Wyimaginowany dziennik z niewyimaginowanymi faktami z życia Linki, odnaleziony we wraku Gwiazdy Śmierci, Titanica albo Nabuchodonozora – nadal trwają spory. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest celowe i zamierzone, a ilość podrasowanych faktów zależy od humoru autora.
Udanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
Konrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie, Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Również nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;) Szlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Gdy wszelkie zakamarki przekraczają masę krytyczną, a zbyt wolne otwarcie i zamknięcie drzwi wywołuje imponującą lawinę, która bezlitośnie miażdży nieostrożnego delikwenta, to znak, że Linka powinna wziąć się za sprzątanie. Zakasała więc rękawy, wsiadła za kierownicę spycharko-koparki i przystąpiła do przewracania hałd rzeczy z cyklu - a to ładne jest, a to się jeszcze przyda, a tego nie można wyrzucić - nagromadzonych przez eony . Ze zmarszczonymi brwiami, co chwilę poprawiając okulary, które notorycznie zsuwały jej się z nosa, brodziła w tajemniczych artefaktach, odnajdując m.in. Bursztynową Komnatę, Excalibur oraz wszelkie cuda Strefy 51. Zza potężnych zwałów nieustannie dało się słyszeć wybuchy gromkiego rechotu, krzyki przerażenia i jęki odrazy. Po wielu godzinach wycieńczającej segregacji na rzeczy, które wyrzuci teraz i które wyrzuci następnym razem, Linka była u kresu sił fizycznych i umysłowych. Kiedy obolała, zmęczona i brudna, planowała zakończyć doroczne obchody pacyfikac
Linka niczym tybetański budda ma doskonały wgląd w strukturę swego wewnętrznego ja i już dawno odkryła sekretną wiedzę, że sama dla siebie stanowi największe zagrożenie… Z dniem 18 października Anno Domini ok. godziny 7:30 Linka uległa potknięciu. Nie było to potknięcie tak spektakularne, jak w Stukostrachach, gdzie bohaterka zahaczyła nogą o kawałek wystającego metalu z ziemi, który kilka ton czarnoziemu później okazał się być statkiem kosmicznym – pomysł fajny, książka z tych gorszych Kinga. Linka natomiast, jak ostatni gamoń potknęła się o tory tramwajowe. I znów można pokusić się o nawiązanie do książki, gdyż tam skutki feralnego potknięcia były druzgocące na skalę światową, tu natomiast globalne media osnuły zdarzenie zmową milczenia. Linka natomiast owe potknięcie odczuła dotkliwie, uszkadzając sobie kręgosłup, choć cały czas ma nadzieję, że nie jest tak zdolna i skutki nie będą trwałe. Godziny i doby bezpośrednio przypadające po tym incydencie są czasem, z którego Linka jeszcze
Nie wdając się w zbędne szczegóły, ale bynajmniej nie z racji wieku, Linka została oddelegowana w tym roku na 3 - tygodniowy urlop do sanatorium. O całym pobycie mogłaby stworzyć osobny dziennik, jednak wśród kuracjuszy obowiązuje niepisana zasada przekazywana z turnusu na turnus, że to, co wydarzyło się w murach Jana Sobieskiego, pozostanie tam na wieki. Ogólnie rzecz ujmując wszystkie plotki jakie krążą na temat sanatoriów - nawet najbardziej irracjonalne, śmiałe i perwersyjne – to nie plotki, to życie. Linka początkowo miała obawy, jak odnajdzie się w Parku Jurajskim i mimo, że znacząco zaniżyła średnią wieku ubawiła się przednio. Wyjątkowo dobrze trafiła też w pokoju, który uchodził za przedszkole, jako że poza Linką były tam same jurne 40 +. No 2 z 3 były jurne – Dori i Hela. Gdzieś tak w połowie pierwszego tygodnia, kiedy kuracjusze poznali się już na tyle, żeby nie rozmawiać tylko o hemoroidach i haluksach, pokój Linki nawiązał polityczne stosunki z pokojem rączych ogierów – śr
Poważnie? To masz u mnie medal :-)
OdpowiedzUsuńNo, nie moje to klimaty, ale jak trza, to trzeba. A asertywnością się nie martw, nabierzesz z wiekiem.
OdpowiedzUsuńZa brak asertywności? Dzięki, zawsze myślałam, że to wada ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że z wiekiem to ja tylko masy nabiorę...
OdpowiedzUsuńW tym wypadku to zaleta ;-)
OdpowiedzUsuńBędzie Cię więcej obywatelki... :-)
OdpowiedzUsuńJeśli mógłbym jechać, cała namowa zmieściłaby się w jednym zdaniu.
OdpowiedzUsuńKocham występy na żywo, takie festiwale.
Pozdrawiam
A może to nie jest brak asertywności, tylko po prostu chciałaś być troszkę namawiana? :-)
OdpowiedzUsuńZa to +10 do kokieterii.
OdpowiedzUsuńTo jak w tym dowcipie:
OdpowiedzUsuńA: Co robisz?
B: Muszę się uczyć. A ty co robisz?
A: Idę na piwo.
B: Dobra, idę z tobą, ty zawsze potrafisz mnie przekonać.
:P
Ej no z takimi argumentami nikt by nie wygrał :D
OdpowiedzUsuńWolałabym chociaż +3 do asertywności.
OdpowiedzUsuńHmmm. Ostatni raz byłam jakieś 6 lat temu i powiedziałam, że więcej nie pojadę. I serio taki miałam zamiar, no ale siła wyższa, cóż zrobić...
OdpowiedzUsuńJa również kocham koncerty i festiwale, ale zabudowane toalety i prysznice również.
OdpowiedzUsuń"Ty no ej" to chyba bardzo skuteczny argument. Wypróbuję go przy okazji.
OdpowiedzUsuńZaprawdę Moc tych słów wielką jest.
OdpowiedzUsuńUdanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
OdpowiedzUsuńKonrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie,
Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Musisz poćwiczyć asertywność xd. Jest wiele technik tak na marginesie... xD.
OdpowiedzUsuńRównież nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńSzlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Ja już jestem asertywnym straceńcem, jedyne co mogłoby mi pomóc w walce o własne zdanie to paralizator.
OdpowiedzUsuńW tym przypadku Twoj brak asertywnosci wyszedl nam wszystkim na dobre!!
OdpowiedzUsuńWyszedl na extra mega fajny czas na Woodstock:))
Dzieki Ci o Wilka moja:)
Azaliż cóż rzec, no udanie było :D
OdpowiedzUsuńZ kolejnych wpisów widzę, że brak asertywności ma czasami swoje plusy :D
OdpowiedzUsuńRaz na rok się zdarzy :D
OdpowiedzUsuń