Niepedagogiczne rozmowy pedagogiczne

Linka całkowicie zdaje sobie sprawę, że opisana sytuacja nie powinna mieć miejsca, a za swój kloaczny język w stosunku do dziecka powinna zostać obrzucona ekskomuniką, wszak nie chowała się w burdelu. Pokłada również nadzieję we władzach  uczelni, które pociągną ją do odpowiedzialności i w trybie natychmiastowym odbiorą jej dyplom, i uprawnienia.


Pisk, krzyk i darcie szat, czyli reakcja alergiczna Ulsona na próbę umycia zębów. Nie jest to odruch permanentny – Linka podejrzewa, że ma to coś wspólnego z fazami księżyca – jednak wówczas żadne racjonalne argumenty typu; babu, zepsute ząbki, zarazki, dentysta, krwawienie dziąseł, drożdżyca, patologie błony śluzowej jamy ustnej, nie mają racji bytu. Wiadomo, że nikt nie będzie pchał dziecięciu szczoteczki do paszczy na siłę, bo ta gotowa ją odgryźć i plunąć nią w czoło niewinnemu dorosłemu. Dlatego w obawie, że nie trafi w czoło tylko w oko, czasami się odpuszcza, co może nie jest pedagogicznie poprawne, ale na pewno lepsze niż szklane oko. Tak było tym razem, Ulson całkowicie odmówiła współpracy, po czym przystąpiła do ochoczego układania puzzli do czego zaprosiła Linkę. Ta zasiadła obok na podłodze i w pozycji pochyłej niebezpiecznie blisko przysuwając nos do Ulsonowej paszczy. Po kilku minutach wspólnej zabawy Linka posiniała, jako że ma płuca wyjątkowo nędzne i długo powietrza wstrzymywać nie może, w końcu niewytrzymała i poszła w te słowy;


- Ulson, tryfi ci z gara – słowa wyrwały jej się całkowicie bezwarunkowo, ją samą wprawiając w niemałe osłupienie, że przemówiła tak do dziecka.


- ciocia, ja bum bum[1] nie – odpowiedziała zakłopotana Ulson, a jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu, po czym wstała i odwróciwszy się na pięcie pognała do łazienki myć zęby.


Linka zszokowana poczerwieniała ze wstydu, nie wiedząc co gorsze, czy to, że trzylatka ją zrozumiała, czy, że słowa te przyniosły pożądany efekt.











[1]Bum bum - mycie, cały słownik mowy stosowanej przez Ulsona można przeczytać TUTAJ


Komentarze

  1. może i niepedagogicznie, acz skutecznie i to się liczy :-). Miło się Ciebie czyta i poczucie humoru imponujące. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, dzięki, acz środowisko jest podzielone, czy to poczucie humoru, czy niedojrzałość emocjonalna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, ale serio - jakim cudem ona to rozszyfrowała? Czyżbyś niejednokrotnie wypominała członkom rodziny ich wątpliwy zapach z ust? Obyś nie zasiała w niej ziarenka niepewności i od teraz zawsze będzie miała przy sobie co najmniej jedno pełne opakowanie gum do żucia. A niestety ja wiem, że taka asekuracja nie przechodzi z wiekiem - nadal znajdziesz u mnie miętówki w każdej torebce, kurtce, w pojemniku z lekami, przy łóżku i w lodówce (autentyk, zimne gumy są pyszne).

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze, że doszło do zrozumienia i porozumienia, a zęby zostały wymyte. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieci wyczuwają kontekst, nawet jeśli nie znają poszczególnych słów. A wydaje mi się, że akurat ten zestaw słów nie był jakoś szczególnie niepedagogiczny. Chociaż standardzikiem jest, że dzieci są oporne w nauce słów podstawowych, ale jak raz w roku powiesz przy dziecku "dupa", to będzie je powtarzać przy każdej okazji przez najbliższy miesiąc, najlepiej na zjeździe rodzinnym ;) Więc możesz się spodziewać, że kiedyś Ulson wykrzyczy to zdanie np. jakiejś obcej kobiecie w sklepie...
    Natomiast w kwestii mycia zębów, Moja Młoda też tego nie lubi, co ma chyba po mnie i średnio co drugi dzień wpada w otchłań rozpaczy, gdy wredni rodzice zmuszają jej do tej idiotycznej czynności... A najgorsze, że nie ma się komu poskarżyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mateńko, to chyba siakaś więź mózgowa nastąpiła u nas, bo ja dziś napisałam o zębach Pyśka. Nie wyłącznie co prawda, ale.... Telepatia czy cuś? Pysiek zębów umyć sobie nie da mimo wieku zaawansowanego, ale ząbki zdrowiutkie. Coś za coś jednak musi być, więc słodycze jada ze dwa razy w roku a pije wyłącznie wodę. Postrasz Ulsona, że jak nie będzie myła zębów to tak jak mój Pysiek słodyczy nie będzie mogła jeść ani soczków pić hehehe..

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdarza mi się tak mówić do Luny, przyznaje bez bicia. Ogólnie to i tak Twoja wina od Ciebie przejęłam ten zwrot, bez honoru :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest szansa, że ów kobieta może nie zrozumie ;)
    Oj lepiej uważaj, dzieci zawsze wynajdują kogoś komu mogą donieść, mnie Dziwak ciągle szantażuje, że naskarży na mnie w przedszkolu. Tylko nie wiem, czy Pani, czy dzieciom.

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas jest ten problem, że praktycznie cała rodzina - łącznie ze mną - od słodyczy jest uzależniona, więc groźby tego typu nie mają racji bytu. Może trzeba pomyśleć o jakiej rodzinnej terapii grupowej, albo grupie wsparcia.

    OdpowiedzUsuń
  10. I tego trzymać się trzeba, a co złego to nie ja. To Niemce.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium