Akademicki kwadrans

3:40. JEBS!!!!! Linka oszołomiona, brutalnie wyrwana z głębokiego snu, zaczęła w panice rozglądać się za źródłem potwornego wybuchu, który ją zbudził. JEBS, JEBS!!!


Niemcy! Wojna! – pomyślała rozsądnie Linka. Dopiero po chwili, gdy opadło senne otępienie, a do jej uszu doleciał szum zacinającego deszczu zorientowała się, że to burza. Na dworze odchodziły dantejskie sceny, apokalipsa i podatki w krainie Muminków. Wiedząc, że nie ma szans na zaśnięcie legła i w malignie wyczekując budzika z nieodpartą myślą, że to będzie długi dzień.


4:50. Dostając odleżyn na prawym półdupku, Linka odpuściła sobie ostatnie 10 min, wyłączyła budzik i gramoląc się bardziej nieprzytomna niż zwykle, zaczęła poranną krzątaninę. Cały czas lało, a przed domem Azjaci zaczęli sadzić ryż.


6:05. Linka trzymając się zębami latarni, co by nie paść na glebę wyczekiwała pociągu. Żelazny rydwan nadjechał – bez żadnego opóźnienia – i oszalałe tłumy władowały się do środka.  Pociąg ruszył. Linka zajęła swoje ulubione miejsce i poczuła nadchodzący konflikt tragiczny. Pomimo tego, że w torbie miała świeżutką, nową książkę nie mogła jej zacząć ot tak, gdyż cały czas pogrążona była w ciężkiej zadumie nad powieścią, którą skończyła dzień wcześniej.  Wyciągnęła notatnik i po dłuższej chwili wpatrywania się w brak kursora na kartce papieru, stwierdziła, że nie jest w stanie sklecić zdania. Pomimo ogromnego zmęczenia, Linka nie nabyła jeszcze umiejętności zasypiania zawsze i wszędzie, więc zostało jej siedzenie w odrętwieniu. Z rozdziawioną paszczą zaczęła bezmyślnie gapić się w okno. Z pewnym zdziwieniem przyjęła fakt, że tempa dotrzymują im emerytki na porannym nording walking. Szanowne damy w końcu zdenerwowane, że pociąg tarasuje im drogę w mało eleganckim geście pokazały sękate środkowe palce i zostawiły skład daleko w tyle. Pociąg jechał tak wolno, że Linka mogła pokusić się o próby zbierania grzybów. Zmęczona przymknęła powieki, a przez głowę znów przemknęła jej natrętna myśl, że to będzie długi dzień


6:23. Ustępując pierwszeństwa żuczkom gnojarzom  pociąg pokonał dwie stacje i zaległ. Zaległ dosłownie. Coś zawarczało, zakaszlało i zdechło. Zgasły światła. Linka leniwie podniosła jedną powiekę i zaczęła łypać podejrzliwie na otoczenie. Nagle, światła zamrugały, znów coś zawarczało, zakaszlało i gdy już w serca pasażerów wlała się nadzieja – zdechło. Proces ten był powtarzany z uporem maniaka przez kolejne 20 min. W końcu znikąd wyłonił się konduktor z radosną nowiną, że pociąg był tragicznie umarł. Wspomniał coś o jakiejś części, którą Linka zapamiętała jako napęd warp, ale nie da sobie opłucnej wyciąć, że tak się nazywała. Zakomunikował również, że podstawią im inny pociąg i należy ruszyć rzyć. Przez wagon przelała się fala pomruków i pojękiwań, ale wszyscy grzecznie zastosowali się do instrukcji nie pozostawiając jeńców.


6:47. Przez oczekujący  na peronie niewielki tłumek, przelała się kolejna fala pomruków i pojękiwań, gdy w końcu nadjechał ich wybawca. Okazało się, że szumnie nazwany pociąg sunący im z odsieczą, tak naprawdę był dyliżansem na torach, do którego tłumek zapakował się niczym kurczęta jadące na rzeź, wypełniając go po brzegi już na  drugiej stacji. Na ostatniej nogi niektórych pasażerów powiewały na wietrze przez uchylone okna. Pociąg być może nie mógł, albo i nie potrafił jechać szybciej niż peleton dzieciaczków na trójkołowych rowerkach, dlatego co bardziej wywrotowe jednostki rzucały głośne: chędożyć i wysiadały po drodze, pisząc do szefów o nagłej inwazji obcych w związku, z którą zostaną jednak w domach. Linka również poczuła zew, jednak szybko go stłumiła i grzecznie czekała wduszona w ścianę.


8:15. Dyliżans torowy, w końcu dotarł na miejsce. Zrezygnowana Linka pomknęła na przystanek i widząc, że tramwaj ucieka jej sprzed nosa, wielkim wysiłkiem woli odepchnęła natarczywą myśl o popełnieniu seppuku ołówkiem. Popadając w odmęty depresji powlekła się do najbliższego sklepu po pocieszenie. Miała ochotę na piwo, jednak pewne konwenanse nie pozwoliły jej spełnić tej zachcianki, więc obkupiła się w krzepiący cukier, który lubieżnie pochłonęła na miejscu.


Do pracy dotarła mieszcząc się w nieco naciąganym akademickim kwadransie. Naciąganym x4.

Komentarze

  1. A jak się Linka ze spóźnienia tłumaczyła? Głosuję na "Głodna Buka pożarła chodnik przed Siedliszczem"

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę to zapamiętać na następny raz;-)
    Jednakowoż Linka jest człowiekiem z zasadami i jeśli bezpośrednią przyczyną niesubordynacji nie jest jej wina, tylko macza w tym paluchy wszechświat - nigdy nie kłamie, albo raczej nie koloryzuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to nieźle. To ja cieszę się, że mogę rowerkiem, nawet w czasie deszczu :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, przypomniałaś mi studenckie czasy ;-)
    Po takim stresie poziom cukru spada na łeb na szyję...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdyby tak Linkę na Sybir chcieli wywieźć, to pewnie z 60 lat by na tą zsyłkę jechała!

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga do pracy drogą do pracy.
    Pociąg pociągiem.
    Dyliżans dyliżansem.
    Kwadrans kwadransem.
    Ale błagam Cię! Zamień się ze mną klimatem!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. A to terroryści, a to dyliżans. Musisz zacząć wymyślać jakieś kłamstwa na spóźnienia. Przecież żaden szef nie uwierzy w takiego seryjnego pecha

    OdpowiedzUsuń
  8. No i sie spłakalam!!!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Akademicki kwadrans zawsze może mieć odmienną definicję w zależności od potrzeb. Zakładając, że średnio wykład trwa około 90 minut, i na każde 90 minut należnym jest 15 minut kwadransa akademickiego, to zważywszy, że średnia norma minut na fabryce wynosi 480, to spokojnie Linka miała jeszcze 1 kwadrans akademicki zapasu do spóźnienia się. :)

    8 godzin = 480 minut

    90 minut (wykład przeciętnie) = 15 minut kwadransa akademickiego

    480 / 90 = 5,33 sztuk kwadransów

    Linka wykorzystała 4 kwadranse z hakiem... czyli 1 kwadrans akademicki pozostał jej w zapasie :)

    :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Leslie Warszawski11 sierpnia 2017 15:01

    Wzorem usprawiedliwiania się był niejaki Lesio Kubajek. Bohater książki Lesio Joanny Chmielewskiej. Przeczytaj, wiele możesz się nauczyć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Trafiłeś, Leslie, w moją ukochaną książkę!

    OdpowiedzUsuń
  12. To była długa podróż do miejsca pracy. Też mi się to zdarzyło parę razy. I cóż zrobić? Jedynie cieszyć się, że nie oskarżono Cię ospecjalne zepsucie tej piekielnej maszyny xD.

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Leslie Warszawski12 sierpnia 2017 00:52

    Były fragmenty, których lektura doprowadzała mnie do łez. Utrata garba przez Lesia po ucieczce przed lokomotywą i maszynistą.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie pamiętam kiedy ostatnio dojeżdżałam rowerem do pracy. Piękne czasy. Choć czytać nie można ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dlatego ja cukier traktuje jako medykament :-D

    OdpowiedzUsuń
  16. Strach się bać. Myślę, że wujek Sybir by się wkurzył i przyjechał do mnie...

    OdpowiedzUsuń
  17. Osobiście uwielbiam burze, ale burze, nie armagedony.

    OdpowiedzUsuń
  18. Hyhyhy sama nie wierzę w takiego pecha, mam wyjątkowo czarną serię w tym tygodniu, nawet jak na mnie. Poczekaj na następną historie...

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie zalej klawiatury, bo Ci Kudłaty z premii pociągnie :-D

    OdpowiedzUsuń
  20. Na Ozyrysa, to matematyka wyższa, a Linka ma alergię na każdy rodzaj matematyki, czuje nadchodzącą fale wysypki...

    OdpowiedzUsuń
  21. Nadrobię zaległości bo nie znam. Ale i tak uważam, że to wina wszechświata ;-)
    Aaa jeszcze nawiązując do Twojej propozycji zdjęcia w nabytej bluzie to ogranicze sie do linka. http://m.emp-shop.pl/art_357120/
    Gdyż Linka zdecydowanie nie jest fotogeniczną jednostką a swego wizerunku szczerze niczym cerber budy. Co nie zmienia faktu, że przez zwyczajowe roztargnienie i tak niechcący, kiedyś ukazała sie na blogu, na szczęście nikt nie zauważył :-D

    OdpowiedzUsuń
  22. Oczywiście, że ziomki z pracy oskarżyli mnie o sabotaż :-D

    OdpowiedzUsuń
  23. Widzę, że serio serio muszę to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  24. No to się zamień, zamień! Błagam o Armageddon!

    OdpowiedzUsuń
  25. ...i zamach na personalną za pomocą lodów z gronkowcem.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ale po co do pracy...trzeba było wysłać wiadomość, że tory rozmyło:-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Serio nie znasz "Lesia"? Nie... Jaja sobie robisz. Nie da się dożyć dorosłości i nie znać "Lesia".
    Gdzieś Ty się wychowała?!

    OdpowiedzUsuń
  28. Linka, bój się boga dowolnego!

    OdpowiedzUsuń
  29. ~Leslie Warszawski12 sierpnia 2017 22:10

    Zajebista bluza

    OdpowiedzUsuń
  30. Azaliż też tak sądzę :D

    OdpowiedzUsuń
  31. Czuję się napiętnowana :D a nawet nie mam obecnie czasu sprawdzić cóż to jest.

    OdpowiedzUsuń
  32. Teraz to już mi wstyd i głupio, idę się wywstydzić... Jak tylko dorwę się porządnie do kompa to obczaję dlaczego mnie tu anatemą straszycie, ba! wybadam też moich znajomków, bo coś mi się wydaje, że również mogą nie znać, a wtedy zrzucę to na winę yyy systemu edukacji? różnicy pokoleniowej? zgubnego wpływu Power Rangers na wychowanie wczesnoszkolne?

    OdpowiedzUsuń
  33. Bossowa stwierdziłaby wówczas, że należy się przerzucić na amfibię i stawić w pracy w trybie niatychmiastowym.

    OdpowiedzUsuń
  34. Powiało pięknym humorem absurdalnym, zdecydowanie poważam takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie ma usprawiedliwienia... Albo natychmiast czytasz "Lesia", albo... Bo ja wiem? No, w każdym razie ja się już nie odezwę :(

    OdpowiedzUsuń
  36. To szantaż emocjonalny :D jako mnie zowią Linką obiecuję, że przeczytam tylko nie tak od razu, muszę ją najpierw nabyć. I przeczytać obecną.

    OdpowiedzUsuń
  37. Porzuć nieskończone. Leć po "Lesia"! Ta książka nie może czekać. I nigdy, ale to nigdy więcej nie przyznawaj się do takich braków edukacyjnych!
    Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem dlaczego "Lesio" nie jest na liście lektur szkolnych :( Przynajmniej wszystkie dzieci by przeczytały...

    OdpowiedzUsuń
  38. Chcesz zabić książkę - zrób z niej lekture szkolną. Nie ma nic gorszego niż czytanie pod przymusem, zaraz jakiś Operon czy inny Greg zrobią opracowanie i dzieciaki przeczytają tylko interpretację. Mówię z autopsji, nie jestem molem książkowym od urodzenia to kwestia jednej książki, którą przeczytałam z własnej woli i w odpowiednim momencie zaraziła mnie magią czytania. Dziś jest lekturą...

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie dywaguj na tematy dowolne, tylko leć po "Lesia"! Masz nóż na gardle!

    OdpowiedzUsuń
  40. "Lesia" to nie dotyczy absolutnie. Przeczytaj i sama zrozumiesz...

    OdpowiedzUsuń
  41. Gdzie mogę kliknąć "lubię to"?

    OdpowiedzUsuń
  42. Nadrobiłam zaległości z wielką przyjemnością. Swoją drogą to jest jakiś sposób, bo po przeczytaniu jednego Twojego wpisu, zawsze czuję jakiś niedosyt... a tak... włala... przeżyłam dłuuuuugi orgazm czytelniczy. Sęks.

    OdpowiedzUsuń
  43. Jedyny sensowny wyraz aprobaty to postawienie piwa, można wysłać pocztą. Jeśli ktoś nie lubi to wysyłaj do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Po kolejnym "wolnym" weekendzie jedyne, co mam na gardle to farbę i pył. Jedyna rzecz jaką obecnie mogę zrobić z książką to podłożyć ją pod głowę i spać.

    OdpowiedzUsuń
  45. Tak szczerze, to ja nawet nie czytam tego co napiszę, a gdzie tu serią jechać, ale nikomu nie mów...

    OdpowiedzUsuń
  46. A ja nabyłem umiejętność spania w każdych warunkach, w dyliżansie też pewnie bym zasnął :-)
    Ja armagedon burzowy przetrwałem na przystanku,gdzie spędziłem urocze półtorej godziny :-)

    OdpowiedzUsuń
  47. Jeszcze, że nie mogłaś spać jak na człowieka przystało to jeszcze gruchot na torach musiał się zepsuć tak po prostu. Mam nadzieję, że w pracy przez to nie miałam problemów, ale co zrobić jak wszystko w tej Polsce się rozlatuje ;).
    Pozdrawiam i zapraszam :).

    OdpowiedzUsuń
  48. Kiedyś po armagedonie burzowym na przystanku, kupiłam najdroższe w życiu skarpetki na dworcu. Jednak było warto, była to jedyna sucha część mojej garderoby, w której spędziłam najbliższą godzinę w pociągu.

    OdpowiedzUsuń
  49. Mam wyjątkowe szczęście do pecha :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium