Zapach geeka o poranku

W ostatnim czasie satelity NASA zarejestrowały wzmożoną aktywność obiektów naziemnych poruszających się z prędkością naddźwiękową. Po dogłębnej analizie naukowcy doszli do wniosków, że to nie nowoczesne rakiety dalekiego zasięgu  tylko Linka i Filifiona w naturalnym środowisku – czyli na konwencie komiksowym.


Po przekroczeniu magicznego progu Linka zapobiegawczo skorzystała ze swojego podręcznego worka ambu, gdyż ogrom DC, Marvela i Star Wars był porażająco piękny, i dech jej zaparło. Gdy tylko pozbyły się okryć wierzchnich, które przymusowo trzeba było oddać – pewnie w obawie przed ekshibicjonistami -  w euforycznym szale z obłędem w oczach rzuciły się, do poznawania kolejnych poziomów fantastycznego świata podziwiając makiety, stroje, plakaty, figurki i oczywiście 10 tys. dostępnych w czytelni woluminów. Podczas mimo wszystko dość powierzchownego – ze względu na to, że nie można tam było zostać do wiosny - zapoznawania się z tomiszczami, Lince wpadł w oko szczególnie jeden zeszyt. Oglądała go dość wnikliwie, następnie powąchała, zrobiła zdjęcia i odłożyła na półkę mając nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. Chodząc od stoiska do stoiska po jakimś czasie, natknęły się na prowizorycznie skleciony kramik, w którym można było nabyć suweniry. Lustrując wystawione na sprzedaż komiksy Lince serducho zabiło mocniej, kiedy dostrzegła swój wymarzony komiks. Nie czekając długo weszła w interakcję ze Sprzedawcą i drogą kupna nabyła komiks. Wówczas Sprzedawca przemówił w te słowy;


- wiesz, że właśnie stoisz obok scenarzysty komiksu, który kupiłaś.


Linka w niemym osłupieniu, powoli obróciła się i spojrzała na rosłego Brodacza, który stał obok niej.


- dzień dobry – to były jedyne słowa, które zdołała z siebie wydusić, nagle się okazało, że całą jej elokwencję deportowano do Meksyku.


Na szczęście Filifiona i Sprzedawca poprowadzili rozmowę za nią i skończyło się tym, że Brodacz zaprowadził Linkę do ilustratora komiksu, który szybko machnął na stronie tytułowej autorski rysunek, po czym obaj się podpisali. Jako, że z Linki i tak już nie było żadnego pożytku, bo unosiła się gdzieś w błogim niebycie, wspólnie postanowiły opuścić osobisty eden. Wtem wyłoniwszy się nagle zza winkla, zaatakowały je Panie z telewizji, machając zawzięcie mikrofonem i kamerą. Tym razem Linka oprócz sztampowego Dzień dobry jeszcze się przedstawiła, co ogólnie można uznać za sukces, choć Reporterka i tak pewnie pomyślała, że Linka przyszła tam starać się o rentę. Znów na wysokości zadania stanęła Filifiona, która przemieniła się w sceniczne zwierzę i odpowiadała na pytania przeróżne z naturalnym polotem i bez plucia. Tym większe było zaskoczenie Linki gdy Reporterka na odchodne rzuciła pytanie;


- czy ty sama nie rysujesz komiksów?


Linka zaskoczona tylko przecząco pomachała głową, choć została miło tym zapytaniem połechtana, jako osoba amatorsko rysująca od dziecięcia. Analizując jednak całą sytuację doszła do wniosku, że Reporterka zapewne często przebywa w środowisku i być może większość ilustratorów to po prostu milczkowate mruki.


DSC_6995

Komentarze

  1. Także, reasumując; jeżeli ktoś z szanownych czytelników posiada dostęp do poznańskiej telewizji winogradzkiej, będziemy rade gdy udostępni Nam materiał. Hai Hydra!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie, nie, nie, nieprawda. Ja nic nie chcę:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hi,Hi ... zapach geeka o poranku.. hmm...
    Skoro to dziennik pokładowy...to musi owocami morza pachnieć...i może nie tylko rybkami...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe czy wkładki zapachowe pomogą.. Może chociaż butom ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Albo zmiana diety, albo wkładki zapachowe...tu i ówdzie... hi,hi
    Coś za coś...

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłaś u mnie na blogu, więc wpadłam z rewizytą. Po przeczytaniu pierwszego wpisu uśmiecham się od ucha do ucha i mam ochotę na więcej. Piszesz z wielką lekkością i humorem co zawsze lubiłam i podziwiałam. Zagoszczę u ciebie na dłużej, jeśli pozwolisz. Pozdrawiam serdecznie - ta od Błękitka ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że towarzystwo się rozbestwiło:) na pewno jest jakiś udokumentowany przypadek, że dieta zabiła człowieka, dlatego ja uznaje tylko własną; herbata, słodycze, piwo, mięso - kolejność dowolna. A na wkładki pewnie mam alergię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fani Błękitków muszą trzymać się razem! Oczywiście zapraszam i dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium