Wyimaginowany dziennik z niewyimaginowanymi faktami z życia Linki, odnaleziony we wraku Gwiazdy Śmierci, Titanica albo Nabuchodonozora – nadal trwają spory. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest celowe i zamierzone, a ilość podrasowanych faktów zależy od humoru autora.
Udanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
Konrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie, Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Również nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;) Szlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Eru Lince świadkiem, że nie taki miał być kolejny wpis. Wieści roznoszą się szybciej niż tryper i już chyba każdy wie, że cała onetowska blogosfera zostanie poddana eksterminacji, a zgliszcza zaleją wapnem i zasypią trocinami. Można biadać i złorzeczyć, ale większego sensu to nie ma. Linka planowała dobić spokojnie do 100% swojego miejsca na dysku i być jak Adam Małysz – nie, nie chciała zapuścić wąsa, ale odejść w pełni chwały. W jej głowie cały czas nie milknie głos narratora, jeszcze kilka historii czekało do opowiedzenia, kto wie, może pojawiłyby się nowe? I tak jest z siebie dumna, że publikowała regularnie prawie przez 14 miesięcy, gdyż Menda prorokował, że po miesiącu nie będzie miała o czym pisać. Jednak dalsze umieszczanie tu notek nie ma sensu w momencie przedświątecznej gorączki i blogowego Exodusu. Nowego miejsca Linka na razie nie planuje, oprócz milczkowatego mruka jest jeszcze sentymentalnym leniwcem. Jej tu było dobrze, ukulała sobie całkiem miłą enklawę, która stała si...
Gdy wszelkie zakamarki przekraczają masę krytyczną, a zbyt wolne otwarcie i zamknięcie drzwi wywołuje imponującą lawinę, która bezlitośnie miażdży nieostrożnego delikwenta, to znak, że Linka powinna wziąć się za sprzątanie. Zakasała więc rękawy, wsiadła za kierownicę spycharko-koparki i przystąpiła do przewracania hałd rzeczy z cyklu - a to ładne jest, a to się jeszcze przyda, a tego nie można wyrzucić - nagromadzonych przez eony . Ze zmarszczonymi brwiami, co chwilę poprawiając okulary, które notorycznie zsuwały jej się z nosa, brodziła w tajemniczych artefaktach, odnajdując m.in. Bursztynową Komnatę, Excalibur oraz wszelkie cuda Strefy 51. Zza potężnych zwałów nieustannie dało się słyszeć wybuchy gromkiego rechotu, krzyki przerażenia i jęki odrazy. Po wielu godzinach wycieńczającej segregacji na rzeczy, które wyrzuci teraz i które wyrzuci następnym razem, Linka była u kresu sił fizycznych i umysłowych. Kiedy obolała, zmęczona i brudna, planowała zakończyć doroczne obchody pacyfikac...
Żeby w pełni zobrazować powagę sytuacji, Linka zrobi coś, czego jeszcze do tej pory nie robiła, a wręcz świadomie unikała – w obawie przed psychofanami – i opisze szczegółowo, i najlepiej jak potrafi swoją zewnętrzną powłokę. Otóż Linka ma głowę i jakiś kadłub. Do tego najczęściej przywdziewa swoją ukochaną, wymiętą parkę, z zimna lico chowa za szalami lub chustami, a ręce objucza w wełnę bez palców. Ogólnie nie wzbudza powszechnej atencji na ulicach, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że przemyka niezauważona niczym ninja. Jest jednak pewna grupa społeczna, która bez pudła i mniej niż w 0,05 sekundy lokalizuje Linkę. Grupa ta przestaje nawet mrugać w obawie, że mógłby im umknąć jej najmniejszy i jakże niezgrabny ruch, stają na baczność, prężą klaty i pokazują sprzęt. Linka zupełnie niechcący stała się muzą wszelkich sklepowych ochroniarzy. Nie wiedząc czemu zawsze, gdy tylko wejdzie do podrzędnego marketu, cała ochrona nagle zaprzestaje niezobowiązujących pogawędek z kasjerkami, ...
Poważnie? To masz u mnie medal :-)
OdpowiedzUsuńNo, nie moje to klimaty, ale jak trza, to trzeba. A asertywnością się nie martw, nabierzesz z wiekiem.
OdpowiedzUsuńZa brak asertywności? Dzięki, zawsze myślałam, że to wada ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że z wiekiem to ja tylko masy nabiorę...
OdpowiedzUsuńW tym wypadku to zaleta ;-)
OdpowiedzUsuńBędzie Cię więcej obywatelki... :-)
OdpowiedzUsuńJeśli mógłbym jechać, cała namowa zmieściłaby się w jednym zdaniu.
OdpowiedzUsuńKocham występy na żywo, takie festiwale.
Pozdrawiam
A może to nie jest brak asertywności, tylko po prostu chciałaś być troszkę namawiana? :-)
OdpowiedzUsuńZa to +10 do kokieterii.
OdpowiedzUsuńTo jak w tym dowcipie:
OdpowiedzUsuńA: Co robisz?
B: Muszę się uczyć. A ty co robisz?
A: Idę na piwo.
B: Dobra, idę z tobą, ty zawsze potrafisz mnie przekonać.
:P
Ej no z takimi argumentami nikt by nie wygrał :D
OdpowiedzUsuńWolałabym chociaż +3 do asertywności.
OdpowiedzUsuńHmmm. Ostatni raz byłam jakieś 6 lat temu i powiedziałam, że więcej nie pojadę. I serio taki miałam zamiar, no ale siła wyższa, cóż zrobić...
OdpowiedzUsuńJa również kocham koncerty i festiwale, ale zabudowane toalety i prysznice również.
OdpowiedzUsuń"Ty no ej" to chyba bardzo skuteczny argument. Wypróbuję go przy okazji.
OdpowiedzUsuńZaprawdę Moc tych słów wielką jest.
OdpowiedzUsuńUdanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
OdpowiedzUsuńKonrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie,
Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Musisz poćwiczyć asertywność xd. Jest wiele technik tak na marginesie... xD.
OdpowiedzUsuńRównież nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńSzlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Ja już jestem asertywnym straceńcem, jedyne co mogłoby mi pomóc w walce o własne zdanie to paralizator.
OdpowiedzUsuńW tym przypadku Twoj brak asertywnosci wyszedl nam wszystkim na dobre!!
OdpowiedzUsuńWyszedl na extra mega fajny czas na Woodstock:))
Dzieki Ci o Wilka moja:)
Azaliż cóż rzec, no udanie było :D
OdpowiedzUsuńZ kolejnych wpisów widzę, że brak asertywności ma czasami swoje plusy :D
OdpowiedzUsuńRaz na rok się zdarzy :D
OdpowiedzUsuń