Wyimaginowany dziennik z niewyimaginowanymi faktami z życia Linki, odnaleziony we wraku Gwiazdy Śmierci, Titanica albo Nabuchodonozora – nadal trwają spory. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest celowe i zamierzone, a ilość podrasowanych faktów zależy od humoru autora.
Udanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
Konrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie, Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Również nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;) Szlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Natura żarówek bywa przewrotna i zdarza się, że bez zbędnej ideologii, i wzniosłych okrzyków wybuchają. Czasami też Dziwak głodny empirycznych doznań pacyfikuje je wodą, co daje podobny efekt. Nie zagłębiając się jednak w genezę męczeńskiej śmierci, Linka widząc resztkę żarówki ze smętnie sterczącymi drucikami, postanowiła ją usunąć. Rzecz miała miejsce na schodach, gdzie zwyczajowo świecą dwie lampy, włączane tym samym ajzolem. Jako że z natury jest ślepcem, a do tego nie świeci oczami, odruchowo pstryknęła włącznik, co nie wzbudziło w niej żadnych podejrzeń, a choć trochę rozświetliło zalane w półmroku schody. Przystanęła na podeście i z miejsca ewoluowała w Wałęsę bez wąsów stając się elektrykiem doskonałym. Lince pot zrosił czoło, a żyły wystąpiły na szyi, z całych sił próbowała rozbujać oporny na jej wysiłki gwint. Po kilku bezowocnych próbach opuściła dłoń z odrętwiałymi palcami. A może tak… – pomyślała Linka i przystąpiła do kolejnego natarcia, zamykając swe pająkowate palce n...
Eru Lince świadkiem, że nie taki miał być kolejny wpis. Wieści roznoszą się szybciej niż tryper i już chyba każdy wie, że cała onetowska blogosfera zostanie poddana eksterminacji, a zgliszcza zaleją wapnem i zasypią trocinami. Można biadać i złorzeczyć, ale większego sensu to nie ma. Linka planowała dobić spokojnie do 100% swojego miejsca na dysku i być jak Adam Małysz – nie, nie chciała zapuścić wąsa, ale odejść w pełni chwały. W jej głowie cały czas nie milknie głos narratora, jeszcze kilka historii czekało do opowiedzenia, kto wie, może pojawiłyby się nowe? I tak jest z siebie dumna, że publikowała regularnie prawie przez 14 miesięcy, gdyż Menda prorokował, że po miesiącu nie będzie miała o czym pisać. Jednak dalsze umieszczanie tu notek nie ma sensu w momencie przedświątecznej gorączki i blogowego Exodusu. Nowego miejsca Linka na razie nie planuje, oprócz milczkowatego mruka jest jeszcze sentymentalnym leniwcem. Jej tu było dobrze, ukulała sobie całkiem miłą enklawę, która stała si...
- Liebster Blog Award! - zakrzyknęła Gocha, wskazując Linkę. Linka nie wiedząc, o co chodzi i myśląc, że autorka bloga Gocha czy nie Gocha ją obraża już rozbiła butelkę o kant stołu, już gotowa była rzucić się do krtani w obronie linkowego imienia, gdy ta spokojnym tonem Mistrza Yody wytłumaczyła jej, że to nie potwarz i kalumnie a wyróżnienie jest. Linka jak na skromną osobę przystało od razu umieściła na swej głowie wieniec laurowy, a do dumnie wypiętej klaty przypięła order samouwielbienia. Dziękując po trzykroć i doceniając swoje docenienie, postanowiła podjąć wyzwanie i odpowiedzieć na szereg pytań, kompromitujących ją w gronie poważnych notabli, z którymi notorycznie przebywa, pyka cygara i gra w krykieta. Jakie jest twoje ulubione słowo i dlaczego właśnie to? Linka posiada dwa ulubione słowa; chudopachołek – bo jest przeurocze, a do tego ona sama całkowicie utożsamia się z chudopachołkowatością. dyftong – bo daje jej praktycznie 100% wygrywalność w wisielca. Przestroga na...
Poważnie? To masz u mnie medal :-)
OdpowiedzUsuńNo, nie moje to klimaty, ale jak trza, to trzeba. A asertywnością się nie martw, nabierzesz z wiekiem.
OdpowiedzUsuńZa brak asertywności? Dzięki, zawsze myślałam, że to wada ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że z wiekiem to ja tylko masy nabiorę...
OdpowiedzUsuńW tym wypadku to zaleta ;-)
OdpowiedzUsuńBędzie Cię więcej obywatelki... :-)
OdpowiedzUsuńJeśli mógłbym jechać, cała namowa zmieściłaby się w jednym zdaniu.
OdpowiedzUsuńKocham występy na żywo, takie festiwale.
Pozdrawiam
A może to nie jest brak asertywności, tylko po prostu chciałaś być troszkę namawiana? :-)
OdpowiedzUsuńZa to +10 do kokieterii.
OdpowiedzUsuńTo jak w tym dowcipie:
OdpowiedzUsuńA: Co robisz?
B: Muszę się uczyć. A ty co robisz?
A: Idę na piwo.
B: Dobra, idę z tobą, ty zawsze potrafisz mnie przekonać.
:P
Ej no z takimi argumentami nikt by nie wygrał :D
OdpowiedzUsuńWolałabym chociaż +3 do asertywności.
OdpowiedzUsuńHmmm. Ostatni raz byłam jakieś 6 lat temu i powiedziałam, że więcej nie pojadę. I serio taki miałam zamiar, no ale siła wyższa, cóż zrobić...
OdpowiedzUsuńJa również kocham koncerty i festiwale, ale zabudowane toalety i prysznice również.
OdpowiedzUsuń"Ty no ej" to chyba bardzo skuteczny argument. Wypróbuję go przy okazji.
OdpowiedzUsuńZaprawdę Moc tych słów wielką jest.
OdpowiedzUsuńUdanego Woodstocku. Byleby Owsiak nie zmienił Linki w muzułmankę ;)
OdpowiedzUsuńKonrad co roku zastanawia się czy nie jechać. Ale jak to pisał Grabaż: "Pewnie nie wiesz ale mam to po komunie,
Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie."
Musisz poćwiczyć asertywność xd. Jest wiele technik tak na marginesie... xD.
OdpowiedzUsuńRównież nie lubię dzikich tłumów. Był to jeden z czynników przez który zawiesiłam swe woodstockowanie na prawie 6 lat. No ale. Warto to zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńSzlag zapomniałam zamienić się w muzułmankę...
Ja już jestem asertywnym straceńcem, jedyne co mogłoby mi pomóc w walce o własne zdanie to paralizator.
OdpowiedzUsuńW tym przypadku Twoj brak asertywnosci wyszedl nam wszystkim na dobre!!
OdpowiedzUsuńWyszedl na extra mega fajny czas na Woodstock:))
Dzieki Ci o Wilka moja:)
Azaliż cóż rzec, no udanie było :D
OdpowiedzUsuńZ kolejnych wpisów widzę, że brak asertywności ma czasami swoje plusy :D
OdpowiedzUsuńRaz na rok się zdarzy :D
OdpowiedzUsuń