(Nie)zwykły spacer
Po ciężkim dniu w pracy Linka przemoczona, wymięta i zmęczona wracała do domu. Jedyne o czym nieśmiało marzyła prowadząc samochód to odrobina spokoju i suche miejsce do zdechnięcia.
Wjechała niepostrzeżenie do garażu i już miała udać się do domu, gdy ziemia zaczęła obsuwać się jej spod nóg. Początkowe delikatne wibracje stopniowo przeszły w regularne trzęsienie odznaczając się na skali Richtera. Do wstrząsów sejsmicznych dołączyły również wrażenia akustyczne zwiastujące rozpoczęcie sezonu godowego mastodontów. Zaskoczona Linka z trudem łapiąc równowagę zaczęła wyglądać źródła przeraźliwego jazgotu. Zza ogrodowego zakrętu z nadświetlną prędkością wyłoniła się wataha dzikich bestii, wzbijając w niebo tumany kurzu. Szarżowała prosto na oszołomioną Linkę, która wiedziała, że została namierzona i na ucieczkę nie było już szans. Stanęła pewnie w rozkroku zapierając się ze wszystkich sił gotowa na zderzenie z ciężarówką. Dzieci jedno po drugim rzuciły się na wątłą Linkę i uwięziły ją w śmiercionośnym uścisku bezlitośnie krusząc kości. Do standardowego kompletu nieletnich dołączyła jeszcze jedna jednostka - nieco starsza od Dziwaka – MiMi, która jest latoroślą linkowej kuzynki i zagościła w Siedliszczu na wakacje. Linka nie miała wyjścia tylko pokochać jak swoje. W efekcie została zatopiona w dziecięco-aryjskiej masie i dopiero po chwili udało jej się odkleić od siebie nieletnich, czemu towarzyszyły głośne odgłosy ssąco-cmokające.
- pójdziemy na spacer z Luną? – zapytał Dziwak w ekstazie.
- nie wiem, czy Luna będzie chciała – odpowiedziała Linka rozglądając się za psem, który zapewne wykopał wał, żeby odgrodzić się od zgubnego nadmiaru dziecięcej czułości, albo uciekł do Meksyku. Widząc, że dzieci nie zostały przekonane szybko dodała – muszę zjeść obiad a wy kolację. Jak grzecznie zjecie to pójdziemy – zawyrokowała Linka a przebiegły cień przemknął jej po twarzy.
Był to cios poniżej pasa, bo dzieci nigdy nie jedzą grzecznie kolacji, a posiłek z reguły kończy się awanturą, fochem, dżemem w oku lub nożem w nerce. Nie tym razem. Pacholęta nie dość, że zjadły to jeszcze wylizały talerze i z głośnym beknięciem zakończyły posiłek. Przebierając niecierpliwie nóżkami przeszły w tryb spacerowej gotowości. Gdy tylko Linka dała hasło do wyjścia dzieci wrzeszcząc opętańczo pobiegły na dwór. Sama zrezygnowana zgarbiła się jeszcze bardziej niż zwykle i smętnie powłócząc nogami poszła objuczyć Lunę, żałując w duchu, że tylko pies będzie na smyczy. Nim opuściła włości racjonalnie podeszła do sprawy przeżycia z watahą niestabilnych emocjonalnie jednostek i szybko zgarnęła kilka drobiazgów, które miała nadzieję pomogą jej okiełznać bandę dzikich atomów. O dziwo nawet Luna nie zareagowała z typowym dla siebie entuzjazmem widząc współtowarzyszy wędrówki, a z jej brązowych oczu Linka wyczytała dość jasny przekaz: Te człowiek, chyba sobie jaja robisz.
Zgodnie z przewidywaniami Linki, gdy tylko wesoła gromada zamknęła za sobą furtkę, zaczęły się histeryczne krzyki kto ma prowadzić psa, w którą stronę należy iść i czy znowu podniosą ceny paliw. Do tego w mgnieniu oka Ulson oddaliła się i przekroczyła granicę stanu. Będąca na skraju wytrzymałości Linka sięgnęła po radykalne środki – o dziwo nie był to paralizator. Z konspiracyjną miną wydobyła z kieszeni zmięty skrawek papieru i teatralnym gestem rozłożyła mapę Wiedźmina.[1]
- śmierć i zaraza nam wszystkim! – zakrzyknęła Linka z obłędem w oczach.
Dzieci ucichły i z przekrzywionymi głowami zaczęły lustrować Linkę, która w międzyczasie wdusiła każdemu do łapki kawałek kredy, który na potrzeby chwili zamienił się w kryształ mocy. Przymykając powieki, rozedrganym głosem wprowadziła ich w zarys świata, w jakim się właśnie znaleźli. Zaczęła wykrzykiwać, dźgając przy tym mapę paluchem, że przebywają w Przełęczy Smoków i że jedynym sposobem na ocalenie będzie zostawianie śladów. Pacholęta ochoczo przystąpiły do znakowania wszystkiego w zasięgu swych małych rączek. Kolejno mijali wodospady lawy i rzeki płomieni, stawili czoła hordzie orków, bandzie cyklopów i stadzie gryfów. Musieli przebrnąć przez deszcz nieumarłych, znaleźć sposób na syreni śpiew i omijać pikujące smoki. Dzieci zgodnie wymieniały się mapą oraz przekazywały sobie lejce od ich wiernego i nieustraszonego wilka przy z góry wytyczonych portalach.
Cała wyprawa z boku musiała wyglądać dość ekscentrycznie, bo nagle chodniki opustoszały, kobiety zaczęły zatrzaskiwać okna i opuszczać żaluzje, samochody zakręcały z piskiem opon, a w lokalnych sklepach i przedsiębiorstwach pośpiesznie odwracano tabliczki z napisem ZAMKNIĘTE. Gdy o dziwo w jednym kawałku zatoczyli koło i stanęli przed wrotami pałacu wierny i nieustraszony wilk zawetował długość spaceru i zarył się głęboko w asfalcie. Linka w myślał zwyzywała Lunę od włochatych kolaborantów, ale wiedząc, że o ile z dziećmi sobie poradzi o tyle w starciu z geriatryczno-chimerycznym psem jest bezsilna. Nie było innego wyjścia jak wydłużyć wyprawę o kolejne kółko i znów nieść spustoszenie na trakcie. Finał wyprawy miał miejsce w kałużowym oceanie, w którym Linka pozwoliła brodzić dzieciom w skarpetkach, na co sąsiedzi prawie wezwali policję.
- jutro też pójdziemy na spacer z Luną – oznajmił brudny i mokry Dziwak nie pytając Linki o zdanie.
- TAAAK – zakrzyknęły brudne i mokre Ulson i MiMi nie czekając na odpowiedź Linki.
Jutro to wezmę chwilówkę i kupię wam tablety, jak normalnym dzieciom – pomyślała zrezygnowana, acz czysta Linka.
[1] Grać niestety nadal nie może, ale przynajmniej zrobiła użytek z bonusów z magicznego czarnego pudełka.
Muszę przyznać, że na pewno bardzo bajeczny musiał być ten spacer i nie pewno jutro z wielką chęcią znów się wybierzesz na niego :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam :)
To jeszcze nie mają tabletów? To średniowiecze jakieś! Normalne dzieci nie biegają dziś po kałużach i nie bawią się w chowanego, grają w gry na FB lub siedzą w kinie jedząc popcorn.
OdpowiedzUsuńMusisz to nadrobić, bo narażasz je na poważne opóźnienie w rozwoju ;-)
Wykończą Cię małolaty! Pokaż im mroczną stronę swojej osobowości...
OdpowiedzUsuńI w ten oto sposób mnożą się gracze - przez zarażenia na spacerze ;) Za 10 lat czy 20 Mimi zarzuci Ci, że przez Ciebie nie może sobie znaleźć faceta i trafia tylko na geeków... Życie jej niszczysz, wiesz?
OdpowiedzUsuńJa też chcę ją zobaczyć! I nie tyczy się to niezdejmowania skarpetek, ani mycia zębów przed snem!
OdpowiedzUsuńEj, ej ej! Dobry geek nie jest zły! Pozwolę sobie (acz, pozostawiam ocenę Lince) stwierdzić, że zarówno Linka, jak i moja durna osoba, w jakimś stopniu, trudno ocenić, reprezentują geekowską brać.
OdpowiedzUsuńPlus, to takie personalne stwierdzenie, mnie geeki, zaczytane w komiksach kręcą. Z grami bywa różnie - toleruję wszystko za wyjątkiem strategii. Za mały móżdżek. A! I granie magami, wywołuje to u mnie nadzwyczajną odrazę. Nigdy natomiast nie wzgardzę strzelanką...(nie gram, bo mam Alienowe przykazanie od lat, ale co sobie popatrzę i nakrzyczę to moje)
Ej! Ja też chcę!
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej będzie umiała obronić się przed apokalipsą zombi i ma +10 do obrony przed nudziarzami ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie durna osoba, magowie są najlepsi!
OdpowiedzUsuńMy to tacy troglodyci z gór, zero tabletów, zero FB, a za popcorn w kinie wywaliłabym ich na seans o dzierganiu serwetek przez ślepe mniszki z Tybetu.
OdpowiedzUsuńSerce mi pękało widząc, że pada przez cały dzień ;) taka strata...
OdpowiedzUsuńAle, że mam się z profilu ustawić?
OdpowiedzUsuńNa dworze są kleszcze, komary, chmury alergenów...strasznie niebezpiecznie jest na zewnątrz!
OdpowiedzUsuńTrafiłaś idealnie zmasowany atak pszczół pewnie by mnie zabił, a do tego nie rozstaje się z żelem antybakteryjnym - na dworze jest naprawdę niebezpiecznie :D i nie, nie poruszam się tocząc w wielkiej bańce.
OdpowiedzUsuńA dzieci na pewno z radości skakały :D
OdpowiedzUsuńDlaczego nie jestem córką Twojej kuzynki i nie spędzam wakacji w Siedliszczu?! Dlaczego?! Ja chcę!!!
OdpowiedzUsuńMoże chociaż moje Szkodniki Ci podrzucę?
true najtrujsze - ale co wykrzyczy po kolejnym rozstaniu z geekiem to jej ;)
OdpowiedzUsuńzgoda, że geek nie jest najgorszym, co kobietę może spotkać - ale jak się chce uderzyć psa, to paragraf się znajdzie - znaczy, ja zarzucałam matce, że jestem singlem, bo mnie nie nauczyła gotować, zatem rozumiesz, geek będzie po prostu poręcznym paragrafem ;)
OdpowiedzUsuńMożemy sobie przybić piątkę. Moja rodzicielka również nie raczyła mnie nauczyć, tłumaczyła to tym, iż ufajdam całą kuchnie.. Nawet piekarnika nie umiał włączyć jak się wprowadziłam na swoje..
OdpowiedzUsuńPS. Foczki w Warcrafcie się nie liczą mam nadzieje?:p
Są słabi, zmanierowani, nadal słabi i muszą się chować za innymi.
OdpowiedzUsuńA jak już naprawdę maka pole do popisu, to się okazuje, ze nie mają many. Cieniasy.
Spacer z przygodami ;D. Z pewnością jesteś ulubioną ciocią. Jak te dzieci dostaną tablety to już o normalności mogą zapomnieć ;D.
OdpowiedzUsuńPrzed podrzuceniem dzieci zapoznaj się z treścią diagnozy dołączonej do kartoteki, bądź skonsultuj się z psychiatrą lub adwokatem, gdyż każdy kontakt z Linką zagraża dziecięcemu życiu lub zdrowiu.
OdpowiedzUsuńRozstać mogą się tylko pod wpływem przerwy w dostawie Internetu :D
OdpowiedzUsuńParagrafy zawsze się przydają, a skoro o tym już mowa to polecam film "Paragraf 187". tak abstrahując od tematu.
OdpowiedzUsuńKompadre patrz ten absurd, taki osobowościowy dominator i tyran jak Ty :D daje sobie skopać dupsko (jako Tank) za magów, których nie cierpi. To tak jakby rasa panów z pełną świadomością dała się dymać klasie robotniczej.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolałabym być niżej w hierarchii :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w tym survivalu rozgrywającym się na obszarze kontrolowanym przez dzieci nie masz takiej możliwości jednoczesnego wciśnięcia klawiszy: [Ctrl, Alt i Del] ;)
OdpowiedzUsuńAle miałabym wejść do menadżera zadań i zakończyć proces? Radykalne i piękne zarazem :D
OdpowiedzUsuńProcesu nie musisz wcale kończyć. Wystarczy podnieść zakres ochrony AV i zapór, co znacznie zwolni aktywność Ulsson, Dziwaka itp. aplikacji. ;)
OdpowiedzUsuńZ moim talentem informatycznym przeniosłabym ich do innego wymiaru. Możesz zobaczyć jak u mnie się kończą tego tupu zabawy...
OdpowiedzUsuńhttp://linka-dziennikpokladowy.blog.onet.pl/2017/02/27/licencja-na-sprzatanie/
Obawiam się że Szkodniki są linkoodporne... To w końcu moje dzieci :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak kiedyś, kiedyś, w sumie sama dzieckiem byłam, choć starszym od powierzonego pod moją opiekę kuzyna, zainicjowałam zabawę w wywoływanie ducha Elvisa. Dostałam zjebkę od cioci, bo kuzyn się przestraszył i rozryczał. Widzisz nie jest kolorowo.
OdpowiedzUsuńNo... Chciałabym zobaczyć jak wystraszysz Szkodniki duchem Elvisa... Mają już naście lat i wychowane są na Van Halen, Irene Papas i Ninie Hagen.
OdpowiedzUsuńCo im tam jakiś duch ...
Bynajmniej, bardziej chodziło mi o to, że nie każdy dorosły akceptuje moje pomysły i zabawy z dzieciakami. Choć całkowicie szczerze w pewnym momencie podczas spaceru (trochę przesadziłam z zombi i wysysaniem mózgów przez słomki) i Dziwakowi zrzedła mina, wiec zaproponowałam przeniesienie do krainy tęczowych misiów, na co padło gromkie NIEEEE.
OdpowiedzUsuńWcale nie, gdybym była na polu walki w rzyci bym miała magów za mną. Walczyłabym honorowo w imię zachowania swojej skóry. Nie moja wina, że magowie się chowają. Nadal, Cieniasy.
OdpowiedzUsuńBo Dziwak adekwatne imię ma. Kraina tęczowych misiów?! Zdecydowanie wolę zombi ze słomkami...
OdpowiedzUsuńA swoja drogą, to zawsze nurtowało mnie pytanie czy żeńskie zombi mają okres...
Z naukowego punktu widzenia pewnie nie, bo zombi "rozmnażają" się przez ugryzienie, więc okres do podtrzymania gatunku nie jest im potrzebny, a w naturze nie ma nic zbędnego - oprócz pasikoników. Z bardziej praktycznego też nie, bo nie kupiłyby sobie podpasek.
OdpowiedzUsuń