Potęga gwary

Razu pewnego, Linka będąc zawalona robotą postanowiła skrzętnie wykorzystać to, że głównodowodzący opuścił już przybytek biurowy i wdała się w dyskurs z Danielem Danielem, który pełnił rolę handlowca. Od słowa, do słowa wyszło, że DD również jest zawalony robotą, więc wspólnie postanowili zagrać w „Państwa – Miasta”. Mimo wszystko, zarówno DD, jaki i Linka są poważnymi ludźmi, dlatego umówili się tylko na dwie rundy - zwycięzca będzie się pławić w glorii chwały, przegrany zostanie zhańbiony na wieki. Długopisy poszły w ruch, mózgi wyrwały się z klikającego otępienia i ruszyli. Pierwsza runda skończyła się remisem po 70 pkt. Drugą rundę zaczynał DD, Linka rzuciła szorstkie „STOP” i wypadło na literę „Z”. Powietrze, aż elektryzowało się od intensywnych procesów myślowych, a długopisy krzesały iskry. Linka gładko przechodziła od jednej rubryki do drugiej, aż dotarła do rośliny gdzie się przez chwilę zatrzymała, nie chcąc tracić czasu przeszła do tytułu, który pyknęła od razu i została jej tylko piekielna roślina. DD jeszcze pisał, choć zbliżał się ku końcowi. Linka zaczęła rozglądać się po biurze szukając natchnienia, ale poza pleśnią na starym serku w lodówce, nie uświadczy się tam przedstawiciela królestwa roślin. DD zaczął odliczać. Linka w przypływie rozpaczy wpisała dwie „rośliny” licząc na łaskawe potraktowanie przez przeciwnika. Do dziś nie wie, czemu handlowiec nie zaliczył jej odpowiedzi – „zioło” jeszcze można zrozumieć, ale „zielona pietruszka” wydaje się w pełni satysfakcjonująca. DD po ukończeniu biologii obśmiał obydwie odpowiedzi i rozwalił Linkę tak prozaicznym „ziemniakiem”.


Jakiś czas potem, mając ów haniebną porażkę w pamięci, przy obiedzie, Linka rzuciła od niechcenia do swojej Rodzicielki.


- podaj roślinę na Z.


- ziele angielskie – odpowiedziała machinalnie Rodzicielka, wprawiając Linkę w jeszcze większe zakłopotanie.


- nie, nie, inne. – powiedziała szybko. Rodzicielka myśli, myśli ale widać, że nic jej nie przychodzi do głowy.


- właśnie to jesz – zachęcająco rzuciła Linka. Alunia z coraz większą paniką przeczesywała swój talerz wzrokiem.


- na Ozyrysa, TU – Linka ostentacyjnie wskazała widelcem Bogu ducha winne warzywo na jej talerzu, na co źrenice Aluni rozszerzyły się w niekłamanym zdziwieniu.


- Przecież to jest PYRA…


Zaiste radość była wielka, a Alunia czerwonością swego lica upodobniła się do innego warzywa, które będzie można wykorzystać przy rozgrywce na „B”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium