Rodzinny półświatek

Każdy dom ma swoje niepowtarzalne tradycje i w każdym inaczej spędza się czas w gronie rodzinnym. Jedni siedzą przy wspólnym stole i złorzeczą, inni razem oglądając telewizję i knują, wszyscy oczywiście jedzą. Na przestrzeni lat w Linki domu również ukształtowała się pewna nieodłączna tradycja zwiastująca wspólnie spędzony czas w gronie najbliższych, u niej uskutecznia się hazard.


Rolety zostają opuszczone, światła przyciemnione, w ruch idą fumatory  -  o klimat szulerni trzeba dbać, a jedyny tytoń w domu to linkowa tabaka  – na stole spoczywa czytnik kart, choć przyjmowane są też czeki, weksle i nerki. Komisyjnie zostaje wybrany zestaw kości do gry, gracze zajmują miejsca przy stole, lód radośnie pobrzękuje w szklankach. Salon zamienia się w saloon, stając się kolebką hazardu w Siedliszczu.


Zasady gry w kości bardzo przypominają karcianego pokera, a reguły zostały przekazane Lince i jej rodzeństwu razem z mlekiem Rodzicielki. Jedyne co zmieniło się na przestrzeni lat - albo od momentu, kiedy zaczęli zarobkować -  to płatne wejście do gry i wrzucenie do wspólnej puli po 10 zł od łebka. Zwycięzca zgarnia wszystko w glorii chwały i deszczu konfetti z nieba, a przegrany zostaje zhańbiony na wieki. Z niewiadomych przyczyn Linka zawsze zostaje oddelegowana do prowadzenia tabeli punktowej, choć tym razem po przedawkowaniu tabaki i kichaniu do zaparowania okularów zeszyt został jej zabrany, podważając jej wiarygodność pierwszego skryby.


Dreszczyk emocji zawsze towarzyszy takowym grą, jednak tym razem Rodziciel czując ducha świąt podbił stawkę, rzucając Jana Sobieskiego na stół, jako bonus dla osoby, która zdobędzie największą ilość punktów z sumy wszystkich gier. Nowe zasady zostały zaakceptowane, a ilość rozgrywek ustalono na 5 pomniejszych partii ze standardową stawką w puli. Więzy krwi przestały mieć znaczenie. Przestały mieć znaczenie zawarte uprzednio sojusze, porozumienia o wzajemnej współpracy, czy przysięgi małżeńskie. Pod stołem zgrzytały ostrzone noże, magazynki zostały przeładowane. Każdy na swój sposób zaczął czarować i przyzywać sprzyjającą fortunę.


Linka sięgnęła po atrybuty mocy, przywdziewając barwy klubowe Skry Bełchatów. W ruch poszły bluzy, szaliki i koszulki. Niestety z każdą kolejną partią zostawała coraz bardziej w tyle, powiększając debet na koncie. Nie pomagało przebieranie odzieży co partię, ciągłe zmiany w kompilacji atrybutów mocy i połączenia koszulki jednego z ulubionych zespołów z szalikiem Skry, koszulki ze skrzydlastym z książki Kossakowskiej i bluzy Skry, czy przewiązanie szalika na głowie niczym John Rambo. W akcie desperacji Linka rozważała nawet nakrycie się ręcznikiem Skry. Nie przyniosła żadnego rezultatu wymiana kości na inny komplet na jej wniosek. Nic nie dała wymiana trunków ze świątecznego martini na tradycyjne piwo, ani cały przekrój herbat od czarnej, po zieloną i czerwoną.  W portfelu został jej tylko bilet miesięczny i oświadczenie woli, pies poszedł w zastaw, a do jej garażu zaczęli wprowadzać się jacyś obcy ludzie. Każdy z pozostałych wygrał przynajmniej raz małą partię, wychodząc dzięki temu na zero, lub bogacąc się kosztem Linki. Przed ostatnią rozgrywką, gdy BratOwa odstawiła już wszystkich na tyle wyraźnie, że główna nagroda była już niezagrożona, Rodziciel, widząc, że większe emocje są w dole tabeli, postanowił dorzucić do puli nagrodę pocieszenia dla Cieniasa Cieniasów. Linka jak na dumnego osobnika przystało, wzgardziła taką gratyfikacją, mimo że ów zaszczytne miano zdobyła i to bezapelacyjnie, przegrywając z kretesem wszystkie partie.


Linka zamknęła się w sobie i kwili cichutko, trawiąc gorycz porażki. Zapowiedziała zemstę i krwawy odwet na Gwiazdkę - nie będzie litości dla nikogo. Choć dziś ma przyjechać druga połowa rodziny, więc może Lince uda się wygrać z graczami na swoim poziomie - Ulsonem i Dziwakiem. Póki co jednak regularność wstawiania notek może jej nieco spaść, bo Linka musi zrobić miliony nadgodzin w pracy, żeby Lunę wykupić.

Komentarze

  1. Mogłaś trochę oszukiwać, wtedy łatwiej wygrać!

    OdpowiedzUsuń
  2. My też graliśmy, ale nie na kasę. Śmiechu było tyle, że część świątecznych kalorii wytrzęsła sie przez chichot i z emocji oczywiście ;-)
    Kto nie ma szczęścia w hazardzie, ten ma w miłości - tak mówią najstarsi górale...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężko się przebić wśród samych oszustów...

    OdpowiedzUsuń
  4. O parytetach pewnie też mówili ;)
    Fakt, że zabawa przednia i kupa śmiechu jest. W co gracie? U nas podstawą są kości, ale kartami i planszówkami również nie gardzimy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj graliśmy w "5 sekund", nowa gra towarzyska, polecam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma co rozpaczać. Przynajmniej nie musisz płacić podatku od wzbogacenia, a Twoi rywale tak. Wiedzą o tym? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Linka! Dzwon jak tylko ocenisz na trzezwo sytuacje i rozmiar zgliszczy Twej duszy...Siciliano ściagnie mafie i odbijemy Lune! Błekitek tez wroci doCiebie:)
    Tymczasem- na zdrowie!!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Psiaka wykup koniecznie!
    Tak się złożyło, że akurat ostatnio rozmawiałam z siostrą i bratem na temat wydania Janka i tego, kto to w sklepie rozmieni, jak z Zygmuntem mają problem ;D. Co do gry, to jeszcze się odegrasz. Jak to mówią, kto nie ma szczęścia w miłości, ma w kartach, a jak nie ma w kartach, to ma w miłości. Ja nie mam w niczym ;D.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dodaję, żeby nie było, że się pomyliłam - graliście w kości, ale to powiedzenie z kartami można odnieść do tego ;D. No i Skra jest świetna! ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Znam, znam, choć w wersji dziecięcej. Ale prawda jest taka, że jak gramy z dzieciakami to nam też zdarzają się gafy - presja czasu...

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam zapach donosu o poranku :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Jutro do pracy więc dziś posucha, chyba mam syndrom odstawienia. Luna nauczona doświadczeniem sama ucieka od Ruskich ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Spoko to nie filmweb tu nikt nie hejtuje za pomyłki, czy literówki, a zamysł autora każdy odczytał, wszak inteligentne z nas bestie ;) Lubisz Skrę? Tak serio serio?
    Problemów z Jankiem nie przewiduje w najbliższym dziesięcioleciu, jako że raczej się nie spotkamy, Zygmunt niestety też nieczęsto mnie odwiedza więc problematycznym klientem w spożywczym raczej nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hahahah, uff, odetchnęłam ;D. Ależ oczywiście, że inteligentne! W to nikt nie wątpi. ;D Lubię siatkówkę. ;D Jeśli chodzi o rozgrywki reprezentacyjne to śledzę uważnie i kibicuję. Gdybym wkręciła się w kibicowanie klubom to postawiłabym na Skrę właśnie ;D. Tym bardziej, że Wlazły tam gra ;D. Nawet o Władka potrafią się czepiać ;D.

    OdpowiedzUsuń
  15. No to wysoka piątka! Mariusz rządzi światem. Moja miłość do Skry chyba też od niego się zaczęła, jakieś 10 lat temu :D i to pomimo tego, że jestem z drugiego końca Polski. U nas to w ogóle jakieś siatkarskie wygnajewo. Nie ma tu siatkówki na wysokim poziomie, tylko emeryci grają. Choć Panowie dają radę, o ile żadnej biodra nie zgubi przy zagrywce...

    OdpowiedzUsuń
  16. Piątka! ;) No u mnie też coś koło tego, jako nastolatka zainteresowałam się oglądaniem siatkówki męskiej i tak oglądam do dziś, bo na meczu żadnym jeszcze nie byłam, chociaż chyba coś się szykuje w okolicy, ale nie będzie mnie stać na bilet pewnie... i tak jeszcze trzeba byłoby dojechać jakieś 70 km. Hahaha, nie no jak emeryci dają radę to jest ok ;D. U mnie to w gminie szkolna drużyna była i istnieje, do dzisiaj dziewczyny grają. Można rzec, że podlega to profesjonalnej siatkówce, bo jeżdżą na zawody, no i trochę muszą się na tym znać, mają trenerkę i trenera, jest git ;D.

    OdpowiedzUsuń
  17. Reprezentacyjną to od dziecięcia. Pamiętam jak jako mały szczyl wstawałam w nocy, żeby oglądać mecze Ligi Światowej. Piękne czasy, teraz nie dałabym rady :D Nie, nie, bilety na mecze nie są strasznie drogie, to nie koncert. No i Ty jeszcze masz artefakt mocy w postaci legitymacji studenckiej. Na zwykły mecz Plus Ligi płaci się ok 40 zł. Jeśli jakieś mistrzostwa itp. to trochę drożej, ale kosmosu nie ma. Chyba, że chcesz mieć miejsca w szatni ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. U nas pocina sie w remigiusza. Aczkolwiek w kości też umiem grać. Główną inspiratorką karcianych zagrywek była moja mama, dlatego też aktualnie zamknęliśmy szulernię na jakiś czas.

    Jeśli chodzi o gry hazardowe - jestem najbardziej wkur... typem zawodnika. Nie skupiam się na grze, nie planuję, nie przejmuje się - wygram to wygram, przegram - tez fajnie. W związku z tym, rasowi gracze dostają piany na ustach, bo wygrywam całkiem często :)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Oooo! Myślałam, że znacznie drożej to wychodzi. Kurczę, to muszę się zorientować w temacie, gdy już nadejdzie ten czas. ;D Dzięki! ;) Aj, no w szatni byłoby super, ale zadowolę się trybunami ;D.

    OdpowiedzUsuń
  20. Uwielbiam remigiusza. Z takich najbardziej popularnych gier to chyba tylko tysiąca nie przyswoiłam, nie żeby nie próbowali, tylko mój mały rozumek jakoś nie mógł tego ogarnąć.
    Hmmm ja mam w pompie zwykłe gry, nie jestem typem zwycięzcy, inaczej jednak podchodzę do gier na pieniądze. Choć już trochę przystopowałam z zakładami sportowymi, terapia działa ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Serio nie jest drogo, szczególnie zwykłe ligowe mecze. Jak będziesz miała wejściówkę do szatni to idę z Tobą :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Kto Nie Gra W Kości Ten ma W Karpiu Dużo Ości :) Niestety nie potrafię grać ani w kości ani w karty . Mój dziadek nauczył mnie ale nie polubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo mały. Urodziłem się w Bełchatowie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. W tysiąca, w oko, w pokera, a przede wszystkim w planszówki. Owszem, zapisujemy, wygrany dostaje brawa i chodzi w glorii, dumny jak paw, czyli ma swoje pięć minut sławy. Pieniądze wywołują niezdrowe emocje, szczególnie, gdy młodzi dołączą i pożądliwie patrzą na wygrane.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  25. Mimo wszystko to zabawa, w końcu nie gramy na wysoką stawkę. Po prostu jak się wygra to więcej braw, glorii i pawi ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. I znając życie siatkówką pewnie się nie interesujesz? Karma jest bardzo przewrotna.

    OdpowiedzUsuń
  27. Znałam Kto Gra W Karty Ten Ma Łeb Obdarty, ale Twoja wersja również zacna :D Abstrahując od hazardu, gry dają tyyyyyle radości!

    OdpowiedzUsuń
  28. Kiedyś grałam w kości z mamą, szkoda, ze już nie zagram.. w karty ostatnio grałam jak wyłączyli prąd i dzieciaki się nudziły.. w makao. Super było, poki nie wrócił prąd i...wi-fi ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Widać Linka akurat nie miała dobrego dnia do gry.
    Powodzenia w następnej rozgrywce! :p

    OdpowiedzUsuń
  30. Buuuuuuu ... :((( zawsze przegrywałam :((( więc z czego tu się było radować ?

    OdpowiedzUsuń
  31. Tybetański mnich powiedziałby, że każda porażka uczy. Polak powiedziałby #@"!/+:! i zaprzestałby grania. Z dziedzictwem narodowym nie wyvrasz.

    OdpowiedzUsuń
  32. Linka studiuje wpływ układu planet na kąt padania rzutu przy ruchu obrotowym nadgarstka. Następnym razem zmiażdży ich

    OdpowiedzUsuń
  33. Ooo makao jest czadowe. A najlepsze, że jeszcze się nie spotkałam żeby dwie obce jednostki miały takie same zasady:-D powinnaś wyłączać korki raz w tygodniu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  34. No, ale że zastawiłaś PIESA?!!! Niedopuszczalne :( To już lepiej było tą nerkę opchnąć..

    OdpowiedzUsuń
  35. Luna tyle razy już była zastawiana, że zna drogę do domu i sama wraca, cwana bestia z niej, mimo że wiekowa i kulawiec. Nerka miała by większy problem z powrotem ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Ale nery masz dwie, a Lunę tylko jedną. Co będzie jak zastawisz przyjaciółkę o jeden raz za dużo? Ja bym wolała nerkę stracić ;)
    A z gier towarzyskich polecam brydża. Gram namiętnie już 20 lat i nadal nie rozumiem licytacji. Rodzina uwielbia ze mną grać ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. ~Leslie Warszawski21 kwietnia 2017 16:50

    Ja, w ramach "hazardu", pogrywam z córką w skaczące czapeczki. Zajebista rozrywka :-)

    OdpowiedzUsuń
  38. Kliknęłabym znaczek "lubię", ale znaleźć nie mogę ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Nikt z mojego najbliższego towarzystwa w brydża nie gra, więc i ja nie potrafię. Powiem szczerze, że ta gra zawsze jawiła mi się jako dość elitarna.
    Masz rację poprawię się względem Luny. Właśnie została podrapana między oczami w ramach przeprosin :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Tylko nie mów, że to ta córka, która słucha LP i Jacka :D

    OdpowiedzUsuń
  41. Jak znajdziesz daj znać, też kliknę :D

    OdpowiedzUsuń
  42. Teraz to dopiero jestem zaskoczona, bo moi rodzice wpadli na pomysł gry w kości. Myślałam, że tylko u nas tak oryginalnie. :D Na szczęście nie graliśmy na pieniądze, bo moja mama zdarłaby ze mnie, z mojego chłopaka i ojca ostatnie pieniądze. Nie wiem skąd mama ma takie szczęście.. A może to umiejętności? :)
    Graliśmy również w Rummikub - zasadami również podobne do jakiejś gry karcianej, ale nie pamiętam jakiej.
    Pozdrawiam cieplutko, M.

    OdpowiedzUsuń
  43. 3:) Bardzo śmieszne

    OdpowiedzUsuń
  44. Jedno, krótkie drapanie chyba sprawy nie załatwi...

    OdpowiedzUsuń
  45. ~Leslie Warszawski21 kwietnia 2017 22:49

    Mówię. To ta sama. Wiek nie ma tu nic do rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  46. Założyłam, że jest starsza, co jak zawsze sprowadza się do tego, że nie ma co zakładać z góry. W takim razie estyma dla córki. Choć pewnie dużo zaczerpnęła od Ciebie. Podwójna estyma, tym razem dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie widziałaś tej zadowolonej paszczy, a jej noga przy tym szalej. Co jest dla niej dość niebezpieczne w pozycji stojącej...

    OdpowiedzUsuń
  48. ~Leslie Warszawski22 kwietnia 2017 00:26

    Jest starsza. Dorosła. Czy w takim wieku nie można grać w skaczące czapeczki i słuchać Linkin' Park?

    OdpowiedzUsuń
  49. Bynajmniej i to w obu przypadkach. Pegi gry jest mało konkretne, bo 3+ więc i Yoda może w to grać. Jednak ma ignorancja okazała się zbyt wielka i założyłam, że córka może mieć ok 10 lat, stąd moje zdziwienie na Linkinów. Ja w tym wieku to Fasolek słuchałam.

    OdpowiedzUsuń
  50. Hyhyhy nie no my od małego pykamy w różne gry, zasługa Rodzicieli właśnie za co jestem im ogromnie wdzięczna. Ale faktycznie, że jak przychodzi co do czego to rodzicielska miłość idzie na przerwę, a każdy chce wygrać ;)
    Ciekawa nazwa, ale nic mi niestety nie mówi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium