Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium

Nie wdając się w zbędne szczegóły, ale bynajmniej nie z racji wieku, Linka została oddelegowana w tym roku na 3 - tygodniowy urlop do sanatorium. O całym pobycie mogłaby stworzyć osobny dziennik, jednak wśród kuracjuszy obowiązuje niepisana zasada przekazywana z turnusu na turnus, że to, co wydarzyło się w murach Jana Sobieskiego, pozostanie tam na wieki. Ogólnie rzecz ujmując wszystkie plotki jakie krążą na temat sanatoriów - nawet najbardziej irracjonalne, śmiałe i perwersyjne – to nie plotki, to życie. Linka początkowo miała obawy, jak odnajdzie się w Parku Jurajskim i mimo, że znacząco zaniżyła średnią wieku ubawiła się przednio. Wyjątkowo dobrze trafiła też w pokoju, który uchodził za przedszkole, jako że poza Linką były tam same jurne 40 +. No 2 z 3 były jurne – Dori i Hela.  Gdzieś tak w połowie pierwszego tygodnia, kiedy kuracjusze poznali się już na tyle, żeby nie rozmawiać tylko o hemoroidach i haluksach, pokój Linki nawiązał polityczne stosunki z pokojem rączych ogierów – średnia wieku 60. Panowie okazali się wielkimi miłośnikami kart i trunków powszechnie na terenie placówki zakazanych, czym wkupili się w łaski Pań. Po jednej z wyjątkowo obfitującej w płyny imprezie Panie musiały się oddelegować, jako że Dori i Linka  byłby w grupie podwyższonego ryzyka – tzw. poszpitalne – przez co mogły mieć nieplanowany kontrol na zakładzie, o każdej porze dnia i nocy. Dlatego też Dori, Hela i Linka przywdziały stroje ninja i skradając się zaczęły przemierzać skąpane w mroku korytarze. Przyklejone do ścian przesuwały się pomału unikając kamer monitoringu, następnie wysypały na podłogę zabrane uprzednio resztki z kolacji, żeby zająć czymś patrolujące dobermany – niestety psów nie udało się uratować. Wirujące ostrza zablokowały pożyczonym stawem biodrowym Pana Włodka. Pokonując ekwilibrystycznymi saltami ostatnią prostą, widząc drzwi pokoju uradowana kolejnym zwycięstwem Linka nagle zamarła w niekłamanym przerażeniu, bo po całym korytarzu rozniósł się opętańczy krzyk i głuchy łomot.


- ty dziwko!!! – zakrzyknęła Dori kopiąc przy tym bez opamiętania ogromną, żelazną wagę, która stała na korytarzu, druzgocąco burząc sielankę ciszy nocnej – szmato podła!


Linka i Hela błyskawicznie zaczęły odciągać pochłoniętą rządzą mordu koleżankę, przyznając jej zwycięstwo przez techniczny nokaut. Na szczęście większość kuracjuszy na noc stawia aparaty słuchowe obok zębów, więc zanim ktokolwiek zdążył sprawdzić co się stało dziewczyny ukryły się w pokoju.


Tak kończy człowiek doprowadzony na skraj wytrzymałości przez dietę lekkostrawną.



Jako że Linka jest mało asertywna, dała się namówić na opisanie jeszcze jednej sanatoryjnej przygody - Dancingowe Zwierzę

Komentarze

  1. no fajnie się zaczyna ale zbyt szybko kończy :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. strach się bać rozwinąć temat, tu chodzi o dobro wielu statecznych rodzin;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzuch mnie boli i nie mogę się przestać śmiać. Nie wiem czy kwalifikuje mnie to do pobytu w sanatorium czy bardziej do psychiatryka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Leć do lekarza po skierowanie, nie ma nic lepszego niż sanatorium, mówię całkowicie szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ukrywam, że spodobała mi się Twoja wierność zasadzie, iż wszystko pozostanie w murach sanatorium. Jednak piszesz tak obrazowo... i wogle... tak się super czytało... chętnie bym jednak przeczytała coś więcej w tym temacie, lecz nie będę prosić tylko oddalę się niemo spuszczając głowę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż jest jedna historia, która aż się prosi żeby została spisana. Kto wie, kto wie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy