Marność nad marnościami

Pogoda ostatnio nie sprzyja otwartym czakrą, nie sprzyja praktycznie niczemu, chyba że próbie nielegalnego przekroczenia granicy, mgła jest tak gęsta, że nie widać wystawionej ręki. Dlatego Linka postanowiła wrócić do książki Beatrycze i Wergili, którą udało jej się nabyć w śmiesznie niskiej cenie i choć wiedziała, o czym jest główny rys fabularny, i że nie jest to lektura lekka i przyjemna, postanowiła zaryzykować. Książka nie jawiła się jakoś bardzo atrakcyjnie, po intrygującym początku i rozwinięciu bardziej niż nużącym, nie spodziewała się katastrofy. I mimo że z każdą kolejną stroną ton opowieści stawał się coraz bardziej brutalny i drastyczny, autor w żaden sposób nie przygotował nieświadomego czytelnika na bombę emocjonalną, i porażające ostatnie strony. Skończywszy książkę poczuła jak jej wewnętrzne Ja zostało bestialsko zmasakrowane i wduszone w asfalt przez piekielnego Monster Trucka, a cała radość życia odpłynęła bezpowrotnie. Nie pozostało jej nic innego, jak pogrążyć się w rozpaczy. Skuliła się w pozycji embrionalnej, nakryła kocem aż po czubek głowy i zaczęła opadać w sidła depresji. Pogrążając się w niebycie pod kocem, zaczął docierać do niej coraz głośniejszy tupot małych stóp. Tupot ustał, a na jej głowę padł cień, wielka – mała rączka bezceremonialnie zdarła z niej koc.


- ciocia ty co? – powiedziała Ulson uśmiechając się od ucha do ucha.


- odejdź Młoda Damo, ciocia czuje egzystencjalną pustkę.


- ty ciem cy?


- nie, nie bawię się w chowanego, pragnę śmierci.


- buhahah ciooociaaaa – radośnie wykrzyknęła, łapiąc się przy tym za głowę i kręcąc z niedowierzaniem – ty ciem cy.


- no dobra ty nieczuła zarazo. 1, 2, 3… - zaczęła odliczać niemrawo podnosząc się z kanapy.


Ulson niesiona na skrzydłach wiatru, radośnie pokrzykując pobiegła ukryć się w jednej ze swoich trzech kryjówek. Człowiek nie może nawet w spokoju kontemplować nad marnością wszechświata.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium