Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2017

Początkująca dr Quinn

Linka była świadkiem pewnej rozmowy na temat społecznej znieczulicy, udzielania pierwszej pomocy, oraz oddawania prawej półkuli mózgu. Nie włączyła się do rozmowy, tylko przymknęła powieki, a przed oczami zaczęły jej przelatywać retrospektywne migawki… Nim przejdzie do clou historii, musi wspomnieć o dwóch kwestiach: Linka nie była nigdy pilną uczennicą na PO, gdzie zgłębiane są tajniki pierwszej pomocy, nie dlatego, że przedmiot jej nie interesował, ale dlatego, że w tym dniu były dwa polskie, a wówczas Linka cierpiała na bardzo poważną chorobę zwaną Zespołem Clarka, objawiającą się również w piątki przy ładnej pogodzie. Stąd też wziął się szkolny pseudonim Linki. Linka za każdym razem ma ciary, jeśli jest zmuszona jeździć ze swoją siostrą. Nie chodzi o to, że Kazik przepoczwarza się w psychodelicznego szaleńca za kółkiem, ale 9/10 wspólnych podróży kończy się źle albo dla Linki, albo dla świata. Było to może z rok temu. Linka wybrała się z Kazikiem na zakupy i po wykupieniu wszys

Marzenia się spełniają

Przygotowawszy swoją stałą weekendową wyprawkę, Linka w prawą rękę chwyciła kubek ze świeżo zaparzoną herbatą w lewą schłodzone piwo i zagłębiła się w czeluściach długiego i ciemnego korytarza. Idąc tak w kierunku swojej samotni, poczuła, że coś jest nie tak. Mimo że w obrębie jej kiepskiego wzroku nie widziała nikogo, podświadomie wyczuwała czyjąś obecność. Poczuła, jak jej ciało przeszył mimowolny dreszcz. Wstrzymała oddech nasłuchując. Nadal nic. Włos jej się zjeżył na karku, a usta bezwiednie się poruszając, wydawały nieme dźwięki. Serce zaczęło jej łomotać w klacie, a cała krew odpłynęła z twarzy. Linka siląc się, odepchnęła nadciągającą falę paniki i przeszła w tryb obronny. Adrenalina zaczęła pulsować w jej żyłach, pobudzając mózg do działania. Spojrzała na lewą rękę i zaczęła rozważać przerobienie butelki na tulipana, jednak było to dobre piwo - a butelka optymistycznie patrząc była w połowie pełna - więc stwierdziła, że grzech marnować. Przerzuciła wzrok na prawą, tu sprawa by

(Nie)zwykły spacer

Po ciężkim dniu w pracy Linka przemoczona, wymięta i zmęczona wracała do domu. Jedyne o czym nieśmiało marzyła prowadząc samochód to odrobina spokoju i suche miejsce do zdechnięcia.  Wjechała niepostrzeżenie do garażu i już miała udać się do domu,  gdy ziemia zaczęła obsuwać się jej spod nóg. Początkowe delikatne wibracje stopniowo przeszły w regularne trzęsienie odznaczając się na skali Richtera. Do wstrząsów sejsmicznych dołączyły również wrażenia akustyczne zwiastujące rozpoczęcie sezonu godowego mastodontów.  Zaskoczona Linka z trudem łapiąc równowagę zaczęła wyglądać źródła przeraźliwego jazgotu. Zza ogrodowego zakrętu z nadświetlną prędkością wyłoniła się wataha dzikich bestii, wzbijając w niebo tumany kurzu. Szarżowała prosto na oszołomioną Linkę, która wiedziała, że została namierzona i na ucieczkę nie było już szans. Stanęła pewnie w rozkroku zapierając się ze wszystkich sił gotowa na zderzenie z ciężarówką. Dzieci jedno po drugim rzuciły się na wątłą Linkę i uwięziły ją w śmi

Meandry mowy polskiej

Tak się składa, że Linka w pracy ma całkiem pokaźną grupę wielce sympatycznych Ukraińców. Wszyscy w lepszym lub gorszym stopniu posługują się językiem polskim, którego arkana cały czas jeszcze zgłębiają. Linka, jako osoba uwielbiająca zabawy rodzimym językiem, poczuła się zobowiązana przekazać swym ziomkom ze wschodu niezbędną do funkcjonowania wiedzę tajemną. I tak któregoś razu, gdy została oddelegowana do pomocy przy akcji o kryptonimie: lawenda, zaczęły się rozmowy dziwnej treści. Lawenda odegrała w tym niebagatelną rolę, gdyż o ile miło jest ją powąchać i odejść w stronę zachodzącego słońca, o tyle przebywanie w jej intensywnych oparach przez kilka godzin zadziałało na całą grupę niczym kąpiel w środkach psychoaktywnych [1] , wywołując atak niepohamowanej głupawki, a Linka jeszcze w pociągu pachniała niczym szafa starszej pani. Romanoffa skubiąc lawendę zaczęła uskarżać się na latające mięso, które oblega jej balkon - bardziej znane pod nazwą gatunkową jako gołąb. Biedna Romanoff

Szokująca metryka

Obraz
Jak na milczkowatego mruka Linka zaskakująco dużo czasu spędza z Dziwakiem na intensywnych rozmowach filozoficznych o życiu i śmierci. Dziwak jest wielkim fanem wątpliwych krasomówczych talentów Linki i widzi w niej rasowego, antycznego oratora. Jednym z ulubionych tematów Młodzieńca jest beztroski czas dzieciństwa cioci.  Linka oczywiście świadomie pomija kwestie o wątpliwym walorze edukacyjnym, bądź bezpośrednio wskazujące na jej kryminalne korzenie. W ostatnim czasie widząc, że Dziwak dostaje wstrząsu anafilaktycznego na wszelkie próby zagonienia go do ciężkich robót domowych, Linka postanowiła sprzedać mu historię o dyżurach sprzątania jakie miała wraz z rodzeństwem w dzieciństwie.  Gdy Linka skończyła, ze zdziwieniem zauważyła, że Dziwak przestał mrugać, a całe jego lico promieniowało prostym komunikatem: ja chce! Pewnym utrudnieniem okazał się fakt braku rodzeństwa do kooperacji, gdyż Ulson jest jeszcze jednostką zdecydowanie zbyt niestabilną emocjonalnie i raczej nikt nie chciał

Balon przeznaczenia

Obraz
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w każdym przedsiębiorstwie, w którym wchodzi się w interakcje z klientem, klient staje się obiektem niewybrednych żartów i kpin pracowników. Nie inaczej jest w linkowym przybytku pracy, a świadomość tego, że klient pozostaje w sferze wirtualnej nikomu nie przeszkadza. No bo jak można się nie śmiać z rozhisteryzowanych kobiet, które nie przebierając w słowach drą włosy z głowy, że ich córka nie pójdzie do komunii w bolerku nr 9 tylko nr 6. Wobec takiej tragedii sprawy głodu w Afryce zdecydowanie schodzą na dalszy plan. Pytania o średnicę cukierka, giętkość żelka, czy możliwość spożycia ciasteczka, które ma etykietę: artykuł dekoracyjny są na porządku dziennym. Królowie ekonomii mają specjalne miejsce w serduszkach pracowników, są to osoby, które kupują produkt za 2 zł – nomen omen jest to rzecz, którą można nabyć w każdym sklepie – a za przesyłkę płacą 17 zł. Niedawno Nataszka pokazała Lince zamówienie klienta, który za niebagatelną kwotę nabył balon

Wielkie powroty; epizod 7 – Paryż

- chcecie jechać na 5 dni do Paryża? Za całe 25 zł? – zapytała enigmatycznie koleżanka Mała Czarna. - TAAAAKKK! – wykrzyknęły radośnie Ula i Linka nie zadając żadnych dodatkowych pytań. Było to zaraz po maturze, kiedy ani wiek, ani letni czas wakacyjny nie sprzyjały wnikliwemu indagowaniu. Zostały w pełni usatysfakcjonowane faktem, że opiekunem wycieczki ma być ich równolatek i dobry znajomek całej szkoły, który jak co drugi długowłosy metal odznaczał się znamienną ksywką Jezus. Linka miała blade pojęcie całego przedsięwzięcia, odgórnie chodziło o wzięcie udziału w jakiejś manifestacji – powód nikogo nie interesował – w zamian za co ich dobroczyńcy – których personalia nikogo nie interesowały – rzucą groszem na ich wikt i opierunek. Wesoły autobus pokonał trasę z Polski do Francji w jedyne 23 h. Na pokładzie ostały się tylko dwie trzeźwe jednostki - kierowca i Linka, która po zaaplikowaniu śmiercionośnej dawki aviomarinu bała się spojrzeć chociażby na butelczynę Amolu. Głównie dlatego,

Grzybiarze i inne leśne stwory

Śmiało można rzec, że wielopokoleniowa rodzina Linki to banda leśnych stworów. Las dla każdego od zawsze był drugim domem i spędzano tam każdą wolną chwilę. O ile Linka nigdy nie zapałała miłością do zbierania jagód - już jako dziecko przejawiała pewne cechy leniwca i kombinatora i swój słoiczek po musztardzie obficie wypychała szyszkami i leśnym runem – o tyle na grzyby jeździć od zawsze uwielbiała. Tradycją stała się zacięta rywalizacja z Wujasem – najmłodszym bratem Rodziciela - w ilości zebranych prawdziwków, a w najlepszych latach prowadzone były skrupulatne zapisy na oficjalnej tablicy wyników. Lince nawet udało się odszukać krótką zeszłoroczną notatkę poczynioną po grzybowej inauguracji; Bilans; Wyciągnięte kleszcze – szt. 1 Zboczeńcy z gołą dupą – szt. 1 Zaliczone pajęczyny – szt. 54218 Znalezione grzyby – szt. 2147896 Znalezione grzyby jadalne – szt. 0 Tegoroczny sezon również został rozpoczęty z przytupem i wejdzie do annałów rodzinnych opowieści ku wielkiej rozpaczy Wujasa.

Zło czai się w kartonach

Mrok spowił magazyn. Gęsty, szary kurz unosił się w powietrzu niczym nieprzenikniona, londyńska mgła. Grobowa cisza przerywana niekiedy odgłosem szybkich kroków lub wybuchem histerycznego, złowrogiego śmiechu, zwiastowała nadchodzącą emanację zła. Nikt nie czuł się bezpiecznie – nikt nie był bezpieczny… Wtem światem wstrząsnął mrożący krew w żyłach krzyk. Niósł się złowrogim echem, potęgując narastające pandemonium  grozy. Na resztkę ocalałych padł przemożny strach i poczucie nadchodzącego końca… Linka bezszelestnie wynurzyła się zza mrocznych regałów z balonami. Będąc wierną swym ideałom z dzieciństwa, niepostrzeżenie udała się do toalety, gdyż najbliższa budka telefoniczna znajdowała się w Londynie. Tam przywdziała godne superbohatera przyodzienie – majtki na spodnie – i wróciła do pogrążonego w panice magazynu. Z super szybkością Flasha omijała biegające w popłochu otępiałe jednostki, brnęła do epicentrum nieprzerwanego krzyku. Nie bacząc na sączącą się z popękanych bębenków krew i

Kryzys tożsamości

W obawie przed rychłą deportacją Linka postanowiła, w końcu zadziałać coś w kwestii przedawnionej tożsamości. Uzyskawszy wspaniałomyślnie dzień bezpłatnego urlopu, spięła poślady i z nieukrywaną trwogą, zdobyła się na stawienie czoła swym dwóm śmiertelnym wrogom – fotografowi i Paniom z urzędu. Linka do każdej bitwy zawsze stara się przygotować, dlatego nim udała się do fotografa, wnikliwie przejrzała jak bardzo upokarzające są obecne wymogi przy zdjęciach do dowodu osobistego. Ku swej ogromnej uciesze okazało się, że nie trzeba zdejmować okularów, inaczej Linka przeobraziłaby się w pomarszczoną rodzynę, szukając przed sobą obiektywu. Kolejnym pozytywem był fakt, że uszy mogą pozostać zakryte, więc nie musiała czynić cudów z włosami, które zawsze luźno opadają na ramiona. Niestety ustawienia en face nie można obejść, więc Linka w duchu pogodziła się, że podobnie jak na zdjęciu do paszportu wyjdzie na mordercę i gwałciciela z dożywotnim wyrokiem. Uzbrojona w wiedzę udała się do przybytk