Trudny język sztuki

W Dziwakowym przedszkolu nastał etap zaznajamiania gawiedzi z ludowymi przekazami, bo Młodzieniec od kilku dni nieprzerwanie trzeszczy o Szewczyku Dratewce. Początkowy niewinny potok słów z czasem przerodził się w śmiały plan wystawienia teatrzyku kukiełkowego. Dziwak zaszył się na dwa dni w specjalistycznym laboratorium nuklearnym, gdzie w skupieniu tworzył pacynki z papieru, które bezwstydnie nadziewał na pal z patyczków do szaszłyków. Udział dorosłych w całym przedsięwzięciu był znikomy. Linka tylko pokazała mu jak narysować owcę, po czym ruszyła masowa produkcja owco-baranów, później odrobinę pomogła mu ów trzódkę wyciąć, gdyż Dziwak ma wyjątkowo ciężką rękę i kilka owieczek zostało ściętych w iście średniowiecznym stylu – niestety jeszcze jest za mały i nie zrozumiał niewybrednego żartu o milczeniu owiec. Oddać trzeba, że Młodzieniec wykazał się wręcz niespotykanym - jak na niego - zaangażowaniem i dorobił się rzeszy postaci przeróżnych z odkurzaczo-rynną, tzn. smokiem na czele.


Linka delektując się ciszą w spokoju pałaszowała obiad. Nagle pomiędzy przeżuwanym brokułem a makaronem, usłyszała tupot małych stóp. Przez głowę przeszła jej myśl, żeby wczołgać się pod stół i udawać taboret, jednak z planu zrezygnowała, nastawiając się na niechybną konfrontację.


- cioooociaaaaa! Obiecałaś zrobić ze mną teatrzyk – zawyrokował Dziwak, pomijając jakiekolwiek wstępy i grzecznościowe zwroty.


- taaak? – zapytała przeciągle Linka próbując grać na zwłokę – a masz już wszystkie kukiełki?


- MAM! No chodź!


Linka złorzecząc w duchu i przewracając oczami, pośpiesznie dokończyła strawę i udała się za podekscytowanym Dziwakiem. Młodzieniec latając po pokoju jak atom, zaczął znosić kukiełkowe istoty. Linka wylała się na kanapie i z dumą przyjęła odkurzaczo-rynnę, tzn. smoka.


- dobra, to jaki jest scenariusz? – zapytała, wprawiając Dziwaka w osłupienie. Widząc wymalowaną konsternację na dziecięcym licu i zwisającą bezładnie dolną szczękę, szybko pośpieszyła z wyjaśnieniami. Uradowany Młodzieniec streścił jej legendę o Smoku Wawelskim – i tak chcesz to przedstawić? – zapytała, na co Pacholę entuzjastycznie przytaknęło.


- o matko, jakie nudy. A gdzie miecze świetlne? – zaczęła droczyć się Linka.


- nie ma!


- a kto będzie puszczał kamehamehe?[1]


- no nikt!


- a chociaż będziemy mówić po niemiecku? – przekomarzała się dalej Linka.


Dziwak zmarszczył niewidoczną brew, a po chwili namysłu dodał z powagą – nie. Będziemy mówić po krakowsku.










[1] Superwypasiona fala uderzeniowa siejąca zniszczenie, śmierć i pożogę w mandze Dragon Ball, ale Linka usilnie wierzy, że kiedyś za jej pomocą uda jej się obrócić w perzynę Urząd Skarbowy.


Komentarze

  1. No popatrz, to moze przyszłego Polańskiego masz pod bokiem? Ale Ci zazdroszczę, nie nudzisz się nigdy, taka ciotka to skarb!
    A z tym "mówić po krakowsku" wpasowałaś się w temat u mnie...
    Ale, ale - a gdzie fotki kukiełek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli Ci się uda z US odkupię pomysł ;p

    Zasiałaś ziarno twórczości, to Ci wykiełkowało i masz ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ~rademachera17 maja 2017 14:02

    Drażniłaś dziecię to masz! I teraz szoruj biegiem tego krakowskiego się uczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Obiecała i jeszcze chciała się wymigać, udając taboret ;D. Z chęcią bym zobaczyła, jak udajesz taboret ;D. Dziecko się zawsze upomni. Po niemiecku nie. Po krakowsku! - to jest to ;D. A Urzędowi Skarbowemu to nie wiem cz jest w stanie cokolwiek zaszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwak zabrał do siebie, a jeśli poproszę żeby je przywiózł to nie da mi żyć i znowu będziemy uśmiercać biednego smoka.
    Ja już dla niego wybrałam zawód, ma być siatkarzem Skry Bełchatów - kwestia nie podlega dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko uważaj z Kamehamehą nie ma żartów...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy będę mogła wpisać krakowski w CV jako język obcy? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Urzędowi może zaszkodzić tylko ZUS, jeszcze nie wiem jak, ale tylko te dwa przybytki mogą się wykończyć nawzajem.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~rademachera17 maja 2017 22:45

    Jasne! I Dziwak referencje Ci wystawi na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ważne, że dostałaś główną rolę. Wprawdzie na końcu giniesz marnie, ale przynajmniej dziewic się nakosztowałaś. Czy samą jagnięcinę podawano?

    OdpowiedzUsuń
  11. Trzódka była serwowana. Ale i tak tylko w pierwszej wersji, później zgodnie stwierdziliśmy, że smoki są czadowe, nasz był dobry i nie zginął marnie. W sumie nic nie jadł. Pewnie w maku sie żywił ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. No i zostaliście, koleżanko, pozamiatani :p :))))

    Krakowski jest w skali trudności zaraz po dolnozanzibarsko-suahilskim. Serio - serio. Do CV wpisać trzeb koniecznie. oczywiście wraz z adnotacją, że w wolnych chwilach amatorsko ziejesz ogniem.

    Nawiasem mówiąc mój Anglik przyswoił już fakt, ze w polskim czasowniki odmieniają się jakby BARDZIEJ niż w angielskim, ale gdy go poinformowałam, ze rzeczowniki i liczebniki się tez odmieniają, doznał lekkiego załamania nerwowego. Aż się boję mu powiedzieć, że przymiotniki też się odmienia, bo się chłopina pochlasta ...

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy opanuję już krakowski, przerzucę się na elficki. Myślę, że fonetyka jest podobna.
    U nas wszystko się odmienia, odmieniamy nawet nieodmienne rzeczowniki, uwielbiam jak ktoś mówi kakaa - nawet nie wiem jak to napisać :D Faktycznie obcokrajowców może to przerażać. Jako lekką lekturę relaksacyjną przed snem, poleć Angolowi "Pana Tadeusza".

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba za bardzo gościa lubię, żeby mu to zrobić. Ale niech no tylko mnie wkurzy... :))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  15. Tylko pamiętaj, że to broń obosieczna, bo to Tobie przyjdzie tłumaczyć o co chodziło z tymi mrówkami u Telimeny ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium