Student potrafi

Chyba każdy miał egzamin, który z jakiegoś powodu zapamięta do końca życia. Linka doświadczyła takowego na magisterce, był to jeden z tzw. egzaminów śmierci; wymagający prowadzący – tu akurat Pani Profesor - zakres materiału od wstępu po bibliografię jakiegoś obszernego tomiszcza napisanego przez osobnika, który brał czynny udział w Bitwie Pod Grunwaldem, forma ustna, zdawalność w terminie - 1/3 całego roku, a co najgorsze, tego typu egzaminy zawsze są z materiału porywającego niczym obrady Trybunału Konstytucyjnego. Linka starała się uczyć, ale nawet patrzenie jak trawa rośnie wydawało się ciekawszym zajęciem niż czytanie prawa europejskiego, nadludzkim wysiłkiem woli dała radę opanować jakieś 60% materiału. Będąc bardzo dumną z siebie i wierząc, że kto jak kto, ale ona nie może wylosować wszystkich 3 pytań z zakresu, którego nie widziała na oczy, pełna wiary we własne możliwości udała się na egzamin. Idąc długim i ciemnym korytarzem, co chwile mijała szlochające osoby skulone pod ścianą, inni w stanie katatonii z oczami bezmyślnie wlepionymi w podłogę kołysali się na krzesłach. Każdy wychodzący z sali egzaminacyjnej wyglądał jakby dopiero co wyszedł z mitingu dla smutnych mimów. Linka w tłumie odnalazła swoją znajomą Oluchnę i wspólnie stwierdziwszy, że nie ma co przesiąkać ogólną atmosferą masowej histerii, idą następne. No i poszły. Formuła była taka, że dwie osoby są odpytywane przy biurku, a dwie nowe losują pytania, siadają pod ścianą przy stoliku i mają kilka minut na przygotowanie, gdy Profesorka kończy z jednymi, te które się przygotowały siadają przy biurku i wchodzą dwie następne. Samonapędzająca się spirala nieszczęść. Linka z Oluchną podeszły do biurka i wylosowały pytania. Lince wystarczył jeden rzut okiem, żeby się przekonać, że wylosowała wszystkie pytanie z tych 40% materiału, którego nie dotknęła kijem przez szmatę. Cała krew odpłynęła jej z twarzy, na miękkich nogach doczłapała do stolika. Zwaliwszy się na krzesło, zaczęła zastanawiać się, czy długopisem da radę popełnić seppuku. Oluchna również nie wyglądała na szczęśliwą, ale z oczu nie wiało u niej obłędem, Linka spojrzała na jej kartkę z pytaniami i poczuła, jak krew znów zaczyna krążyć w jej żyłach. Znała odpowiedzi na wszystkie zagadnienia.


- psss psss, zamienimy się? – zapytała Linka robiąc przy tym oczy rannego jelonka.


- PROSZĘ NIE ROZMAWIAĆ – warknęła Profesorka, mająca założone podsłuchy w każdym kącie Sali.


- pokaż co masz – konspiracyjnym szeptem odpowiedziała Oluchna i zaczęła lustrować kartkę. Linka wstrzymała oddech, czekając na werdykt sądu ostatecznego. – No ok, mnie to jeden pies – powiedziała obojętnym tonem Oluchna i przesunęła swoją kartkę w stronę Linki, ta szybko ją przechwyciła i oddała własną, w końcu zaczęła oddychać a świat znów nabrał kolorów.


Linka pokonała system, odpowiedziała satysfakcjonująco prawie na wszystkie pytania i dostała 4,5, Oluchna zaliczyła na 3,5. Najlepsze jednak, że Profesorka, która mogła góra raz zobaczyć Linkę na zajęciach, bo ta, po oficjalnym przywitaniu się na pierwszych - więcej się nie pojawiła, zaczęła wychwalać Linkę pod niebiosa, jaką to ona jest wspaniałą studentką, jaki to ma dar do nauki, jak w takich ludziach odnajduje sens swojej pracy… Pani mówiła jeszcze długo, ale Linka już nie słyszała, bo w tym momencie niebezpiecznie zaczęło jej oko latać, przygryzła też sobie język, by nie eksplodować śmiechem. Gdy Profesorka prawie ze łzami w oczach żegnała Linkę, ta mało elokwentnie wydała z siebie jakieś monosylaby i prawie podbiegając udała się do drzwi. Gdy te, tylko się za nią zamknęły Linka wybuchła gromkim śmiechem, odbijającym się echem po całym korytarzu, wzbudzając ogólne zainteresowanie wśród studenckiej braci, która pewnie myślała, że egzamin doprowadził ją do ciężkiej niepoczytalności.


Oluchna, oby Twoje piwo zawsze było zimne, hej!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium