Balon przeznaczenia

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w każdym przedsiębiorstwie, w którym wchodzi się w interakcje z klientem, klient staje się obiektem niewybrednych żartów i kpin pracowników. Nie inaczej jest w linkowym przybytku pracy, a świadomość tego, że klient pozostaje w sferze wirtualnej nikomu nie przeszkadza. No bo jak można się nie śmiać z rozhisteryzowanych kobiet, które nie przebierając w słowach drą włosy z głowy, że ich córka nie pójdzie do komunii w bolerku nr 9 tylko nr 6. Wobec takiej tragedii sprawy głodu w Afryce zdecydowanie schodzą na dalszy plan. Pytania o średnicę cukierka, giętkość żelka, czy możliwość spożycia ciasteczka, które ma etykietę: artykuł dekoracyjny są na porządku dziennym. Królowie ekonomii mają specjalne miejsce w serduszkach pracowników, są to osoby, które kupują produkt za 2 zł – nomen omen jest to rzecz, którą można nabyć w każdym sklepie – a za przesyłkę płacą 17 zł. Niedawno Nataszka pokazała Lince zamówienie klienta, który za niebagatelną kwotę nabył balon, wyglądający jak folia spożywcza, ewentualnie folia do przykrywania zwłok.


- kupiłabyś coś takiego? – zapytała drwiąco Nataszka.


Linka przybrała wyraz twarzy bardziej nieprzytomny niż zwykle, a oczy zaszły jej mgłą – są balony, które mogą zmienić życie – powiedziała enigmatycznie pogrążona we własnych myślach.


Po chwili zadumy spojrzała na Nataszkę, której paszcza wylądowała na klawiaturze, a spojrzenie wymownie sugerowało, że widocznie Linka znowu zapomniała zażyć leków.


Nie widząc innej możliwości, Linka wyciągnęła starą fajkę z drzewa wiśniowego, nabiła cybuch aromatycznym tytoniem i w oparach kłębiącego, rakotwórczego dymu, zaczęła snuć opowieść.


Dawno, dawno temu, gdy Linka była nieskalanym myślą dziecięciem widocznym bardziej na szerokość niż wysokość, wraz z całą rodziną wybrała się na festyn. Nie wie już, czy były to dni miasta, majówka, czy inne święto lasu, istotnym jest natomiast fakt, że były tam przeróżne stragany, które są nieodłącznym elementem takowych spędów. Nadmienić należy, że ani Linka ani jej rodzeństwo nigdy nie przejawiali oznak choroby XXI w, której objawy polegają na naprężeniu wszystkich członków, teatralnym padnięciu na glebę, wierzganiu kończynami, toczeniem piany z pyska i obłędem w oczach. Dziecię w takim stanie gładko przechodzi od szantażu emocjonalnego do groźby złożenia donosu Pomocy Społecznej, co w efekcie najczęściej kończy się nabyciem setnej zabawki, którą porzucają po minucie. Mimo wszystko Linka jak każde normalne dziecko puszczone ze smyczy, ochoczo podreptała na pulchnych nóżkach i zaczęła lustrować kolorowe dobra. Gładko przechodziła od stoiska do stoiska, aż w końcu stanęła oko w kolano z panem trzymającym ogromne naręcze balonów wypełnionych helem. Linka zadarła główkę wysoko do góry i z otwartą paszczą przyglądała się lewitującym cudom. W jej oczach eksplodowała kometa, a małe rączki zaciśnięte w piąstki przycisnęła do otwartej buźki. Obiektem jej nieukrywanego pożądania stał się balon w kształcie serca z narysowanym w środku lewkiem. Rodziciele widząc głęboki stan uduchowienia wypisany na dziecięcym licu i bojąc się, że Linka może eksplodować niczym gwiazda, postanowili wspaniałomyślnie nabyć balon.


Był to koniec jej beztroskiego dzieciństwa, gdyż Linka z manią zakrawającą o obsesję nie spoczęła dopóki nie nauczyła się rysować lewka z balonu. Przez długie godziny w ciągu wielu dni przeradzających się z wolna w tygodnie Linka zużyła tony papieru – dziś myśli, że to przez nią wycięto znaczącą część amazońskich lasów. W tym czasie nie liczyły się dla niej zabawy na dworze, bajki, czy regularne posiłki ona z zacięciem i uporem przebierała ołówkiem i kredkami w kolejnych próbach portretowania. Gdy w końcu skrajnie wyczerpana, zarośnięta i z co drugim mleczakiem, orzekła, że umie go rysować nadała mu godne imię Koślawego Lewka – głównie dlatego, że był koślawy i był lewkiem. Doszła do takiej perfekcji, że nauczyła się go rysować również lewą ręką na wypadek, gdyby rekin planował jej zeżreć prawą. Wówczas Linka zaczęła hurtową produkcję komiksów ze swoim bohaterem, gdzie lewek na milionach rysunków zawsze wyglądał tak samo. Ukontentowana, w końcu wróciła do świata żywych, a jej obsesja przerodziła się w pasję przez którą wycięto drugą połowę amazońskich lasów. Obecnie Linka bardziej dba o dobro świata niż swoje samolubne potrzeby i zaprzestała rysowania ograniczając się do drobnych rysunków na karteczkach biurowych, czy rysowania zwierzątek dla dzieci. Koślawego Lewka nadal potrafi narysować prawą i lewą ręką, bo zewsząd czają się rekiny…


                                    DSC_7181


Dowód nr 1

Komentarze

  1. Dlaczego Linka zarzuciła komiksowanie? Pewny jestem, że Koślawy Lewek stałby się moim ulubionym bohaterem komiksowym! Nawet gdyby z jego powodu wycięto trzecią połowę amazońskich lasów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie! Przecież nawet ludzie na konwentach twierdzą, że rysuje! (chociaż ani ołówek nie wystaje jej z kieszeni, ani nie jest naznaczona czerwoną farbą na licu). To widać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo Linka z wiekiem stała się niepoprawnym leniwcem i odkryła inne rozrywki - zdecydowanie mniej twórcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. To dlatego, że mam okulary i się garbie, a nieobecny wyraz twarzy, który naiwni przypisują spływającym artystycznym doznaniom w istocie jest spowodowany próbą zapamiętania drogi do toalety.

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdzie Ty tego rekina chcesz spotkać? ;D Planujesz kolejną ekstremalną podróż?
    Skoro coś takiego produkują, to ludzie kupują. Ja bym się właśnie bardziej zastanowiłam nad tym, po co coś takiego produkować. Nie mówi się ,,opieka społeczna" ;P.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli Linkowe opowieści opatrzyć rysunkami, to prawdziwe przeboje by wyszły, niech Linka nie zrzuca na lenistwo, tylko bierze ołówek do ręki i rysuje i nam tu pokazuje ;-)
    Faktycznie, balon zmienił kierunek historii świata...
    Ale tak fajkę w miejscu pracy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kalumnie. Nie skalałybyśmy przybytku komiksowego tak prozaiczną czynnością.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ oczywiście drogi Sherlocku, ale mowa była o moim myślą nieskalanym licu, a nie samym konwencie, którego przeca bym nie obraziła. Tfu, tfu, tfu w życiu nigdy. Prędzej spłonę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciąg dalszy historii:
    Linka nagle przerwała są opowieść wyrwana z rozmarzenia przez notoryczne i wwiercające się w mózg piszczenie. Na magazynie włączył się czujnik dymu i uruchomił zraszacze. Zdyszana i przemoczona Bossowa wkroczyła do akcji i swym anielskim głosikiem przemówiła wysoce profesjonalną łaciną sprowadzając biedną Linkę do poziomu pantofelka. Dlatego uprzedzając fakty, Linka postanowiła rzucić palenie nim w ogóle zaczęła, a faję z drzewa wiśniowego ulokowała w sferze marzeń zaraz obok małego, acz przytulnego jachciku.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hyhyhy chciałam napisać, że przeca są OPSy i w głowie rozwinęłam skrót :D dzięki już poprawiam.
    Produkują, bo ludzie kupują to takie konsumpcjonistyczne perpetuum moblie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jednym słowem zostałaś wrobiona w balona przez lewka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ano racja, ale to nie był zwykły lewek. To Koślawy Lewek.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie lubię wracać do dziecięcych wspomnień związanych z balonami. W połowie lat 50' ub.w. podczas jakiejś rodzinnej większej imprezy wspólnie z innymi rówieśnikami potajemnie dobraliśmy się do skarbów ojca, który takie balony do nadmuchania nosił nawet przy sobie. Nadmuchaliśmy kilka takich balonów i gdy zaczęły ze świstem wydobywającego się powietrza przelatywać nad siedzącymi przy stole biesiadnikami nasza zabawa nagle skończyła się. Dopiero po kilku latach dowiedzieliśmy się, że "balony" nie służyły do nadmuchiwania ... ale zabezpieczały kobiety przed takim nadmuchiwaniem.

    OdpowiedzUsuń
  14. O balonach zmieniających (albo wprost rozpoczynajacych) życie można by długo. Moje czytanie zaczęło się od książeczki o Jacku, który zgubił balony. A losem Tadka-niejadka co go balon porwał straszono mnie przy posiłkach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aha, nawet jak nurkuje lub śpi, to ma tak samo rozdziawioną paszczę, normalka. W sumie nie rozumiem, jak mogłaś się zauroczyć w takiej koślawej szpetocie :D. A dlaczego zawsze przy jego głowie są jakieś bloki albo palmy?

    W moim życiu balony nie przerodziły się w pasję, a w ogromną traumę - ponad metrowy Tweety poszybował, jak bawiłam się z nim na podwórku. Kiedy się wznosił, szybko wbiegłam na balkon, żeby go złapać, jednak odbyła się scena niczym z najbardziej dramatycznych filmów świata - udało mi się jedynie musnąć wstążkę i byłam skazana na oglądanie, jak Tweety znika w podniebnych strefach. Ryczałam jak chory borsuk. Drugi kuriozalnie wielki balon wybuchł mi w mordę, w momencie jak ostro pyskowałam do mamy. Dość mocno przykleił mi się do paszczy i prawie udusił. Dzięki temu już nigdy nie darłam japy w pobliżu balonów.

    OdpowiedzUsuń
  16. :) Koślawy Lewek ma w sobie to Coś, więc na prawdę dobrze rozumiem Linkę, zwłaszcza, że zapewne nieco później, przerabiałam podobny stan zapatrzonego uduchowienia u Młodego... na widok na jednym z balonów kreskówkowego Krecika... gdyż w życiu Młodego, w pewnym czasie Krecik był instytucją samą w sobie, i nic, ani nikt nie mógł się z nim równać... nie uszczuplił on w prawdzie lasów amazońskich, gdyż zrobiła to już wcześniej Linka, ale i Młody z rysowaniem to po drodze nie miał za bardzo, ale patrzenie w obrazki, na których był Krecik to jedyna rzecz jaka potrafiła sprawić, że w okolicy przebywania Młodego panowała cisza...

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziecięce obsesje są fascynujące. Czy świat nie byłby piękniejszy gdyby ludzie zatracali się w Krecikach i Koślawych Lewkach zamiast w substancjach psychoaktywnych? Prawdę mówiąc Krecik ma w sobie coś z chilloutu po takich substancjach ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bo to są 24 h z życia Koślawego Lewka. Jak są bloki to był u siebie w domu (mieszkał w jaskini jak Król Lew) a potem żył w dżungli więc muszą być palmy. Na Ozyrysa to takie oczywiste :D najlepsze jest słońce, które wyrasta na rasowego drugoplanowego bohatera i za każdym razem robi coś innego.

    Dobrze, że w tamtych czasach mieliście jeszcze barierkę na balkonie, bo scena mogłaby być jeszcze bardziej dramatyczna... Co do drugiej sytuacji spodziewałam się puenty w rodzaju "już nigdy nie pyskowałam mamie" ale sama walnęłam się w łeb.

    OdpowiedzUsuń
  19. Balon prawdę Ci powie, albo balon kolebką życia. Aż dziwne, że nie ma takich mądrości w ciasteczkach z wróżbą.

    OdpowiedzUsuń
  20. Hyhyhy a ludzie oburzali się jak planowali wprowadzić Wychowanie do życia w rodzinie w żłobkach. I bardzo dobrze, że się oburzali, bo nie byłoby takich pięknych historii :D oczami wyobraźni widzę jak jeden z takich "balonów" nadmuchaliście i raźno hasaliście z nim przez świat trzymając na sznureczku :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Było gorzej. W rodzinie mieliśmy księdza, któremu na tej imprezie "balon" przeleciał koło nosa.
    Te "balony" jeszcze kilka razy pojawiły się w moim dziecinnym życiu, bo ulubiona zabawa to zrzucanie komuś na głowę takiego cuda napełnionego wodą.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wychodzi na to, że tata miał pokaźny zapas ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Linka niech lepiej wroci do rysowania...dla dobra ludzkości!! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Linka, jesteś bezbłędna! :P Czytam Cię i gęba się uśmiecha od ucha do ucha. Tak jakoś. Po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
  25. No to ja też się cieszę, że Ty się cieszysz :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium