Kto gamoń jest?
Pomimo wcześniejszych obaw Linki, że Ulson zacznie sensownie mówić dopiero w wieku lat 18-stu, jej już niedługo 4-letnia siostrzenica używa już wielce skomplikowanych zdań, tocząc z ciocią wielogodzinne dysputy na tematy wszelakie. Ku ogromnej uciesze wszystkich, dziecię nadal stosuje szyk przestawny, o którym było już kiedyśwspominane. Linka nie wie, czy Ulson potajemnie podczytuje jej bloga, czy swą wiedzę tajemną zaczerpnęła z autopsji, ale ostatnio jej ulubionym stwierdzeniem – wielce nieprawdziwym i proszącym się o wytoczenie sprawy w sądzie o zniesławienie – jest; Ciocia ty taki gamoń jest.
Linka wróciwszy z pracy zaczęła kołować samochodem do garażu. Już po wyjściu o mały włos nie została staranowana przez piszczącego i latającego jak atom Dziwaka. O dziwo siostrzeniec nawet nie zauważył Linki tylko wymachując rozpaczliwie rękoma wykrzykiwał jakieś niezrozumiałe rzeczy. Linka oczywiście niezmiernie się przejęła niepoczytalnością Młodzieńca i nieśpiesznie udała się na obiad. Gramoląc się po wąskich schodach znów została zaatakowana przez nieletnią jednostkę. Tym razem Ulson zamaszystym ruchem odepchnęła Linkę na ścianę torując sobie przejście, wykrzykując przy tym podobnie niezrozumiałe treści co Dziwak. Linka przerażona nie na żarty wbiła się w dres i zaczęła przeżuwać strawę. Między jednym hapsem a drugim do kuchni wkroczyła Kazik z obłędem w oczach i niczym seria z karabinu maszynowego rozpoczęła histeryczny monolog. Linka niechętnie oderwała się od talerza i ze zdumieniem uniosła brwi, po raz kolejny utwierdzając się w fakcie, że z nadpobudliwej matki spokojnych dzieci nie będzie.
- he? – zapytała elokwentnie Linka mieląc przy tym paszczą.
- nie ma kluczy, kluczy nie ma – zapętliła się Kazik drąc przy tym włosy z głowy .
- jakich kluczy?
- od działki, od bramy, od wszystkiego[1] – zawyła Kazik – pojedziesz ze mną poszukać?
- nie – odpowiedziała bez skrupułów Linka, ale widząc, że siostrze zaczyna się niebezpiecznie bródka trząść, przewróciła ze zrezygnowaniem oczami i orzekła – jaaa, no dobra.
Kazik odetchnęła z ulgą i również latając jak atom zaczęła zbierać latarki - gdyż robiło się już szarawo - dzieci i wszystko inne co mogło się przydać. Dziwak zaoponował i postanowił zostać w Siedliszczu. Ulson z zacięciem na twarzy i dumnie dzierżoną latarką w małej rączce, była gotowa na przygodę i z piskiem pognała ładować się do samochodu. Linka, jak zawsze śpiesząc się okrutnie doczłapała leniwie do czekających już na nią osobników. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, siostra z piskiem opon zaczęła wycofywać. Linką szarpnęło więc czem prędzej zaczęła zapinać pas w duchu żałując, że nie wzięła kasku. Przy którejś nieudolnej próbie zapięcia pasa, w końcu spojrzała w dół i jej wzrok mimowolnie omiótł niewielką półeczkę obok skrzyni biegów.
- stój – zawyrokowała głosem nieznającym sprzeciwu.
Kazik dopiero co zdążyła wyjechać za bramę, ale posłusznie się zatrzymała.
- zobacz co tu masz głupcze – powiedziała Linka wskazując oskarżycielsko paluchem na jeden z wielu pęków kluczy.
- mama głupia nie! – darła się Ulson z tylnego fotelika.
- no wiem, ale to nie te – odpowiedziała szybko Kazi – tamte miały zieloną zawieszkę.
Linka zaczęła rozmasowywać skronie i nie chcąc unosić się przy dziecku spokojnie oznajmiła – w rzyci mam zawieszkę, to są te klucze.
Kazik wzięła ostrożnie pęk kluczy i zaczęła go badawczo lustrować – serio to te? – zapytała nieprzekonana.
- tak, poznaje, częściej tam jeździłam niż ty więc wiem – powiedziała, co wyrazie uspokoiło Kazika, a jej lico zabarwiło się delikatnym rumieńcem.
- Ulson i kto jest gamoń? – zapytała dumna z siebie Linka.
- cicocia ty taki gamoń jest! – odpowiedziała z rozbawieniem bez zastanowienia.
Linka nigdy nie doczeka się sprawiedliwego osądu z ust siostrzenicy.
A zawieszkę faktycznie znalazły w krzakach pod bramą. Latarki się przydały.
Oj, ciocia ... nielekkie życie wiedziesz.
OdpowiedzUsuńAj, Linka, bo Ty to w ogóle jest.
OdpowiedzUsuńNo coż ...
OdpowiedzUsuńHistorię piszą zwycięzcy. Trzymaj się Ulsona, bo to wybitna jednostka jest :)))))) A szyk przestawny jest spoko, zwłaszcza w wykonaniu Mistrza Yody. Może masz w domu jakąś jego reinkarnację ? ;)
Aż strach, co to będzie gdy te dzieciaki dorosną, chociaż w kaszę na pewno nie dadzą sobie dmuchać!
OdpowiedzUsuńMoi siostrzeńcy wołali: ciocia -klocia, żeby ich gonić i łapać. Teraz jako poważni młodzieńcy już nie mają ochoty, a szkoda, bo czasem mam ochotę pobiegać, a nie ma z kim.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
wygląda, że szukania nikt Ciebie uczyć nie musi - może masz to genetycznie wykoślawione DNA. Trudno nawet wyczuć, czy zmysł nieznany z numerkiem powyżej 5, czy jakaś choroba odzwierzęca i węch słonia w spadku się ostał. Gdyby dokumenty albo klucze gdzieś mi się zapodziały, przyjdę po prośbie.
OdpowiedzUsuńWłasnie! jak wiedzie się na grzybach?
A kilkuletnia Zołza mojej przyjaciółki, znając moje zamiłowanie do dzieci, na powitanie zawsze recytowała mi wierszyk:
OdpowiedzUsuń"Słońce świeci, deszczyk pada,
ciocia Frau Be dzieci zjada".
Naruszenie dobrego imienia - skazać nieletnią. Biedna, zawsze na Ciebie i zawsze się zgadzasz. Może jak podrośnie to doczekasz się sprawiedliwości. ;)
OdpowiedzUsuńOj, dziś Linka w ogóle nie jest...
OdpowiedzUsuńTeż już o tym myślałam, małe to dziwne i ruchliwe. Tylko kłęby z uszu jej nie wystają, a tak wykapany Yoda.
OdpowiedzUsuńJeszcze parę lat i przestaną się przyznawać do cioci, w końcu święty spokój ;)
OdpowiedzUsuńDo biegania to najlepiej jakiegoś psiaka. Dodatkowym plusem jest fakt, że wyjątkowo mało się odzywają.
OdpowiedzUsuńZwykły fart, normalnie to ja jestem specjalistą w gubieniu rzeczy, a nie znajdowaniu. Dziś grzyby wpadły na koncie mam 10 prawdziwków :D
OdpowiedzUsuńHyhyhy przeurocze :D
OdpowiedzUsuńciąg dalszy;
co nie zjada
w worki wkłada
i w piwnicy składa
Jeśli będzie mi herbatę donosić to wszystko wybaczę.
OdpowiedzUsuńTeż bym wybaczyła w takim przypadku ;D.
OdpowiedzUsuńTaki życie jest ;)
OdpowiedzUsuńSłowo "gamoń" ma mnóstwo synonimów. Niektóre są całkiem fajne, np. marynowane cielę, wolnomyśliciel, kapcan, safanduła, frajer - pompka, prawiczek... Niech się Linka nie martwi, wszystkie dotyczą tylko facetów!
OdpowiedzUsuńHyhyhy cóż za piękne ubliżanie. Marynowane ciele wejdzie do mojego słownika użytkowego :D
OdpowiedzUsuńMoże musi pożyć jeszcze ze 120 lat, żeby wyglądać jak należy? Ja bym tam jeszcze trochę poczekała....
OdpowiedzUsuń120 mówisz? No dobra, jak mus to mus.
OdpowiedzUsuńDroga Linko, witam powakacyjnie, serdecznie, słonecznie.
OdpowiedzUsuńJeszcze jest miągwa, ciućma, podchujek i pepeg. Boja ma rację. Wszystkie rodzaju męskiego :)
OdpowiedzUsuńByło nie chlać tyle...
OdpowiedzUsuńKtoś wspominał coś o grzybach?
OdpowiedzUsuń10? Nie imponująco...
Przyjedź do mnie, to zwiększysz dorobek do setki. Znaczy jak dogonisz, bo ruchliwe są jak Yoda w wieku Ulsona...
Ulsony tak mają. Musisz to przetrwać... :-)
OdpowiedzUsuńBo Ulsony to gadziny są i nie jestem pewna, czy z tego się wyrasta.
OdpowiedzUsuńAle byłam krótko, popołudniu i hmm zmęczona... Wujas, który kiedyś się zgubił machnął 70. No i w większości zdrowe są.
OdpowiedzUsuńInsynuujesz po rozchwianej czcionce? :D
OdpowiedzUsuńPepeg brzmi prawie jak Pepa, a to samo w sobie już jest uwłaczające.
OdpowiedzUsuńRównież witam i herbatą częstuje :)
OdpowiedzUsuńPo kreatywności. Już Witkiewicz wiedział do czego alkohol służy...
OdpowiedzUsuńTo jednak ja do Ciebie pojadę :)
OdpowiedzUsuńRobale toleruję jedynie w sklepię wędkarskim...
Pepa rodzaju żeńskiego jest... Nie zmieniaj koncepcji przewodniej!
OdpowiedzUsuńA z nami się nie podzieliła!
OdpowiedzUsuńsfinia...
OdpowiedzUsuńWyciągaj peyotl!
OdpowiedzUsuńŻe kaktusa?
OdpowiedzUsuńTeż ma osobowość.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem.
OdpowiedzUsuńSpojrzałaś kiedyś w oczy Pepie, jednocześnie widząc jej nos? Gdzie tu jakakolwiek koncepcja...
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam na rybach. Dobra najpierw grzyby, później ryby.
OdpowiedzUsuńDo mycia okien. Na razie mam awersje.
OdpowiedzUsuńA świstak zawija... Masz rację właściwie. Psychiatra poszukiwany...
OdpowiedzUsuńA na końcu niedźwiedzie...
OdpowiedzUsuń