Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2017

Kubek nietolerancji

Linka miała w życiu różne prace; szlachetnie urabiała się po łokcie i dostawała cellulitu od siedzenia za biurkiem, pracowała na dalekiej obczyźnie, jak i 10 minut od domu, przeprowadzała realizacje kontraktów na grube hajsy oraz liczyła ciasteczka z wróżbą. Wszystkie te prace miały różną specyfikę i jeden wspólny mianownik, który zdecydowanie lubi najbardziej – przerwę. Linka nadal usilnie poszukuje pracy, która składałaby się z samych płatnych przerw. W końcu jej ambicja, która jest na równi z asertywnością – ma zdecydowany deficyt cech osobowości na „a” – wyzwoliłaby się z okowów  lenistwa i niechybnie zostałaby pracownikiem miesiąca. Przerwa.  Siedząc i żując kanapki, Linka z niemałym ubawieniem oddała się rozmowie z Carycą na temat różnych przygód towarzyszących pracy w biurze obsługi klienta. Obśmiewały niefortunne przejęzyczenia, agresywnych klientów, patowe sytuacje i całą specyfikę pracy. W pewnym momencie Caryca mówi, że tego Linka nie pobije i z szelmowskim uśmiechem zaczęła

Panieński salceson kota tuczy

Otóż w sobotę Linka wzięła udział w historyczno-kulturowo-nonkonformistycznej imprezie zwanej panieńskim. Impreza była ku czci jej dobrej znajomki Skauta, która została uprowadzona, związana władowana przemocą do auta i wywieziona do domu swoich rodziców. Na pięknie przystrojony ogród weszła w obłokach rac dymnych, które zostały cichaczem zakupione od pseudokibiców 3-ligowego klubu szachowego. Całego przebiegu imprezy Linka zdradzić nie może, gdyż takie są zasady – to jak z Sanatorium. Napomknie tylko, że obyło się bez kontrowersji, wyuzdania i perwersji – czyli zupełnie inaczej niż w Sanatorium. Na dobry początek zagrano w Piwo, a bose nimfy – podczas gry należy biegać, a obuwie sportowe nie było na wyposażeniu u wszystkich - w zaciętej rywalizacji robiły wślizgi godne Błaszczykowskiego, choć Linka wątpi, żeby on potrafił tak widowiskowo miażdżyć puszki pośladkami i to niechcący. Po puszczeniu piwa nosem, przez jedną z uczestniczek i tym samym opróżnieniu ostatniej puszki przez drużyn

Kto gamoń jest?

Pomimo wcześniejszych obaw Linki, że Ulson zacznie sensownie mówić dopiero w wieku lat 18-stu, jej już niedługo 4-letnia siostrzenica używa już wielce skomplikowanych zdań, tocząc z ciocią wielogodzinne dysputy na tematy wszelakie. Ku ogromnej uciesze wszystkich, dziecię nadal stosuje szyk przestawny, o którym było już kiedyśwspominane. Linka nie wie, czy Ulson potajemnie podczytuje jej bloga, czy swą wiedzę tajemną zaczerpnęła z autopsji, ale ostatnio jej ulubionym stwierdzeniem – wielce nieprawdziwym i proszącym się o wytoczenie sprawy w sądzie o zniesławienie – jest; Ciocia ty taki gamoń jest. Linka wróciwszy z pracy zaczęła kołować samochodem do garażu. Już po wyjściu o mały włos nie została staranowana przez piszczącego i latającego jak atom Dziwaka. O dziwo siostrzeniec nawet nie zauważył Linki tylko wymachując rozpaczliwie rękoma wykrzykiwał jakieś niezrozumiałe rzeczy. Linka oczywiście niezmiernie się przejęła niepoczytalnością Młodzieńca i nieśpiesznie udała się na obiad. Gram

Wielki comeback

Sunąc pośpiesznie Linka weszła zgrabnie w zakręt, wrzuciła trójkę i przyśpieszyła na ostatniej prostej przepastnego peronu. Gdy tylko złapała odpowiedni zoom, szpetnie klnąc pod nosem i zgrzytając zębami, zaczęła utyskiwać na czym ten świat stoi, gdyż zamiast zwyczajowego milusiego pociągu stała chabeta bez klimatyzacji. Przygarbiwszy się bardziej niż zwykle, zrezygnowana wskoczyła do przedziału. Aura była na tyle kapryśna, że Linka podczas 45 minutowej przeprawy przez miasto, zdążyła dwa razy zmoknąć i trzy razy się upocić w chwilach kiedy nie padało tylko z nieba lał się żar piekielny. A biorąc pod uwagę fakt, że Linka nie ma wyłączności na chimeryczną aurę wszyscy w nieklimatyzowanym wagonie rozsiewali woń mokrego psa. Wyszukawszy jedno z ostatnich wolnych miejsc, usiadła i zaczęła czyścić okulary. Wtedy stało się coś co sprawiło, że jej serce zamarło, a całe ciało przeszył dreszcz. Usłyszała GŁOS. GŁOS, który sprawia, że budzi się z krzykiem w nocy. GŁOS, od którego włos się jeży,

Niania na walizkach

Obraz
Z niewyjaśnionych powodów świat uważa, że Linka ma podejście do nieletnich jednostek, ona posiada zgoła odmienne zdanie, jednak w dobie kolorowych brukowców nikt nie przejmuje się faktami.  Głównie ze względu na linkową reputację Menda wystosunkował  do niej oficjalną prośbę, czy nie zajęłaby się przez kilka dni ich pierworodnym - Stefanem [1] . Linka będąca krynicą asertywności bez szemrania zgodziła się, choć w duchu przewidywała pewne trudności, gdyż ze względu na dzielącą ich odległość, nie jest z bratankiem tak zżyta, jak z progeniturą siostry. Jedynym widocznym dla niej plusem miał być fakt, że Menda wraz z rodziną mieszka w Mieście, w którym Linka pracuje i do którego codziennie dojeżdża, walcząc o przetrwanie w pociągach. Słowo się rzekło, a pakt został bezkrwawo zawarty. Skończywszy pracę, Linka bezzwłocznie udała się do swego tymczasowego lokum z duszą na ramieniu, czy aby Stefan nie zaprószył ognia. Brak na miejscu straży pożarnej i CBŚ był niczym balsam na jej skołatane ner

Bunt maszyn

Wpis miał być zupełnie inny, ale Linka, która normalnie jest opanowana niczym hybryda buddy i żółwia morskiego, straciła panowanie nad sobą i musi dać upust frustracji. Otóż Linka stała się uchodźcą i przez jakiś czas została odseparowana od Siedliszcza i błogosławionych zapamiętanych haseł. Chcąc wejść na własnego bloga, musiała pogodzić się z przykrą prawdą, iż dostęp do niego stał się równie nieosiągalny, co wcześniejsza emerytura. Przez chwilę walczyły w niej sprzeczne myśli o skorzystaniu z magicznej furtki: zapomniałeś hasła? Jednak opcja ta wiązała się z tym, że na jej zwyczajowym sprzęcie wszystkie hasła szlag jasny trafi. Po setnej próbie nieudanego logowania postanowiła podjąć ryzyko. Linka drżącą ręką najechała na link ostatecznego upodlenia dla wszystkich sklerotyków z demencją. Wstrzymała oddech i kliknęła - zapomniałeś hasła? Ekran zamrugał i strona została przekierowana do panelu sterowania. Zgodnie z instrukcją wprowadziła nowe hasło z dumą stwierdziwszy, że łapie się n

Złe dobrego początki

Pod ostatnim wpisem Ewa trafnie zauważyła, że niedługo nikt nie uwierzy Lince w prześladujące ją fatum. Ona sama również nie wierzy i coraz bardziej jest skłonna przypuszczać, że to nie jej drobne roztrzepanie jest powodem wielu niefortunnych sytuacji, w których się znajduje, tylko niechybnie stała się ofiarą międzynarodowego spisku wymierzonego w jej  skromną osobę. Historia opisana poniżej miała miejsce dokładnie dzień po Akademickim kwadransie. Linka zająwszy miejsce w pociągu z niemałą satysfakcją obracała kojącą myśl w głowie: w końcu piątek! Raz, że to koniec bardziej niż kiepskiego tygodnia w pracy, dwa miała już zaplanowany wieczór na spotkanie z Filifioną - której nie widziała dekady całe - i ziomkami z pracy, którzy nadal trwają na stanowiskach i tymi, którzy już uciekli w popłochu. Pociąg ruszył, ona wyjęła nową książkę i pogrążyła się w lekturze. - dzień dobry, bilet do kontroli proszę – nad Linką znikąd wyrósł Konduktor, którego widziała pierwszy raz w życiu i wziął ją n

Akademicki kwadrans

3:40. JEBS!!!!! Linka oszołomiona, brutalnie wyrwana z głębokiego snu, zaczęła w panice rozglądać się za źródłem potwornego wybuchu, który ją zbudził. JEBS, JEBS!!! Niemcy! Wojna! – pomyślała rozsądnie Linka. Dopiero po chwili, gdy opadło senne otępienie, a do jej uszu doleciał szum zacinającego deszczu zorientowała się, że to burza. Na dworze odchodziły dantejskie sceny, apokalipsa i podatki w krainie Muminków. Wiedząc, że nie ma szans na zaśnięcie legła i w malignie wyczekując budzika z nieodpartą myślą, że to będzie długi dzień. 4:50. Dostając odleżyn na prawym półdupku, Linka odpuściła sobie ostatnie 10 min, wyłączyła budzik i gramoląc się bardziej nieprzytomna niż zwykle, zaczęła poranną krzątaninę. Cały czas lało, a przed domem Azjaci zaczęli sadzić ryż. 6:05. Linka trzymając się zębami latarni, co by nie paść na glebę wyczekiwała pociągu. Żelazny rydwan nadjechał – bez żadnego opóźnienia – i oszalałe tłumy władowały się do środka.  Pociąg ruszył. Linka zajęła swoje ulubione mie

Woodstock vs Maslow

Obraz
Gdyby Linka miała jednym zdaniem opisać Przystanek Woodstock osobom, które nigdy tam nie były, zmarszczyłaby brwi, potarła w zadumie podbródek, poprawiła okulary i głosem mędrca oznajmiła: wszystko co mówią złego o Woodstocku – to prawda, ale wszystko co mówią dobrego – to również prawda. I absolutnie nie idzie tego rozgraniczyć. Dlatego ocenę samego festiwalu Linka pozostawia każdemu z osobna. Pod dom Linki podjeżdża Lucy z uśmiechem szaleńca w euforycznym uniesieniu. Linka dumnie rozsiadła się na fotelu pilota, otworzyła piwo, wzięła sążny łyk i głosem nieznoszącym sprzeciwu oznajmia: cały czas prosto. Dużo się nie pomyliła, a trasa mijała im szybko i radośnie, tylko z jedną przerwą na ostatni powiew cywilizowanej toalety. Ich fart niestety skończył się na ostatnich 5 km, gdzie wbiły się w monstrualny korek i odcinek ten pokonały w tempie poruszających się lodowców, co w ostatecznym rozrachunku zajęło 2 h. Był to przedsmak kolejkowej karuzeli. Kolejki są nieodzownym elementem festiw

Januszostwo: level - expert

Wedle wszelkich ustaleń Linka ze swoimi namiotowymi towarzyszami miała dotrzeć na festiwal w piątek w godzinach popołudniowych. Fakt ten spędzał jej sen z powiek, gdyż pierwsza zasada Woodstocku brzmi: kto późno przyjeżdża, rozbija się przy toi toiach. Nie jest to kusząca perspektywa, więc Linka marszczyła w zadumie brwi, jak tu zagiąć czasoprzestrzeń i pokonać system. Wtem poczuła silne mrowienie w istocie szarej, a usta wykrzywił jej chytry uśmiech. Chwyciła za telefon i wydała serię krótkich poleceń, dochodząc do przeświadczenia, że w poprzednim wcieleniu była co najmniej Napoleonem. Zaledwie po kilku minutach otrzymała informację zwrotną, że śmiały plan zostanie wprowadzony w życie. Otóż część ekipy pojechała już w czwartek, a Linka w swej przebiegłości  - o jej istnieniu właśnie się dowiedziała – nakazała, żeby od razu rozbili również ich namiot. W ten sposób teren został zaklepany, pomimo tego, że przez ponad 24 h namiot będzie stał pusty, a przynajmniej Linka ma taką nadzieję, ż

Siła charakteru

W telegraficznym skrócie; Lucy : pojedziesz na Woodstock? Linka: w życiu. Lucy: no jedź. Linka: nie. Lucy: ty no ej. Linka: jaaa, no dobra. Linka zawsze miała -10 do asertywności.

Uprowadzona

Stojąc o pogańsko wczesnej porze na przystanku i czekając na tramwaj, Linka oparła głowę o rozkład jazdy i czekała, aż mózg jej odtaje po godzinnej podróży z klimatyzacją w pociągu ustawioną na -7 °C. Z półprzymkniętymi powiekami zaczęła już delikatnie pochrapywać, gdy na przystanek podjechał jej tramwaj. Odkleiła głowę od tablicy z głośnym mlasknięciem i poczłapała do wagonu. Z pewnym zdziwieniem przyjęła fakt, że przedział jest prawie pusty, więc bezpardonowo rozsiadła się na pierwszym lepszym krzesełku, co o tej porze nigdy się jej nie zdarzało. Drzwi się  zamknęły, tramwaj ruszył. Jadąc tak codzienną trasą postanowiła wykorzystać ostatnie chwile swobody i wyjęła telefon celem załatwienia pewnej niecierpiącej zwłoki sprawy. Zaczęła dziergać smsa, który miał jednocześnie brzmieć tajemniczo, intrygująco, zabawnie i przekonywująco, czyli coś w stylu: dzień dobry. Wybranie odpowiedniego adresata trochę jej zajęło, gdyż z niewytłumaczalnych dla niej przyczyn ludzie mają miliony numerów.