Nienawistne skarpetki
Według harmonogramu dziś miała pojawić się inna notka. Miała to być historia bogata merytorycznie z niebanalnym przesłaniem. Historia, w której Linka podkreśliłaby swoje walory intelektualno-emocjonalne. Historia, w której odniosłaby pasmo sukcesów. W końcu historia, w której Linka choć raz nie wyszłaby na niezdarną bułę, napiętnowaną przez złośliwe fatum. Niestety takowa historia nie powstała, głównie dlatego, że jeszcze się nie wydarzyła. Zatem był sobie czwartek…
Wstając o pogańsko wczesnej porze Linka przetarła lico mokrą szmatą, wypiła herbatę i poczłapała do Batmobilu w celu udania się na dworzec. Nie przemierzyła jeszcze połowy drogi od bramy do garażu, gdy poczuła, że jej stopa została oswobodzona z okowów despotycznej skarpety. Poprawiła niesforną szmatkę i ruszyła dalej. Po kilku krokach gnida znów się zsunęła, tworząc uwierający kopiec w bucie, co w znaczącym stopniu przyczyniło się do efektu toczenia piany z pyska u Linki. Nie chcąc męczyć się cały dzień z bawełnianym kolaborantem, szybko zawróciła na nagiej pęcie do domu po inny zestaw. Nie tracąc czasu wzięła pierwsze lepsze skarpetki i pomknęła do samochodu, postanawiając, że założy je ukradkiem w pociągu – wsiada praktycznie na początku trasy, więc nie ucierpiałby żaden stopo-fobowicz.
Linka ruszyła z kopyta odprawiając w duchu modły, ku wszystkim znanym ludzkości bogom, aby przejazd nie był zamknięty. Oczywiście był zamknięty. Zauważyła to jakieś 500 m nim się do niego zbliżyła. Taka kolej rzeczy niechybnie świadczy o tym, że poranną zmianę piastuje Pani, która zbyt skwapliwie podchodzi do swoich obowiązków, przez co nieszczęśnicy, którzy się napatoczą muszą odczekać pełen cykl księżycowy nim wrota zostaną otwarte. Linka dołączyła do sznura oczekujących aut, osoby u szczytu zdążyły już rozpalić grille. Coby nie siedzieć po próżnicy, Linka zaczęła gramolić się na fotelu celem wymiany wadliwych skarpetek. Z niewiadomych przyczyn nie odpięła pasa, więc już po chwili jej mało giętkie stawy wniosły veto. W Linki kolanie coś zaskrzypiało, zatrzeszczało i emigrowało, sprawiając, że przez pół dnia Linka ciągnęła bezwładną kończynę pół metra za sobą. Mimo wszystko jest twardym osobnikiem, więc zacisnęła mocno zęby gryząc się przy tym boleśnie w policzek i kontynuowała nierówną walkę – nadal zapięta pasem. Gdy w końcu udało się jej oswobodzić swoją stopę, założyła nową skarpetkę. Linka zamrugała z niedowierzaniem. Ta na pewno by się nie zsunęła z pięty, głównie dlatego, że pięty nie miała. Rozważając wszystkie ewentualności postanowiła nie robić skarpetkowego dobierańca z jednej niedziurawej i drugiej niezsuwalnej – za bardzo się różniły – więc jej wybór padł na tę z modną dziurą z lekkim przesunięciem. Wszak nie jechała do lekarza.
Już za chwileczkę, już za momencik niesubordynacja skarpetkowa utonie w oceanie niepamięci gdyż... Oficjalnie ogłaszam że jest lato!
OdpowiedzUsuńWdziewać sandały! Ale to już :) !
Jeszcze nie ufam tej pogodzie. Już raz chowałam zimowe przyodzienie, żeby później ze spuszczoną głową je przepraszać.
OdpowiedzUsuńSkarpety to bardzo niesforne stworzenia wiodące tajemniczy żywot, nie do końca poznany przez badaczy. Niby łączą się w pary na całe życie, ale gubią się niemiłosiernie - w praniu, w szufladzie, na suszarce. Dodatkowo zwijają i drą - dlaczego w ogóle używamy skarpet, jeżeli takie one niesforne?
OdpowiedzUsuńA myślałam, że tylko w moim domostwie skarpetowe potwory wiodą swoje życie. Zakładają kolonie, rodziny, sekty. Jednak przyjęłam zasadę aby single wyrzucać na bruk. A ponieważ był sezon zomowy więc zastosowałam złagodzenie kary - koszyk w garderobie. I jakież było moje zdziwienie kiedy to kilka dni temu odkryłam, że single w zimie połączyły się w dobrane pary. Szkoda, że ich potomstwa nie doczekałam
OdpowiedzUsuńMoje są na tyle złośliwe, że zwykle jak się drą to na palcach xD. Na pięcie to chociaż tak nie widać. Czasem złośliwe stworzenia z tych skarpetek. ;) Grill wśród sznurka aut to jest coś ;D. Przynajmniej przyjemnie i czasu się nie marnuje. ;)
OdpowiedzUsuńHahahaha! Jaki genialny tekst można napisać o parze skarpet :D Uśmiechnęłam się nie raz czytając! :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, nawet skarpety mogą robić nam pod górkę. Najbardziej wkurzający jest fakt, że jak chcemy buty przymierzać w sklepie, to zawsze jakaś dziura się znajdzie, w innych sytuacjach NIGDY...DZIWNE ;-)
OdpowiedzUsuńA skarpetka jak najbardziej do sandałów była przygotowana
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego jak zacytować tekst z internetu: "A jakbyś miała wypadek i w szpitalu by Ci zdjęli buty?"
OdpowiedzUsuńNie cierpię skarpetek "stópek". Noszę je latem jak chodzę w krótkich spodniach i noszę jakieś tenisówki albo adidasy. Kilka kroków i... skarpetka kończy się tuż za palcami... I uwiera, przeszkadza. A nie cierpię chodzić w butach z gołymi stopami. Pracowicie poprawiam i wystarcza na kolejne kilka kroków.
OdpowiedzUsuńWidziałem kiedyś w sklepie (chyba Vistuli) takie skarpetki z malutkimi kropeczkami silikonowymi po wewnętrznej stronie pięty. Zapytałem "po co to?". Żeby się skarpetki ze stóp nie zsuwały... Można? Można!
Pozdrawiam
Genialny pomysł! Muszę poszukać... W Vistuli mówisz?
OdpowiedzUsuńWidziałem w sklepie Vistuli w awarszawie w galerii Reduta. Z pół roku temu...
OdpowiedzUsuńAż dziw, że Morgan Freeman nie poruszył tego wątku w "Zagadkach Wszechświata" :D
OdpowiedzUsuńA czymże są te farfocle między palcami, jeśli nie pomiotem plugawym skarpetkowej pary?
OdpowiedzUsuńSkarpetki to sabotażyści. I to zawsze się tak dzieje, że przy zakładaniu wszystkie dziury są niewidoczne, a potem nagle ściągasz buta i dostajesz po oczach marsjańskim kraterem.
OdpowiedzUsuńDziękuję i na zdrowie. Może kiedyś napatoczą się równie pasjonujące tematy o kubku herbaty, czy rosnącej trawie - bez podtekstów ;)
OdpowiedzUsuńOooo właśnie! jeszcze w sklepie! Pomyślałam tylko o lekarzu, ale prawdę mówiąc, po co ściągać buty u lekarza? Chyba mam traumę z dzieciństwa jak płaskostopie badali, ale to znowu piekielna higienistka :D
OdpowiedzUsuńHyhyhy taki pionier modowy.
OdpowiedzUsuńToż to oczywista oczywistość, trzeba być zawsze gotowym na dwie rzeczy:
OdpowiedzUsuń1. apokalipsę zombi.
2. zdjęcie butów w szpitalu ;)
Chodzenie w butach bez skarpet to rodzaj fetyszu. Ohyda. W sumie małe dzieci prawie zawsze mają skarpetki z antypoślizgiem i jest to ogólnie dostępne, żądam równouprawnienia i równego traktowania skarpetek dorosłych.
OdpowiedzUsuńI ja bym chciała by wiosna wróciła i zagościła dłużej!! Od kilku lat niestety, jakoś zauważyłam, ze od razu po zimie i pozimiu brak prawie przedwiośnia, a wiosna trwa kilka dni.. z 10 st od razu w 30 wchodzi.... a gdzie najpiękniejsze 23?? i zieleń wiosenna taka bardziej zielona.. no nic.. chciała dziś piękną pogodę i życzenie się spełniło z nawiązką.. nogi mi w dupę włażą, a teraz niech młodzież bawi się sama... nakarmieni są, a sami się poją chętnie :P
OdpowiedzUsuńTo się nazywa złośliwością rzeczy martwych. A wszystko, by dokuczyć i dokopać, jakby innych zmartwień było mało...
OdpowiedzUsuńTekst dowcipny i przyjemnie się czytało. Nawet dziurą w skarpetce potrafisz doskonale zabawić.
Zasyłam serdeczności
Ty poczekaj, może u nas jeszcze tego odcinka nie pokazywali?? :))
OdpowiedzUsuńNie żebym coś sugerowała, ale gdzieś, w światach równoległych, komuś spadła skarpeta... I to była Twoja wina.... :)))
OdpowiedzUsuńKurna chata, jak ja się cieszę, że nie nosze skarpet innych, niż antygwałty :))) Normalnie mnie to cieszyło, ale po tym wpisie cieszy mnie dwa razy bardziej ;)
Mój kolega z pracy chodzi bez skarpetek. Miałem też kumpla, które bez skarpetek chodził, w północnych krajach, nawet jak było -15C.
OdpowiedzUsuńJego butów bym nie chciał założyć. Dla mnie skarpetki to kwestia higieny, butów się nie da wyprać, skarpetki tak :P
Twoje skarpetki były po prostu na miarę mody, trzeba było tylko jakąś dziurkę w spodniach wyszarpać i byłoby do pary :D
Ja się nauczyłem od razu wyrzucać skarpetki, gdy tylko dziura zaczyna się pojawiać. Cerował ich i tak nie będę :P
Dobrze, dobrze odwodnienie niesie za sobą poważne konsekwencje ;) ano ja też tęsknie za wiosną, bardzo nie lubię upałów, optymalna temperatura dla mnie to właśnie takie 22, a maksymalna 25.
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki. To wyjątkowo zła skarpeta była.
OdpowiedzUsuńW sensie, że mam moc sprawczą? Czad! I teraz intro na klawesynie i słowa Wujka Bena "z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność".
OdpowiedzUsuńAntygwałty sporadycznie, nie ma to jak bawełna w kolorowe zwierzątka ;)
Kwestia higieny i honoru, nie ma bata, żebym ubrała zabudowane buty bez skarpetek, chociaż stópki. Z tym -15 to też przegięcie. Nie powiem zdarzyło mi się latać po śniegu bez skarpetek, ale wtedy też butów nie miałam więc higiena zachowana :D
OdpowiedzUsuńJa cały czas się łudzę, że cerować będę, ale chyba skorzystam z Twojego sposobu, w końcu masz wyższy poziom samoświadomości.
Od lat toczę wojnę ze skarpetkami. Kilka razy w miesiącu jedna z pary zawsze się dematerializuje, przez co jestem zmuszona do ciągłych zakupów. Mam chyba największą na świecie kolekcję pojedynczych skarpetek, która zajmuje już dwa pudła w sówki w pokoju...
OdpowiedzUsuńCo za wstyd ;)
A która skarpeta taka wredna była? Prawa czy lewa?
OdpowiedzUsuńPrawa, ale myślę, że moje skarpetki są bez świadomości partyjnej ;)
OdpowiedzUsuńMoże, one się materializują w innym wymiarze, gdzie wiążą się w pary poza schematami dopasowania :D
OdpowiedzUsuńMoje stopy sprzeciwiają się tego typu mezaliansom!
OdpowiedzUsuń:D
Tak, rozbijanie dobrze funkcjonujących rodzin to zawsze dramat. Precz z samowolą skarpetek! Na pohybel!
OdpowiedzUsuńZnalazłam cię i się uśmiałam cala Ty ;)
OdpowiedzUsuńOdkryłaś moje alter ego :D
OdpowiedzUsuń