Wzrokowy pożeracz

W ostatnim czasie w pracowniczym przybytku Linki dwa razy na stół wjechały torty. Pomijając okazje takowej rozpusty Linka była wielce ukontentowana, gdyż jak wieść niesie, jest niepoprawnym obżartuchem, co lepszych rzeczy. Za pierwszym razem zaproponowano jej drugi kawałek, a ta uznawszy, że odmowa będzie bardziej niż krzywdząca, szybko wystrzeliła ze swoim talerzykiem, żeby nikt jej nie ubiegł. Za drugim razem, propozycja taka nie padła, więc Linka tylko pożerała tort wzrokiem, śliniąc się przy tym obficie. Koleżanka Nataszka widząc, że Linka straciła kontakt z otoczeniem i przestała mrugać, nie wytrzymała presji i nakazała jej wziąć kolejny kawałek ze słowami: widać po oczach, że chcesz. Linka nie wie, czy akurat oko jej uciekło, ale niegrzecznie byłoby odmówić. Sytuacja ta obudziła w niej mocno wstydliwe wspomnienie, zagrzebane gdzieś w zakamarkach pamięci.


Będąc w liceum Linka miała znajomkę Zieloną, która uczęszczała do szkolnej stołówki na obiady. Jako że Zielona jadła mniej niż topowe modelki, z reguły była w pełni usatysfakcjonowana pierwszym daniem, a drugie tylko wybiórczo dziobała. Dlatego zaproponowała kiedyś Lince, żeby ta jej towarzyszyła i pomogła uporać się z obiadem. Linka została wychowana w duchu, że jedzenia się nie marnuje i lepiej dostać gorączki z przejedzenia niż coś wyrzucisz, więc radośnie przytaknęła. I tak trwała ich komitywa, Zielona zjadała zupy, a Linka zerowała prawie nietknięte danie drugie. Wszyscy byli szczęśliwi, a współczynniki wyrzucanego jedzenia w stołówce diametralnie spadły.


Jednak nic nie trwa wiecznie, a idealna symbioza z impetem legła w gruzach w pewną środę. Dyrekcji we łbach się poprzewracało, rzucili groszem i na danie drugie kucharki zaserwowały schabowe. Jak wiadomo jeszcze się taki nie urodził, co by wzgardził schabowym i nawet jeśli normalnie na obiad wystarczą mu waciki nasączone sokiem, schabowego wsunie po ostatni okruch panierki. Nie inaczej było z Zieloną. Linka znając swoje miejsce w szeregu, w milczeniu siorbała przedwczorajszy kompot. Pogrążając się w odmętach rozpaczy nie zauważyła, że wraz z koleżanką usiadły naprzeciwko stołu obleganego przez Ciało. Ciało zajadało swoje porcje nie rozglądając się po sali, jednak pośród Ciała był On – Dyrektor Mlask Fiutek.[1] Dyrektor podobnie, jak niedawno Nataszka nie wytrzymał presji, wstał, podszedł do niczego niespodziewającej się Linki i gestem zaprosił ją do pustego stolika. Łagodnym tonem zagaił swobodną rozmowę, wypytując Linkę skąd jest, do której klasy chodzi, o sytuację polityczną plemienia Mau Mau, aż w końcu walnął, czy Linka aby nie przymiera głodem. Jej mózg będąc przyćmiony unoszącym się zapachem schabowych, miał pewne trudności z wysnuwaniem przyczynowo skutkowych wniosków i nie rozumiejąc, o co Dyrektorowi chodzi, odpowiedziała tylko, że nie. Ten zmarszczył swe krzaczaste brwi i z nieukrywaną trwogą w głosie orzekł: jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś takim głodnym wzrokiem patrzył na schabowego. Linka oblała się rozległym rumieńcem sięgającym od pięt po końcówki dredów, spuściła głowę, odburknęła coś i drobiąc szybko niczym gejsza na wyścigach, uciekła odprowadzana  taksującym spojrzeniem Dyrektora. Już nigdy nie pojawiła się na stołówce.










[1] Mlask Fiutek jest anagramem prawdziwego imienia i nazwiska.


Komentarze

  1. Może Linka wystąpiłaby w reklamie jakiejś organizacji humanitarnej?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Linka jest z tego plemienia, co to lepiej ich ubierać, niż żywić ;-) ale schabowego chętnie odstąpię :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Linka długo uzgadniała warunki ze swoim agentem i zgodziła się wystąpić tylko za gaże w schabowych, na razie nikt nie podjął dialogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj nie igraj, w Lince na widok schabowego budzą się pierwotne instynkta. Raz zwabiona, tak szybko nie odchodzi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszamy Cie na Schabowego ala Komandos. Bardzo chętnie W KOŃCU zobaczymy jak wcinasz w mgnieniu oka!
    (bo przeważnie, nie oszukujmy się.. Ty wiesz i my co)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę nie wiem o co cho z tymi schabowymi. Co innego pierogi ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Kompadre bo jak my na dzien dobry wypijamy cysterne płynów to nikt by nie podołał. A zaproszenie potraktuje jak wyzwanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A pierogi ze schabowymi? połączenie idealne :-D

    OdpowiedzUsuń
  9. To czym się potem odżywiałaś, jak już nie chodziłaś do stołówki? :D

    OdpowiedzUsuń
  10. też wychodzę z założenia, że lepiej zjeść i odchorować niż wyrzucić i żałować - kiedyś polonista zapytał mnie czy ja kiedykolwiek przestaję być głodna - bo nie wyglądam jak bym cały czas była głodna i szkoda, że tak nie mam do dziś - jeść lubię - ale to widać

    OdpowiedzUsuń
  11. Tym co przez całe życie - kanapką z serem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Sądzę, że i mnie to kiedyś ścignie, póki co korzystam bezczelnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ty pożerałaś wzrokiem stołówkowe jedzenie, ja od niego uciekałam gdzie pieprz rośnie xD. Nie chodziłam na stołówkę, chyba że musiałam, a parę razy się zdarzyło. Wolałam brać swoje z domu. W ogóle stołówka była połączona ze świetlicą, nie lubiłam tam przebywać. A schabowy, no pycha ;D.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiadomo, że z własnej woli to zawsze lepiej, jak serwowali jakieś cuda, które w normalnych warunkach powinny wylądować na suficie to też nie jadłam. Swoje z domu zawsze miałam, ale do szkoły musiałam dojeżdżać, a człowiek w podróży jest zawsze głodny ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Się rozmarzyłam... chyba nie pamiętam jak smakuje schabowy. Muzułmanie nie znają.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja mam kanapkę z serem (tyle, że kozim) codziennie do pracy na śniadanie :D W dodatku zapakowaną po starodawnemu w papierową torebkę, fakt, w plastikowym pudełku :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie Fiutek, tylko Fiut. Trzeba być kompletnym fiutem żeby samemu zeżreć i dziecku nie dać. I jeszcze wypytywać gębą pachnącą schabowym...
    Fiut, fiucisko, fiutozaur żarłoczny...

    OdpowiedzUsuń
  18. I to zdanie obala dla mnie tezę o równości religii ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mój przepis na kanapkę: chleb, ser żółty. Koniec przepisu. No latem jeszcze sałata. Żadnego masła i innych udziwnień.

    OdpowiedzUsuń
  20. Hyhyhy może gdybym faktycznie miała z 8 lat wtedy można by go sfiutować za brak empatii, ale tak to odpuszczam. Nawet nie wiem czy jeszcze żyje, wtedy miał już ze 183 lata...

    OdpowiedzUsuń
  21. Kurcze no... tęskniłam do Twoich wpisów. Muszę nadrobić zaległości. A tak w ogóle, to szkoda, że ja w stołówce nie miałam takiej Linki, tylko musiałam kotlety chować do kieszonek, bo trzeba było zjadać wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  22. Tym bardziej nie powinien schabowych żreć ;(
    Fiut...

    OdpowiedzUsuń
  23. Kotleta schować łatwo, ale co z zupą? Mnie taki pochłaniacz przydałby się w domu, tyle co ja za dziecięca wysiedziałam nad zupą rybną. Trauma, prawie jak wspomnienia z Wietnamu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Przy schabowych ludzie tracą swoje człowieczeństwo. Ja to rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Czuję się zaszczycona owym wpisem i mym bohaterskim czynem :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Dokarmianie biednych linek to chwalebne zajęcie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium