Złe dobrego początki

Pod ostatnim wpisem Ewa trafnie zauważyła, że niedługo nikt nie uwierzy Lince w prześladujące ją fatum. Ona sama również nie wierzy i coraz bardziej jest skłonna przypuszczać, że to nie jej drobne roztrzepanie jest powodem wielu niefortunnych sytuacji, w których się znajduje, tylko niechybnie stała się ofiarą międzynarodowego spisku wymierzonego w jej  skromną osobę. Historia opisana poniżej miała miejsce dokładnie dzień po Akademickim kwadransie.


Linka zająwszy miejsce w pociągu z niemałą satysfakcją obracała kojącą myśl w głowie: w końcu piątek! Raz, że to koniec bardziej niż kiepskiego tygodnia w pracy, dwa miała już zaplanowany wieczór na spotkanie z Filifioną - której nie widziała dekady całe - i ziomkami z pracy, którzy nadal trwają na stanowiskach i tymi, którzy już uciekli w popłochu. Pociąg ruszył, ona wyjęła nową książkę i pogrążyła się w lekturze.


- dzień dobry, bilet do kontroli proszę – nad Linką znikąd wyrósł Konduktor, którego widziała pierwszy raz w życiu i wziął ją na muszkę kasownika.


- dzień dobry – odpowiedziała Linka i zanurzyła się w torbie poszukując portfela.


Ryjąc i przewalając hałdy niepotrzebnych rzeczy, poczuła jak zza winkla złośliwie puszcza do niej oko nadciągająca Panika. W końcu Linka z plaskiem uderzyła się w czoło i przez zaciśnięte zęby jęknęła;


-okurwaniewzięłamportfela.


- słucham? – zapytał Konduktor unosząc ze zdziwieniem brwi.


Linka nie odpowiedziała. Oczami wyobraźni w zwolnionym tempie i w odcieniach sepii zaczęła przesuwać klatki z dnia wczorajszego.


Budowa Kazika. Zamykanie okien. Tylko tam i z powrotem. Nie bierze torby, tylko portfel z dokumentami. Wskakuje do Batmobila. Wrzuca portfel do skrytki w samochodzie…


- zostawiłam portfel w samochodzie – odpowiada w końcu trąc przy tym czoło ze zdenerwowaniem – nie mam biletów, dokumentów, pieniędzy –  opuściła torbę i spojrzała na Konduktora – tylko niech mnie Pan nie wyrzuca, nie mogę się znowu spóźnić do pracy –  Linka zawiesiła głos w dramatycznej pauzie.


Brwi Konduktora zahaczyły o niepokojąco duże zakola – spokojnie nikt pani nie wyrzuci – powiedział szybko widząc, że podbródek Linki zaczyna się niepokojąco trząść – ma pani miesięczny?


- tak.


- gdzie pani wsiadła?


- tam.


- dokąd pani jedzie.


- tam.


Konduktor się zasępił – to daleko, nie może pani być godzinę w pociągu bez biletu, ja bym panią puścił, ale jak będzie kontrola to i pani będzie mieć problemy i ja. Nie ma pani jakiś pieniędzy, albo może ktoś wsiądzie, kto mógłby pani pożyczyć za stację lub dwie?


Linka jest całkowicie człowiekiem bezgotówkowym, operuje głównie kartą, a parę drobnych i tak ma tylko i wyłącznie w portfelu. Co do ludzi nikt znajomy z nią nie dojeżdża, a ona nigdy nie wykazywała talentów do sponsoringu, wyłudzeń i ściągania haraczy.


- nie znam tych ludzi – wydusiła w końcu z siebie.


- proszę jeszcze pomyśleć, zaraz do pani wrócę tylko sprawdzę resztę pasażerów.


Linka zmarszczyła czoło i zaczęła szukać wyjścia z patowej sytuacji. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach, trybiki w jej głowie obracały się z donośnym zgrzytem i łoskotem. W końcu wszystkie koła zębate trafiły na właściwe miejsce, a cała maszyneria przypomniała idealnie pracujący silnik Ursusa po tuningu. Znalazła rozwiązanie. Rozpromieniona Linka z niecierpliwością wyczekiwała powrotu Konduktora, który zjawił się po kilku minutach.


- proszę wypisać mi mandat. Mam miesięczny odwołam się, więc i tak mi go anulują – zakomunikowała jednym tchem Linka, którą  rozpierała duma, że wymyśliła taki chytry plan.


- no mógłbym, poniosłaby pani tylko koszt opłaty manipulacyjnej, ale jest jeden problem.


- azaliż jaki?


- żeby go wypisać potrzebuje dokument ze zdjęciem – Konduktor wymownie spojrzał na Linkę, która ze wstydu próbowała wejść pod siedzenie.


- często pani jeździ?


- codziennie – odpowiedział głos spod fotela.


- to następnym razem, jak mnie pani spotka odda mi pani pieniądze  – odpowiedział Konduktor, który zaczął wypisywać bilet.


Linka niepewnie wychyliła czubek nosa i widząc, że Konduktor nie żartuje z mieszaniną radości i zażenowania zaczęła mu dziękować. W dowód wdzięczności zaproponowała mu również swoje kanapki, ale Pan grzecznie odmówił.



                                                                                                                                            


W kilku słowach Linka tylko napomknie, że nie miała żadnej kontroli w tramwaju, Menda przyszedł do niej do pracy i hojnie obrzucił ją drobnymi, wieczór z ziomkami był wielce udany, a Linka załapała się na kolejną wielką herbacianą dolewkę barmańską.

Komentarze

  1. Nie do wiary! Konduktor i też człowiek! Czy Linka jest pewna, że jej się to nie przyśniło?

    OdpowiedzUsuń
  2. I ryms! Czyli na koniec paskudnego tygodnia- ryms! Grzmotnęło Cię jednak szczęście :) A tak właściwie to życzliwość ludzka Cię kopnęła.
    Ja bym na to konto postawiła piwo znajomym.
    To gdzie mam wpaść na to piwo? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierzę! są na tym świecie dobrzy ludzie!
    Swoją drogą, gdy dojeżdżałam na studia pociągiem, siedziałyśmy we cztery w przedziale, a tylko moją legitymacje studencką konduktor chciał oglądać, musiałam staro wyglądać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie, że są! Codziennie jak patrze w lustro to widzę :D
    Mówi się - nad wyraz dojrzale i dostojnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie było mnie stać na szastanie kolejkami, ale co się odwlecze to nie uciecze. Wbijaj do Kolumba, zawsze tam siedzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Był to bardo rzeczywisty sen, bo Linka nabiła sobie guza włażąc pod fotel.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to masz talent i pewnie dobrze Ci z oczu patrzy. Kobiety potrafią ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zdarzyło mi się widzieć kontrolerów tramwajowych, by komuś darowali karę. Widać kolejowi nie mają premii od mandatów. Albo tak bosko wyglądasz, że serce konduktorowi zmiękło.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  9. Taa wyjątkowo mi oko nie uciekło ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dokładnie to samo pomyślałam, kanar by mi nie odpuścił. Co do wyglądu, pewna mądra osoba kiedyś stwierdziła, że na mnie się nie da krzyczeć, jak się zobaczy przed sobą taką sierotę. To tyle w kwestii boskości :D

    OdpowiedzUsuń
  11. O żesz!
    Ale wiesz co? To nie fatum, nie pech. To przyzwyczajenia ;D. Wiesz, jak wiele kobiet, gdy zmienia torebkę na inną czegoś nie weźmie? Sporo z tego, co słyszałam. Samej mi się zdarza nie przepakować wszystkiego. Też czasem biorę tylko dokumenty i portfel do auta, bo torebka kilogramy swoje ma xD. I potem muszę się pilnować, żeby od razu po powrocie schować je z powrotem, bo zapomnę o tym, że nie ma ich w torebce. Na szczęście jestem przeczulona i sprawdzam czy wszystko mam, zanim wyjadę. Tylko gdy się spieszę to czasem nie sprawdzam. Ale konduktor urzekający! Dobry człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  12. Co nadal można spiąć w piękną klamrę roztrzepania :D A Konduktor mega człowiek, już mam dla niego zakupione dziękczynienie tylko mam nadzieję, że go szybko spotkam, bo nie ręczę za siebie jak długo wytrzymam, żeby tego nie zjeść...

    OdpowiedzUsuń
  13. Aż mi się coś w serduszku skruszyło. Przestałam wierzyć w istnienie dobrych ludzi już dawno temu, ale takie przypadki pozwalają mi wychodzić z domu bez ataków paniki przy mijaniu przechodniów. Kup mu jakąś czekoladę, laurkę albo skarpety. Nie wiem, co się daje w geście wdzięczności.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kupiłam Toffifee. Tylko żebym go szybko spotkała, bo trąci mi to masochizmem... A na przechodniów najlepszy jest gaz. Wtedy to oni uciekają i nie ma co się lękać.

    OdpowiedzUsuń
  15. ...i na pewno Ci się to nie śniło?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium