Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2017

XVIII-wieczny Tygrysek

Dziwak jak na rasowego przedszkolaka przystało, od czasu do czasu, bierze udział w różnych akademiach ku czci Babć, Dziadków, Rodziców i innych organów społecznych – Linka zawsze postulowała o wprowadzenie dnia Cioci. Choć bierze udział to dość mocne słowa, do tej pory częściej dezerteruje i nakryty uszami, oklaskuje kolegów i koleżanki z widowni, biedula jest wstydliwy. Niemniej zawsze skrupulatnie uczy się na pamięć swoich partii tekstu i z nieukrywaną łatwością recytuje wiersze swoje oraz kolegów występujących przed nim i po nim. Linka często bierze udział w przygotowaniach do wielkiej gali, a jedna z ich niepisanych zasad brzmi, że ona nauczy się jego wierszyka, jeśli on nauczy się jej. I tu zaczynają się schody, gdyż Linka na poezji się nie zna. Rzec można, że padła ona ofiarą systemu, który przez wszystkie lata jej przymusowej edukacji z premedytacją wbił halabardę w tę część jej duszy odpowiedzialną za lubienie poezji. Ona z zasady jej nie lubi. Jednak od każdej reguły są wyjątk

Przeterminowana tożsamość

Wybierając się na szybkie zakupy pierwszej potrzeby, Linka postanowiła, że nabędzie sobie jakieś piwo, jako że w sklepie, do którego zamierzała się udać, przekrój boskiego trunku jest wielce urozmaicony i można nabyć regionalne specyfiki z całej Polski. Tu jednak nastąpił pewien problem, gdyż Linka pomimo wieku już słusznego, nadal odznacza się wyglądem szczyla, a Panie w sklepach uwielbiają pytać ją o dowód, o którym czasami zapomina, zostawiając go w różnych dziwnych miejscach. Nie chcąc dać im poczucia złudnej satysfakcji, że złapały zdeprawowaną gimnazjalistkę, postanowiła zweryfikować stan portfela. Szybki rzut okiem wystarczył, aby stwierdzić, że jej tożsamość znajduje się we właściwym miejscu. Wrzuciła portfel to torby i raźno ruszyła przed siebie. Coś jednak było nie tak. Na obrzeżach jej podświadomości włączyła się migająca lampka, a jakaś natrętna myśl nie dawała jej spokoju. Rozmyślając, co tym razem mogło pójść nie tak, drogą redukcji i dedukcji rozważała wszelkie ewentualn

Zajrzeć śmierci w oczy

Pociągi, którymi Linka codziennie przemierza świat, są wyposażone w telewizory, w których bynajmniej nie puszczają pełnometrażowych filmów, bajek, czy chociaż seriali, których zwyczajowo nie ogląda a od biedy, rzuciłaby kaprawym okiem, za to z uporem maniaka emitują krótkie spoty i filmiki, przy których współczesne seriale paradokumentalne typu Pamiętniki z wakacji jawią się jako cud współczesnej kinematografii. Jedyną sensowną rzeczą, którą można zobaczyć, są nagrania z monitoringów pokazujące niebezpieczne sytuacje na przejazdach kolejowych spowodowane brawurą, a częściej głupotą homo sapiens. Puszczana w kółko kompilacja nagrań, wywołała u Linki falę wspomnień, wygrzebując z odmętów jej pamięci pewne zdarzenie sprzed kilkunastu lat. Głównie dlatego, że wówczas świat nie był jednym wielkim Okiem Wielkiego Brata, sama nie stała się gwiazdą takowego nagrania... Dawno, dawno temu w czasach, kiedy srogie mrozy i śnieżyce były zimą a nie wiosną Linka wraz z Rodzicielem wybrali się do lasu

Wirtualny człowiek

Z racji tego, że Linka w ostatnim czasie nieproporcjonalnie dużo czasu spędza poza miejscem stałego pobytu, omija ją wiele fascynujących rozmów z progeniturą siostry.  Z bólem musi przyznać, że nie uczestniczy w kluczowych kwestiach dla ich poprawnego rozwoju, a dzieci tak szybko dojrzewają -Ulson dopiero co waliła w pieluchę pokaźne dwójki, a   teraz wymądrza się na każdy możliwy temat, choć w większości nadal we własnym dialekcie . Linka jakiś czas temu zniszczyła dzieciństwo Dziwakowi, wyjawiając mu swoje prawdziwe imię ( TUTAJ ), biedulek do dziś nie pogodził się z faktem i nie zaakceptował stanu rzeczy. Tym razem przyszedł czas na Ulsona, mimo że w tak młodym wieku zdecydowanie nie była przygotowana na tego typu rewelacje. Linka nie uczestniczyła przy zajściu osobiście, acz sytuacja została jej malowniczo nakreślona. W kuchni toczyła się rozmowa pomiędzy dorosłymi osobnikami, Ulson zaabsorbowana własnymi sprawami nie zwracała uwagi na głupoty. Nagle, któraś ze stron wspomniała Li

Rodzinny półświatek

Każdy dom ma swoje niepowtarzalne tradycje i w każdym inaczej spędza się czas w gronie rodzinnym. Jedni siedzą przy wspólnym stole i złorzeczą, inni razem oglądając telewizję i knują, wszyscy oczywiście jedzą. Na przestrzeni lat w Linki domu również ukształtowała się pewna nieodłączna tradycja zwiastująca wspólnie spędzony czas w gronie najbliższych, u niej uskutecznia się hazard. Rolety zostają opuszczone, światła przyciemnione, w ruch idą fumatory  -  o klimat szulerni trzeba dbać, a jedyny tytoń w domu to linkowa tabaka  – na stole spoczywa czytnik kart, choć przyjmowane są też czeki, weksle i nerki. Komisyjnie zostaje wybrany zestaw kości do gry, gracze zajmują miejsca przy stole, lód radośnie pobrzękuje w szklankach. Salon zamienia się w saloon, stając się kolebką hazardu w Siedliszczu. Zasady gry w kości bardzo przypominają karcianego pokera, a reguły zostały przekazane Lince i jej rodzeństwu razem z mlekiem Rodzicielki. Jedyne co zmieniło się na przestrzeni lat - albo od momentu

Czas martini płynący

Obraz
Linka już kiedyś wspominała, że nie należy do osób szczególnie uduchowionych i, mimo że pisać może co chce – bo, któż jej zabroni – nie ma zamiaru wyściełać sobie gniazdka hipokryzją i nie będzie prawić o tym, że popada w zadumę, skoro nie popada. Nie krytykuje nikogo, kto postrzega ten czas inaczej, więc na krytykę sama nie zasługuje. Na Wielkanoc oczywiście bardzo się cieszy i przeżywa, ale na swój sposób. Paszcza jej się śmieje, bo ma wolne i może się wyspać, bo do Siedliszcza niczym imigranci napłyną jednostki z nią spokrewnione, bo będzie się opychać wyborną strawą do nieprzytomności, a do tego przez bite trzy dni będzie sączyć martini, co jest jej niepisaną tradycją i pije je tylko dwa razy w roku – na Święta  właśnie. Jest jednak bardziej tradycyjny aspekt Świąt, który uwielbia i któremu hołduje w mało tradycyjny sposób. Oczywiście mowa o robieniu pisanek. Co roku podkrada ugotowane jajka, następnie bierze kilka porozrzucanych po domu dziecięcych kredek, zamyka się w swojej samo

Reklamowe egzorcyzmy

Batmobil Linki przejawia wartość głównie sentymentalną, materialną można by przewalutować na dwa czteropaki, a najbardziej wartościowymi przedmiotami są figurka Batmana z kiwającą głową oraz bycze jądra zwisające z lusterka [1] .  Auto wyposażone jest również w archaiczne radio, które większość współczesnych dzieci bałoby się tknąć kijem przez szmatę - jest na kasety. Jako że z reliktów przeszłości ostały się Lince tylko cuda typu Smerfne Hity i ewentualnie Backstreet Boys, ta jest skazana na słuchanie radiostacji. Ogólnie nie ma z tym większego problemu, wszak radio odbiera całe cztery 4 programy i w momencie, gdy na jednym puszczają coś co przyprawia ją o krwotok z uszu, szybko przełącza. Można tak funkcjonować nawet na dłuższych trasach. Choć czasami bywa to trudne. Zziębnięta, wymięta i ogólnie zmęczona Linka otworzyła drzwi samochodu i ze znużeniem opadła na  zdezelowany fotel. Wsadziła kluczyk do stacyjki i przekręciła co automatycznie uruchomiło radio, akurat leciała jakaś piose

Kumulacja (nie)szczęścia

Do oddania w pełni powagi sytuacji muszą zostać przytoczone dwa fakty. Linka w ostatnim czasie permanentnie przemarza, przemaka, niedojada i niedosypia, i pomimo tego, że z natury jest zdechlakiem, trzymała się bardzo dzielnie. Jednak wystarczyło jedno kichnięcie Ulsona, które przyjęła na klatę i od kilku dni Linka ewoluowała w człowieka czopa z zatkanymi zatokami, uszami, rozdymanym gardłem, niekontrolowanym wyciekiem z nosa, plującym wszędzie kawałkami płuc i głosem przepitego traktorzysty z 40-letnim stażem. Linka od niedawna zaczęła regularnie biegać. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z nastałą modą fit, Linka nie ulega żadnym modom. Jest leniwcem i szczerze gardzi aktywnością fizyczną, przez co jej kondycja pozostaje we wczesnej fazie prenatalnej. Biegać zaczęła, bo PKP zmieniło rozkład jazdy i teraz wszystko ma na styk, więc pomyka regularnie z pociągu na tramwaj i z tramwaju na pociąg. Nastał piątek jakże odmienny od poprzedniego… Linka z mocno odczuwalnym bólem istnienia w

Dr. Jekyll and Mr. Hyde

Linka jest jednostką przejawiającą dość skrajne postawy. Przykłady można by mnożyć, jednak co za dużo to niezdrowo, więc zostanie opisane jedno jej wynaturzenie osobowości. Z całą stanowczością można stwierdzić, że Linka jest neurotykiem, a o jej zarazkowej fobii i obsesyjnym myciu rąk krążą już legendy. Często zdarza się jej wyjść zapominając komórki, ale nie zapuści się nigdzie bez żelu antybakteryjnego i wilgotnych chusteczek. Dość powiedzieć, że ten asortyment  pierwszej potrzeby w bagażu Woodstockowym, zajmował więcej miejsca niż alkohol. Dłonie myje kilkadziesiąt razy dziennie, jeśli nie jest pewna, czy umyła ręce –  jeszcze raz myje ręce. Myje do tego wszystkie owoce i warzywa, łącznie z bananami, inaczej nie przystąpi do konsumpcji. Póki co nie przemierza świata w sterylnych rękawiczkach, ale to głównie zasługa intensywnej terapii grupowej, na którą uczęszcza sześć razy w tygodniu. Siódmego dnia nadrabia zaległości w myciu rąk. Tego rodzaju neurotyczność często idzie w parze z

Wielka dolewka - wersja barmańska

Wczesnowiosenne słońce nieśmiało próbowało, przebić się przez brudne szyby tramwaju, uwypuklając smuzy dziwnego pochodzenia. Linka siedząc przy oknie, poczuła przyjemne ciepło na swym bladym licu. Z uśmiechem na pysku spojrzała w niebo i wewnętrznie poczuła, że to będzie dobry dzień. Zaczęła penetrować kieszenie celem wydobycia telefonu. Jej kciuki poszły w ruch. 7:16, Linka: Szybki spontan po pracy? 7:16:02, Filifiona: Kiedy i gdzie? Linka: Ładnie jest może plener? Filifiona: Przeziębiona jestem, lepiej zabudowane. Linka: Jak jesteś chora, to odwołujemy akcję. Filifiona: Nie będziesz mi mówić jak mam żyć! Wobec powyższego nie było sensu oponować, a miejsce zostało ustalone na jedną z ulubionych knajpek Linki, celem celebracji i oddania należytego hołdu nowonarodzonemu weekendowi. Linka tylko przezornie załatwiła sobie odholowanie auta, co by znowu nie truć organizmem plugawym piwem bezalkoholowym. Pomimo wczesnej na biesiadowanie pory, wszak było trochę po 16, nie uświadczyły wolnych

Higienistka z piekła rodem

Jak przewidział Leslie , Linka odszczekuje poprzedni wpis, który był oczywiście małym primaaprilisowym żartem. W jej rodzinie robienie sobie kawałów w tym dniu jest niepisaną tradycją, a że wszyscy odznaczają się zamiłowaniem do czarnego humoru, sytuacje bywają różne. Choć mimo wszystko zerwany dach, wygrane w radiowym konkursie, czy wyimaginowane mordy Luny, nie umywają się do najlepszego wkrętu, którego Linka doświadczyła będąc zaledwie wyrostkiem. Było to dawno, dawno temu w zamierzchłych czasach średniowiecza, kiedy Linka uczęszczała do jednej z wczesnych klas szkoły podstawowej, kiedy była jeszcze wzorową uczennicą, kiedy nic nie wskazywało, że wyrośnie na to, na co wyrosła - słowem bardzo dawno temu. Podczas jednej z lekcji pilnego studiowania literek w elementarzu, wywody Pani przerwało nagłe i mocne szarpnięcie drzwiami. Te otworzyły się z rozmachem, a do klasy energicznie wkroczyła szkolna Higienistka. - za 5 minut wszyscy mają się stawić w moim gabinecie na obowiązkowe szcze

To już jest koniec

Z przyczyn obiektywnych i wypalenia blogowego, Linka postanowiła zawiesić pisanie na bliżej nieokreślony czas. Na chwilę obecną nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek do pisania wróci. Nie ma pomysłu, jak dalej opisywać rzeczywistość, która ją otacza, nie schodząc z pierwotnej ścieżki, którą sama sobie wytyczyła. Dziękuje wszystkim za te wspólne pół roku i niech Moc będzie z Wami! - Cieś – powiedziała Ulson. - Słodkich i kolorowych snów – dodał Dziwak.