Kosmiczny tort

W ostatnim czasie Linka w pracy głównie liczy. Nie na innych, nie na siebie, ale wszystko – nastał smutny czas inwentury totalnej. Przetrzebione jednostki z szaleństwem bijącym z oczu, przemierzają szybkim krokiem magazynowe połacie, wznosząc tumany kurzu. Co chwilę z innego kąta hali słychać wybuchy histerycznego śmiechu lub rozdzierającego serce płaczu. Gdzieś w oddali niczym w Sandomierzu niosą się serie strzałów odbijające się złowrogim echem po coraz bardziej opustoszałych ścianach – na szczęście tym razem był to tylko kolejny zwalony regał, jednak nikt nie wie, co będzie jutro…


Linka niczym Tarzan z grupą inwalidzką skakała przez pół dnia z drabiny na regał z regału na półkę i z półki na drabinę w Kokardkowym Królestwie.  Przy 3-tysiącach kolorowych paczuszek gotowa była skręcić sobie wielobarwną linę i skończyć swój marny żywot, gdy nagle do jej uszu dotarł dziwny szum informacyjny;


-... od razu wiedziałam… ,no wiedziałam…, byłam pewna… -  powtarzał jak mantrę głos. Głos okazał się być własnością Carycy, która z piskiem trampek wkroczyła do Kokardkowego Królestwa - … no wiedziałam, że to ty… od razu… - powtarzała nadal z zamglonym, niewidzącym spojrzeniem, chowając jedną rękę za plecami.


- hę?! – zapytała elokwentnie Linka.


- masz reklamacje – oznajmiła Caryca z dziwnym, enigmatycznym uśmiechem – to musiałaś być ty…


Linka pokraśniała, spuściła wzrok i przygarbiła się jeszcze bardziej niż zwykle. Już chciała zacząć się kajać, gdy zdała sobie sprawę, że coś jej tu tryfi i bynajmniej nie jest to pracownicza lodówka. Przyjrzała się uważnie koleżance z biura, która cały czas mruczała pod nosem z dziwnym obłąkańczym uśmiechem, a która normalnie w takich sytuacjach łączy się w bólu z ofiarą tragicznej pomyłki – co poszło nie tak? – zapytała podejrzliwie.


- pani chciała fontanny tortowe – zakomunikowała Caryca, a jej uśmiech dawno przekroczył już granicę skroni.


- a ja wysłałam…? – Linka zawiesiła teatralnie głos.


- to! – wykrzyknęła uradowana, wyciągając rękę zza pleców.


Gromki rechot wstrząsnął fundamentami magazynu, a z najbliższej okolicy całe dzikie ptactwo poderwało się do lotu. Caryca zaśmiewając się do rozpuku, dumnie dzierżyła w dłoni 30-centymetrową stożkowatą rakietę, buchającą piękną fontannę iskier na 6 m, która śmiało wyniosłaby biedny tort daleko poza naszą ziemską atmosferę.


- ja wiedziałam, że to musi być twoja reklamacja, no po prostu wiedziałam,  zanim jeszcze znalazłam zamówienie – oświadczyła Caryca przecierając załzawione oczy - czaj co babeczka napisała; …zamawiałam u państwa fontannę tortową, a nie petardę.


Linka wciąż tarzając się po podłodze ze śmiechu, nagle spoważniała, wstała, otrzepała się i z buńczucznie wysuniętą dolną wargą oświadczyła – bo jak się mylić to z polotem!

Komentarze

  1. Heh, niezapomniana atrakcja ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego w Sandomierzu i co to jest "tryfi "?

    OdpowiedzUsuń
  3. Służę pomocą.
    1. tryfi to śmierdzi, capi.
    2. w Sandomierzu kręcą "Ojca Mateusza" to jakiś dziki serial, w którym ciągle ktoś pada ofiarą przestępstwa. Nie ma bardziej niebezpiecznego i zdeprawowanego miejsca w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co prawda, to prawda. Mieszka tam moja przyjaciółka Prosiaczek. Często ją odwiedzam, może stąd ten wzrost przestępczości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie rozumiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby to zareklamować... Przecież to Gwiazdka w październiku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Swego czasu po sieci krążyły bardzo zacne i bardzo niepoprawne opowiadanka o Prosiaczkowej ekipie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wykluczam, że to ta sama, ale nie była uprzejma mi się przedstawić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo z Prosiaczka zawsze świnia była ;)
    Azaliż dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam nie reklamowałabym, na tort świeczki, a petarda jako dodatkowa atrakcja, też się czepiają...
    "Tryfi" też nie znałam, u nas się mówi CAPI ;-)
    Tarzan z grupa inwalidzką? medal!

    OdpowiedzUsuń
  10. A granatów wtych waszych magazynach nie macie? Mam nadzieję że nie, bo jak Cię fantazja poniesie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja bym nie reklamowała... xD.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja myślę, że trzeba zareklamować reklamację ... Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tym sposobem Linko wszyscy byli w dobrym humorze, a to w pracy jest bardzo ważne, a może nawet najważniejsze. Torpeda z fantazją, czemu nie? Świeczka zaś oklepana i banalna, czyż nie?
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. wyobraźnia to nie jest coś, co przełożeni doceniają.
    pośmieją się stadnie, a po wielkiemu cichu knuć będą, jak to ukrócić.
    za fantazję zbiera się połbie (tam ładnie wygląda ten nowotwór językowy, że go zostawię)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nabrałam chęci do zrobienia tortu i obdarowania nim moich "ulubionych' koleżanek. Dużo masz jeszcze tych rac? bo koleżanek mam dwie... :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Osobiście wolałabym petardę, ale każdy ma inne priorytety :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Osobiście podzielam Twoje priorytety!

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda tortu "koleżankom" zaaplikuj same race.

    OdpowiedzUsuń
  19. Caryca to wyrobnik jak ja. I Bossowym nie doniosła, fakt one raczej nie doceniłyby fantazji.
    A rzeczownik od tego to połeb? Brzmi jak rasowa obelga :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Dobrze prawisz droga Ultro, niestety coraz mniej powodów do śmiechu w pracy ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardziej niż zdecydowanie! Ludzie są tacy nudni, a to przecież dar z samych trzewi płynący.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja zdecydowanie też nie!

    OdpowiedzUsuń
  23. Mamy coś co nazywam pancerfaustami, inni mówią na to konfetti...

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale to akurat niegroźne. Myślałam o czymś hm... Bardziej spektakularnym?

    OdpowiedzUsuń
  25. Pewnie, że nie ma co reklamować, raz że sama w sobie taka petarda to wypas, a dwa czysto ekonomicznie babeczka byłaby zdecydowanie do przodu.
    Nawet nie wiesz jak znamienne okazało się moje stwierdzenie z tym Tarzanem :D moje słowa mają moc sprawczą.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dobrze, następną pracę poszukam w magazynie z militariami ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Zdecydowanie nie dam rady.

    OdpowiedzUsuń
  28. Cóż za porażająca niewydolność...

    OdpowiedzUsuń
  29. Obecnie? Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo :-D

    OdpowiedzUsuń
  30. To zabierz się ze mną popływać. Nic tak dobrze nie robi na wszystko jak strój kąpielowy i dobry zbiornik z wodą.

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie lubię basenów. Poczekam do lata.

    OdpowiedzUsuń
  32. Mnie tam wszystko jedno, byle woda była. I żeby nie ocipieć, pływam. To jedno pomaga ZAWSZE.

    OdpowiedzUsuń
  33. ...Które to słowa piszę w charakterze syrenki (lub
    raczej ludzika Michelin) odzianej w granatowo-turkusowy strój jednoczęściowy.

    OdpowiedzUsuń
  34. Mnie tu bardziej o chlor sie rozchodzi, mam uczulenie. Po takich ekscesach zamieniam sie w krzyzowke pandy z nosorozcem. No i aktualnie to nie jest najlepszy moment na przebieranie przeszczepami. Acz calkowicie rozumiem i popieram, sama uwielbiam plywac.

    OdpowiedzUsuń
  35. ja myślę, ze ów nowotwór nie ma liczby pojedynczej, jak spodnie i majtki - jeden połbie brzmi zachwycająco...
    a jedna połbie (niechby wręcz połbia) to już jest kwintesencja poezji!

    OdpowiedzUsuń
  36. ~Leslie Warszawski19 października 2017 23:04

    Łyżew jedna. Dostała wersję premium zamiast podstawowej i jeszcze się pluje. Gówniany tort jej daj następnym razem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  37. No. Nessie postraszyła i od razu lepiej :) Mnie chlor nie przeszkadza, pływam bez okularów, bo ich nie lubię i otwieram oczy pod wodą - nic mi się nie dzieje. W dodatku obie z Letnią uwielbiamy zapach chloru. Taki gust.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ależ miala baba problem. To sobie mogła odpalić obok tortu, coby nie ucierpia.... Jaka to różnica? :) ;D

    OdpowiedzUsuń
  39. Dawno powinnaś. Pomyłki byłyby zabawniejsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. "połbia"? Hm... Rybio mi brzmi. Prawie jak kiełbia, która jak ogólnie wiadomo jest samicą gatunku gobio gobio. Każden gupi to wie ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Wszyscy strajkują, więc i my zastrajkujmy. Niech połbie wprowadzą na leksykalne salony!

    OdpowiedzUsuń
  42. Łyżew też jest ładną obelgą :D następnym razem wyślę jej penisa. Niech ma.

    OdpowiedzUsuń
  43. Myślę, że tylko zboczeńcy otwierają oczy w chlorowanej wodzie... O ozolagnii nie wspominając.

    OdpowiedzUsuń
  44. Ba! jaj jej przysługę poczyniłam i to czysto ekonomiczną, moja rakieta była 5x droższa od gównianej fontanienki, którą chciała.

    OdpowiedzUsuń
  45. Z moim wszczęciem pewnie by mnie po dwóch dniach zamknęli za terroryzm, a ja tylko pomyliłabym paczki...

    OdpowiedzUsuń
  46. Gobio brzmi jak imię kiełbi z sąsiedztwa :D

    OdpowiedzUsuń
  47. myślisz, że na salonach ktoś będzie chciał zbierać połbie?
    tam, to chyba wolą w salonowca grać

    OdpowiedzUsuń
  48. Ja chcę te rakietę :D Bez tortu. Bedę sobie na nią patrzeć wieczorami i kombinować komu tu by ... :D

    OdpowiedzUsuń
  49. Przy Twoim szczęściu i życiowym ogarnięciu, to byłby świetny materiał na film "Tożsamość Linki" już po godzinie pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
  50. A zatem jestem zboczona. Ach, jak cudownie być dewiantem i wwąchiwać się w zapach stroju kąpielowego ociekającego nad wanną... Mmmmm...

    OdpowiedzUsuń
  51. To już są insynuacje!

    OdpowiedzUsuń
  52. Ale to jest naprawdę piękne, szkoda marnować na element, lepiej w zwykły czwartek zaserwować sobie odrobinę przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  53. Wbrew obiegowej opinii Linka cieszy się nieposzlakowaną opinią pracownika PRAWIE doskonałego, a każdy zespół, który miał zaszczyt z nią współpracować, żegna ją rzewnymi łzami!
    Proponuję "Linka: nadciąga totalny kataklizm" :D

    OdpowiedzUsuń
  54. W Japonii są bardzo popularne automaty z używaną bielizną nastolatek. Sądzę, że właśnie odkryłaś niszę na rynku i możesz stać się rekinem biznesu :D

    OdpowiedzUsuń
  55. I nawet zadatki już mam - jestem, co prawda nie rekinem, a Nessie i nie biznesu, a pływalni, ale zawsze to coś!

    OdpowiedzUsuń
  56. A bądź nawet potworem z bagien, znalazłaś niszę i fortuna czeka!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium