Wejście smoka² - część II

Nie wiedząc gdzie się udać, Linka podeszła do Pana z recepcji i zapytała, gdzie znajdzie ok. 20 osób, pracowników danej firmy, którzy mieli na dzisiaj rezerwację. Pan sprawdził coś w swoim zeszyciku i oznajmił, że znajdują się w restauracji i właśnie podano im kolację. Linka poszła pewnie we wskazanym przez recepcjonistę kierunku. Dziarsko wmaszerowała do eleganckiej restauracji w duchu dziwiąc się, dlaczego wesoły rozpiździaj porwał się na tak snobistyczny proceder – zamiast zamówić pizzę – i kiedy wyłoniła się zza filaru, stanęła jak wryta. Owszem była tam grupa ok. 20 osób, tylko traf chciał, że Linka nikogo nie znała, były to same korpo-szychy z córką prezesa na czele. Linka zawróciła na pięcie, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego i drobiąc na paluszkach niczym gejsza, uciekła z sali. Recepcjonista zaczął bacznie obserwować poczynania Linki, która rozpaczliwie zaczęła szukać w torbie telefonu. Gdy po 3 latach, w końcu udało jej się odnaleźć komórkę, zadzwoniła do Lucy. Nie odbiera. Do Rudej. Nie odbiera. Jeszcze raz do Lucy. Nadal cisza. Recepcjonista zapuścił żurawia zza swej lady, przekazując nieme znaki ochronie. Linka zrezygnowana schowała telefon i jeszcze raz podeszła do recepcji.


- wie Pan, to nie ci – odpowiedziała zawstydzona, chowając się za szalem.


- aaa to pewnie chodzi Pani o tych na kręglach. Są na górze.


Chóry anielskie przeszyły ciszę hotelowego lobby, a uradowana Linka pognała na schody. W połowie drogi usłyszała  pisk, a po plecach przeszły ją ciarki. To uradowana Lucy wyszła, żeby oddzwonić. Po oficjalnym przywitaniu nastąpiła szybka wymiana zdań.


- to co, piwko chcesz? – dziarsko zagadnęła Lucy.


- nie mogę, jestem samochodem – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Lucy zapowietrzyła się i stanęła dęba, intensywnie wpatrując się w Linkę – spodziewałam się takiej reakcji, to było działanie z premedytacją, widzisz jak rozsądnie – dumnie dodała Linka.


- no wiesz, z tej strony cię nie znałam. Rozsądek nie jest twoją domeną – odpowiedziała, machając przy tym głową z niedowierzaniem.


Nie mogąc dyskutować z tak trafną i dosadną argumentacją, ruszyła dalej za koleżanką, powoli zbliżając się do źródła hałasu. Kiedy Linka weszła do zaciemnionej sali, nie zdążyła nawet dobrze złapać ostrości i wyregulować zoom, kiedy salę przeszył kolejny przeraźliwy pisk - choć tym razem znacznie głośniejszy - skutecznie ogłuszający wszystkie psy w promieniu 100 km. Linka została otoczona.


- Linkaaa!!!


Przechodziła od uścisku do uścisku, witając się z każdym. Nagle koleżanka Pupa zakrzyknęła, że Linka pominęła dwóch nowych kolegów z biura, którzy siedzieli sobie spokojnie, nie zwracając uwagi na całe poruszenie. Jako że Linka nie jest buraczydłem, szybko chciała nadrobić popełnione faux pas i podeszła do nieznajomych w pojednawczym geście, na co Panowie mocno się zdziwili.


- nie, nie żartowałam, to obcy są – powiedziała Pupa z uśmiechem od ucha do ucha. Linka zgromiła ją spojrzeniem, choć musiała przyznać, że żart był przedni.


Następnie poszła seria z karabinu maszynowego i Linka została zasypana kawalkadą zakrzyknięć i zapytań z różnych stron, z czym poradziła sobie po mistrzowsku dzięki wrodzonej elokwencji.


- jak żyjesz?!


- dobrze.


- masz nową fryzurę?!


- nie.


- chcesz pizzę?!


- nie dziękuję.


- zagrałaś w jeszcze jakimś filmie?!


- tjja w dwóch pornosach – odpowiedziała z przekąsem odrobinę za głośno, bo obcy  Panowie nagle zapałali ogromną chęcią przywitania się z Linką (o castingu do filmu, bynajmniej niepornograficznego, można przeczytać TUTAJ).


Gdy emocje już opadły, powlekła się za resztą do stolika na uboczu, co by w spokoju nacieszyć się chwilą i pogadać używając zdań wielokrotnie złożonych. Zrzuciwszy wierzchnie przyodzienie, poszła z Lucy do baru w celu zaopatrzenia się w płyny.


- poproszę piwo bezalkoholowe – powiedziała Linka do barmana, któremu szczęka opadła i z rozmachem ukruszyła solidy kawał blatu.


- słucham? Nie mamy bezalkoholowego – odpowiedział zszokowany, masując obolałą żuchwę.


- a na dole mają? – wtrąciła bystro Lucy.


- chyba tak.


- dobra, to poproszę herbatę – rzuciła Linka. Szczęka barmana opadła po raz drugi, zawadzając o pokale i kieliszki. – herbaty też nie macie? – dopytywała, widząc narastający obłęd w oczach barmana.


- nie no, mamy – odpowiedział barman i z najodleglejszego kąta wyciągnął zakurzoną puszkę, z czasów wojny secesyjnej.


Zaliczywszy dwa piętra, żeby nabyć swój standardowy zestaw trunków, w końcu wygodnie się rozsiadła i zaczęła radośnie trzeszczeć z ekipą na tematy różnie głównie damą nieprzystające, obśmiewając się przy tym, jak norka. Dobrze, że dam tam nie było.


Koniec części II - ostatniej

Komentarze

  1. Ciekawe, czy gdybyś dosiadła się do tych na parterze, ktoś by coś zauważył, może nawet talerz kelner by podał? jakbyś tak na pewniaka?

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Leslie Warszawski14 marca 2017 17:03

    Co te jest/są pokale???

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że jednak udało się odnaleźć znajomych ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Barmańskie szkło do piwa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hyhyhy myślę, że w tych kręgach to nie jest jak przy wigilijnym stole, dodatkowe nakrycie, strudzony gość inne takie. Prędzej by ochronę wezwali :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Azaliż koleżanka dobrze prawi. Nawet sprawdziłam, czy to nie regionalizm, ale nie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkie drogi prowadzą do znajomych ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozsądek nie jest twoją domeną - to się nazywa dobra znajomość czyjejś osoby xD. No niezła akcja, najpierw przy wejściu, a potem jak Cię wkręciła kumpela z tymi nowymi niby. Zakończenie najlepsze! Dam nie było xD.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koleżanka? No wiesz?
    Myślałam, że coś więcej Nas łączy... Podaj chusteczkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Leslie Warszawski14 marca 2017 22:51

    Dzięki za wyjaśnienia. Nie zmienia to faktu, że to słowo zobaczyłem po raz pierwszy w życiu na oczy.
    A wracając do Twojego spotkania. Mogłaś pójść na to pierwsze w restauracji w pitasy. A potem iść do swoich. Tak byłoby racjonalniej :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. I przez tego typu sytuacje, a ciągle niechcący się w coś pakuję, przynajmniej się nie nudzę;) Ano udany wieczór był.

    OdpowiedzUsuń
  12. Gila na piłkarza! Dajesz, dajesz, dajesz!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ha! W takim razie mój blog ma wartość edukacyjną. Niesie oświecenie, a to już tylko krok do Lucyfera, za Wikipedią; Lucyfer (z łac. – niosący światło; lucis dopełniacz od lux: światło; ferre: nieść; także Lucyper, gdzie fer zamieniono na per – stracić, łac. perdere). Zobacz jak racjonalnie :D
    Eee oni pewnie jedli jakieś zupy, kremy i inne straszne rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ze mną też by tak było w zaciemnionej sali jak z Tobą lnka, tyle, że wodę z cytryną bym poprosiła-wymiękają wtedy barmani- faktycznie. Szklanki jeszcze pilnuję, by pigułki gwałtu nie dostać;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Żądam jednego wpisu dziennie. Chuj mnie obchodzi, że nie masz czasu.


    :D Dziwnie śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  16. Że Ty nie zostałaś światowej sławy trenerem osobistym :-D

    OdpowiedzUsuń
  17. OMG ...bywajac w swej2giej ojczyznieLucy juz sie zorientowala,ze imię niesie ze soba swiatlo'luce' ..teraz jednak z tym 'perdere' nie tylko z łaciny ale włoskiego tlumaczac- zagubienie..Juz wiec znam etymologie swejego'oświeconego roztrzepania'-rozjebką zwanego...:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Malo mi Cie bylo! Ale starczylo,zeby ze śmiechu mieć boki pozrywane!!
    Akcja z 'filmami porno'- przednia! Panowie 'obcy'dlugo Cie wzrokiem rozbierali!! Hahahaa
    Miss u..:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Właśnie dodałaś +10 do wartości merytorycznej bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Następna impreza musi być po bożemu w weekend. Z herbatą i normalnym piwem. Bez porno :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium