ulson rozwaliła ci drzwi – wysapał jednym tchem.
- Dziwak nie bądź konfidentem – przystopowała go odruchowo, nie zwracając zbytniej uwagi na treść samego przekazu. Robi to tak często, że już nie musi mu tłumaczyć co to znaczy.
- ale ja lubię! – odpowiedział z naburmuszoną miną Dziwak, ale już po chwili rozpromienił się i z dumą dodał – zrobiłem zdjęcia.
- jakie zdjęcia?
- no twoich drzwi!
- jakich drzwi? – zapytała po raz kolejny Linka, napawając się w duchu faktem, że udało jej się wyprowadzić Młodzieńca z równowagi, który aż pozieleniał z przejęcia i poirytowania.
- no ciociaaaaa w aucie – nie wytrzymał i podsunął jej pod okulary telefon Kazika.
Linka rzuciła leniwe spojrzenie na ekran, a gdy w końcu obraz, na który patrzyła dotarł do mózgu i został należycie przetworzony, wnętrze jej zabulgotało. Zgrzytając zębami i tocząc pianę z pyska wpatrywała się w dyndającą smętnie na ostatniej tętnicy wewnętrzną klamkę od drzwi kierowcy. Dziwak widząc nagłą transformację u swej cioci, która ewidentnie przeszła w tryb bojowy, szybko podkulił ogon i schował się pod dywan. Linka ciężko dysząc, skorzystała z podręcznego worka ambu i udała się na poszukiwania winowajcy. Przerażona Ulson chowała się za Kazikiem i z największą starannością lustrowała stan swojego obuwia. Linka już miała wyjąć zza pazuchy podręczne dyby i paralizator, gdy Kazik ze spokojem tybetańskiego buddy oznajmiła, że sama jest sobie winna, gdyż zawsze zostawia otwarty samochód. Miała rację, acz Linka uznała, że lepiej się obrazić i z pogardą zarzuciła głową, zahaczając przy tym o futrynę, burcząc pod nosem, sfoczona na cały wszechświat, podreptała na miejsce zbrodni.
Okazało się, że po każdorazowym złożeniu hekatomby i odprawieniu modłów, klamka o dziwo spełnia swoje zadanie, a Lince póki co nie grozi wychodzenie przez bagażnik. Ulson robiła ciche podchody w ramach zadość uczynienia, ale spotykała się z permanentnym warczeniem Linki, więc dla własnego bezpieczeństwa na razie nie zbliża się na odległość włóczni. Rzuconej włóczni.
Zawsze twierdzilam, że muszę dac Dziwakowi kiedyś piateczke. Nie za konfidenta, ale troskę o świat i spokoj ducha cioci. Bezczelnie się uśmiecham, wiesz.
OdpowiedzUsuń4 zęby bym wyrwał w drodze rewanżu. O ile posiada tyle...
OdpowiedzUsuńZnajdzie się. Ewentualnie pourywać główki jej zabawkom posiadającym główki.
OdpowiedzUsuńPrzemawia przez Ciebie akceptacja genu konfidenta.
OdpowiedzUsuńOj tam, zaraz taki raban, o jedna klamkę ;-) Są dzieci, bywają szkody...widocznie przytulne masz autko ;-)
OdpowiedzUsuńAj tam klamka, ostatnio moje tylnie drzwi mają menisk wklęsły, klamka natomiast ma się dobrze :))
OdpowiedzUsuńAuto jeździ? To o co chodzi? Ciesz się, że Ci kabrioletu nie zrobili. Chociaż... na lato jak znalazł.
OdpowiedzUsuńA jak daleko Linka rzuca włócznią? Chodzi mi o skuteczny rzut, tak na wszelki wypadek chciałbym wiedzieć...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej masz na kogo zwalić. A jakbys tak sama swojemu autku krzywdę zrobiła? To co? Ta włócznia w serce własne?
OdpowiedzUsuńDopóki Dziwak nie jest nagradzany za kapowanie, istnieje szansa, że mu się to nie utrwali :P
OdpowiedzUsuńI tak dobrze, że tylko klamka, a nie farba olejna na szybie, czy siedzeniach ;)
Bzdura, doceniam jego poświęcenie (bo pewnie borykał się z problemem powiedzenia Tobie..). Uchronił Cie przed paniką, że ktoś włamywał się do Batmobilu.
OdpowiedzUsuńJa zamykam auto i mam klamki popękane xD. Ale dopóki da się drzwi otworzyć jest ok. Muszę kiedyś zakupić nowe i wymienić. Dziwak jaki cwany, aż od razu zdjęcie zrobił, ach ta cyfrowa epoka ;D. Dowód trzeba mieć ;D.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jego przytulność polega na permanentnej otwartości ;)
OdpowiedzUsuńHyhyhy a z czy zostało te drugie auto? :D
OdpowiedzUsuńNo tak, te dwa szoguny sieją większe spustoszenie niż plagi egipskie i zbieracze złomu razem. Fakt, dobrze, że w ogóle mam jeszcze auto.
OdpowiedzUsuńLinka z miotania nigdy nie była dobra, ale obiecuje zacząć trenować na dzieciach rzuty w plecy, żeby w przedszkolu za szybko nie zauważyli skutków jej treningów.
OdpowiedzUsuńGdybym sama rozwaliła pewnie nie byłoby tematu, a tak przysługuje mi naturalne prawo wszechświata do narzekania :D nie, nie, włócznia w serce to mało humanitarne jednak.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że mogło być gorzej. Pamiętam - głównie z opowieści - jak w wieku nieco starszym od Ulsona, wjechałam ojcowskim maluchem w dom :D
OdpowiedzUsuńTo jest Dziwak, on żyje dla donosów, a rozterki moralne są mu tak samo obce, jak mięso parówkom.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to rozbawiło szczerze mówiąc, zachował się jak rasowy rzeczoznawca, a zdjęcia śmiało mogłabym wysłać do ubezpieczyciela :D a myślałam, że tylko ja żyje w aucie bez klamek w stadzie zawsze raźniej ;)
OdpowiedzUsuńojjj... w jednym z pierwszych naszych autek zacinała się klamka od strony..... kierowcy. Wyobraź sobie Jagę wysiadającą z szykiem na pracowniczym parkingu od strony pasażera zgrabnie przenoszącą tyłek nad lewarkiem, ,,,,,w spódnicy....Przez bagażnik się nie dało bo to był fiat 126p .... brrrrrrrrr
OdpowiedzUsuńHyhyhy a co się nie zacinalo w biednych maluchach :-) uważam, że to były auta magiczne. Tyle wspomnień z nim związanych... Tzn większość z opowieści bo dziecięciem byłam, ale to nic.
OdpowiedzUsuńLepiej, że tylko klamka a nie od razu całe drzwi :D
OdpowiedzUsuńRacja, niechcący podwozie też mogła urwać...
OdpowiedzUsuń