Pełna chata

Dzięki wspaniałomyślności trzech koronowanych ziomków, którzy jako czwarty dar wnieśli dzień wolny, Linka mogła odkuć sobie pracującego Sylwestra i spędzić czas w doborowym towarzystwie. W ten oto sposób z wielką torbą darów wylądowała w domu Lucy. Co istotne, dom ten jest przybytkiem zawsze wypełnionym jednostkami po brzegi. Tak oto pod jednych dachem znaleźli się Lucy i jej luby Ułan, ich pierworodny Zuch, oraz Koralina, En no i Linka. To i tak jeszcze niecała wesoła kompanija, ale ta kwestia wymaga kilku słów wyjaśnienia. Otóż Lucy z rodziną już drugi raz biorą udział w programie, który w największym skrócie można nazwać Erasmusem dla licealistów. Dlatego na rok zagnieździł się tam pewien przesympatyczny nastoletni Włoch Don Vito, a na weekend wpadła pewna nastoletnia Włoszka Guantanamera, na co dzień mieszkająca z inną polską rodziną, która w dużych dawkach serwuje jej dobrą zmianę. Na dniach planuje się odbicie Guantanamery, bo po roku ciężkiej indoktrynacji gotowa we Włoszech założyć filię pewnego radia.


Kuchnia w ów domostwie również nie należy do standardowych i jawi się mocno egzotycznie, przynajmniej dla Linki, która za największe dobro świata uważa schabowe - ale oczywiście z kurczaka. Zaprzęgnięci do pracy Włosi uraczyli towarzystwo pyszną strawą, której nazwy nikt nie mógł zapamiętać, więc ku ich wielkiej frustracji została ona okrzyknięta pierogami. Również Ułan stworzył kulinarne cudo, o równie fikuśniej nazwie, więc En - niesiona na fali gastrofazy, kilka win później - wywołała ogromną radość wśród zgromadzonych i przechrzciła potrawę na Kawasaki, mimo że nie dało się tam znaleźć kawałków palonej gumy.


Punktem kulminacyjnym spotkania była szisza. Mistrzem ceremonii, a zarazem głównym operatorem była Koralina, Lucy puściła Turka z głośników, a Ułan zafalował brzuszyskiem. Linka, jako że palić nie może i nie lubi, wzięła dwa symboliczne maszki, a potem zajęła honorowe miejsce pod okapem. Przy okazji Koralina z Guantanamerą wykonały na twarzach zgromadzonych indiańskie barwy wojenne z węgielków. Najgorzej trafił Zuch, będąc najmłodszym, został przyozdobiony charakterystycznym wąsikiem, który przeobraził go w mało znanego austriackiego malarza. Biednemu Turkowi z głośników nie dano się rozkręcić, bo Don Vito zaczął pogrywać na gitarze. Po kilku dość lirycznych kawałkach, Linka poprosiła o coś z większymi cojones, więc za gryf chwyciła En i już po chwili cała sala darła japę z wiecznie żywą Marylą i jej Małgośką. Chyba tylko czujne oko Koraliny ustrzegło przed podłożeniem ognia pod kanapą i epickimi skokami przez ognisko w salonie.


Pomimo przedniej zabawy Linka co jakiś czas wymykała się do młodzieży, dzierżąc w dłoniach swoje dwa święte kubki – jeden zawsze z herbatą, drugi z piwem – i z nieukrywanym podziwem obserwowała, jak Zuch unicestwia na najwyższym poziome kolejne potwory, grając w Wiedźmina 3: Dziki Gon. Każda jej dłuższa nieobecność  kończyła się przybyciem Lucy i wytarganiem Linki za szmaty do reszty dorosłych.  Ważnym odnotowania jest fakt, że Polska zarówno dla Don Vita, jaki i Guantanamery nie była pierwszym wyborem, a raczej mocno awaryjnym, gdzieś pomiędzy Czarnobylem a Mordorem. Standardowo myśleli, że w kraju nad Wisłą samopas hasają białe niedźwiedzie, ludzie mieszkają w lepiankach i modlą się do złożonej na ołtarzu Noki 3310. Dzięki wspólnej, ciężkiej pracy  - oczywiście głównie to zasługa Lucy i jej rodziny - zmienili zdanie.

Komentarze

  1. Czytam i aż mi żal, że tam nie byłam, wina nie piłam, kawasaki nie kosztowałam i sziszy nie paliłam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Toś domowke zareklamowala:)
    Zaliz pieknie bylo a to ci towarzystwa zasluga!:))
    Dzikich tancow juz w pelnej krasie nie uzylas:) Ześ sie z legendarnymi juz 'dwoma kubkami' i mlodzieza na DzikieGony na chwile zaszyla;)

    DonVito Siciliano we wloskim stylu kuchnie nam opanowal:) Ale fajowo!

    Aaa! No i Guantanamera 'od dobrej zmiany'uratowana:)

    OdpowiedzUsuń
  3. KAWASAKI!!! Nikt nie odgadnie jak to En wymysila:)) ona sama nie wie..
    Jeszcze sie teraz smieję

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, ja to bym się tam nadawał, bo dzisiaj miałem na sobie koszulkę Kawasaki, na sporcie ;) Akurat ją wyprałem :P Kawasaki, to nie tylko panowie i panie na spalonych gumach :D Ale impreza musiała być niezła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kawasaki En - to dobry cruiser,chyba że skojarzy się z enduro.
    Nokia 3310 ? - rzeczywiście zasługuje na ołtarzyk , hi, hi

    OdpowiedzUsuń
  6. Na takich imprezach na drzwiach wisi tabliczka "wchodzisz na własne ryzyko"... Niektórzy później budzą się w Narnii.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu nie trzeba było nic reklamować, ja tylko wiernie opisałam to co się wydarzyło...prawie...w połowie...;)
    Co zrobiliście MaRynacie? :D mam nadzieję, że to nie zakrawa o kryminał.

    OdpowiedzUsuń
  8. To było tchnienie wyższej świadomości. Albo stan kosmicznego pierdolca :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ano tak mówili...sąsiedzi ;)
    fakt, że nie tylko, ale poszłam po swoim pierwszym skojarzeniu. I też mam koszulkę Kawasaki!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cruisery śliczne są. Ale szszsz, bo mój Błękitek usłyszy i mi już nie odpali (Yamaha szosówka)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kawasaki!!! to brzmi nieźle :P
    muszę się znajomej Japonki zapytać, co to znaczy, choć oczywiście mógłbym sprawdzić w internecie, ale to nudne ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Yamaszki tego typu fajne są - bo bardzo wytrzymałe. Pewnie dlatego w drogówce mają zastosowanie...Oglądałam kiedyś, kiedyś film dokumentalny na ich temat .

    OdpowiedzUsuń
  13. No i kursanci się na Yamahach uczą, a nikt tak nie zarzyna motocykli jak oni, wiem po sobie :D
    Błękitek to właśnie taki model, jak na kursach, bardzo dobrze i lekko się prowadzi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Internet to zdecydowanie słabsza opcja, w ramach solidarności też nie sprawdzę, powiedz później co to znaczy. Obstawiam jakieś danie z ryżem.

    OdpowiedzUsuń
  15. No nie wiem jak z tymi kursami u Ciebie, bo tu egzamin był już na Suzuki - 250 -tce ...a na kusie / w porywach/ jeździłam się na C-Z hi,hi

    OdpowiedzUsuń
  16. Dlaczego by nie modlić się do Noki 3310? :-)
    A Małogośka jest nieśmiertelna, tak jak kilka innych kawałków Rodowicz.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak robiłam kilka lat temu to była Yamaha YBR 125, a w trakcie kursu zamienili na 250 i na tej już zdawałam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Fakt, że niektóre kawałki wwierciły się w naszą świadomość narodową. Szlag nigdy nie miałam Nokii 3310, w sumie żadnej Nokii nie miałam...

    OdpowiedzUsuń
  19. I nie mogę przestać się śmiać...

    OdpowiedzUsuń
  20. Ano ja na te wspomnienia również zanoszę się rechotem :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium