Wielkie powroty: epizod 6 - Vanitas vanitatum
Marność! Wszystko marność! Świat jest beznadziejny, życie jest beznadziejne. Nigdy nie będę łosiem. Skończę swój żywot tu i teraz, najlepiej szybko, tragicznie i w dziwny sposób romantycznie, zabierając ze sobą jakiegoś durnego człowieka. Na pewno przez durnych człowieków nie jestem łosiem. Nadjeżdża mój żelazny rydwan, tu i teraz dokonam żywota i przeniosę się do krainy wiecznych łosi – pomyślała niestabilna emocjonalnie sarna i widząc zbliżający się z oddali reflektor zaczaiła się w krzakach.
Godzina 23. Linka zmęczona wracała z ówczesnej pracy. Jako że lato było w pełni, a noce ciepłe do pracy dojeżdżała Błękitkiem ok 20 km. Przez większość trasy droga okraszona była lasami, a jedynymi żywymi istotami, które napotykała były ćmy rozwalające się o kask. Jadąc spokojnie i przepisowo w myślach wychwalała uroki jazdy na motocyklu. W aucie już dawno głowa by jej opadła z paszczy sączyłaby się niewielka stróżka śliny, a ona obudziłaby się dopiero na jakimś drzewie. Na Błękitku takie ekscesy jej nie grożą.
Łosiu Akbar! – pomyślała sarna i wybiegła na ulicę.
- o w dupę! - wykrzyknęła Linka widząc wybiegający z zarośli kształt i z całej siły wdusiła hamulec.
Albo jednak nie – zreflektowało się parzystokopytne bydle, zatrzymując się nagle.
Linka zdążyła zredukować prędkość o połowę, gdy zwierzę zatrzymało się. Lince poszły bajpasy.
Albo jednak skoczę. Giń człowiek! – wykrzyknęła niemo sarna i z obłędem wymalowanym na podłużnym pysku rzuciła się pod koła.
Linka nie odbiła, nauczono ją, że w takich sytuacjach idą na bok sentymenty i słodkie, wilgotne, czarne noski. Albo ona, albo psychopatyczni futrzaści samobójcy. Z impetem uderzyła w sarnę, która z piskiem odbiła się i zniknęła jej z oczu. Linka z najwyższym trudem opanowała Błękitka – 8 cudem świata jest to, że ostentacyjnie się nie wyłożyła - nie zatrzymała się, redukując maksymalnie prędkość. Miała pewność, że sarna przeżyła i czmychnęła w zarośla, a do tego bała się, że zwierzak zwoła swoich i będzie szukał zemsty - skąd mogła wiedzieć co kierowało poczynaniami sarny. Linka z mikrowylewem toczyła się przez resztę trasy jakieś 20 km/h niezdolna jechać szybciej. Serce łomotało jej w piersi obijając nadnercza, a oddech przyśpieszył na tyle, że zaparowała sobie kask i musiała podnieść szybkę. Chyba jeszcze nigdy z taką radością nie przyjęła świateł zwiastujących wkroczenie do przedsionka cywilizacji. W końcu dokulała się do domu. Dopiero wtedy puściły jej wszelkie hamulce, a ona wpadła w histerie stulecia. Zasłużyła.
O cholercia, miałaś bardzo bliskie spotkanie pierwszego stopnia. Uściski Linko, uściski :)))
OdpowiedzUsuńTobie puściły bajpasy, a ja umrę przez Ciebie ze śmiechu...
OdpowiedzUsuńAle poważnie, to dobrze, że tylko tak się skończyło ;-) Zawsze, gdy jedziemy przez lasy głowa mi chodzi na lewo i prawo i wyglądam uciekinierów z leśnych ostępów...ale czy to człek w porę dostrzeże?
No way!
I dlatego nigdy sobie nie zrobię prawa jazdy na auto.
OdpowiedzUsuńChociaż motocykl mnie kusi i nęci. Może to złudzenie ale jakoś bezpieczniej mi się wydaje na motorze.
Widzę że blogowanie chwyciło Cię i nie puszcza :) Prawie codziennie smakowity tekścik. Super! Nie muszę już po raz setny Chmielewskiej powtarzać.
OdpowiedzUsuńTylko jedna uwaga- mogłabyś pisać częściej?
Chyba za szybko czytam :(
Takie sytuacje, to jeden z powodów, dla których nie wsiadam na motor. Jak dopadnę komputer to uzupełnię wpis o okazjonalną pieśń.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I żadnych szkód Błękitka?
OdpowiedzUsuńU mnie nie było tak wesoło. Sarna postanowiła popełnić samobójstwo, kiedy gnałam autem tak kole 140, zredukowałam do 90 i było bummm....Przez moment pomyślałam, żeby zamiast hamować to dodać gazu, i dobrze, że wybrałam to pierwsze, bo za nią samobójców było więcej. Auto do naprawy, a mnie ryczącą nad z zwierzęciem OM zagroził, ze odda do psychiatryka ;)...kiedy już nadciągnął z pomocą. Traumę mam do dziś...
Bo sarny już dawno stworzyły swoją własną ,,Salę Samobójców", na drodze. Gdyby nie one i inne dzikie zwierzęta to jechałabym szybciej, gdy się ściemnia, a tak to jadę jeszcze mniej niż za dnia, żeby nie przeżyć tego, co Ty. Szkoda auta/motocykla, szkoda nerwów, i po kieszeni by poszło. A jeszcze co zrobić z truposzem, gdyby jednak sarnula nie wyszła z tego cało?
OdpowiedzUsuńSierści z zębów nie wyciągałam, ale fakt było blisko ;)
OdpowiedzUsuńNo ja też staram się uważać, szczególnie nocą, ale pewności nigdy nie masz, że coś Ci się na maskę nie rzuci. Ciekawe, czy na czołg jest jakieś szczególne prawo jazdy potrzebne. Tak to i łoś nie straszny :D
OdpowiedzUsuńHmm ciekawa teoria, mogę powiedzieć, że mimo iż mniej jeżdżę motocyklem niż samochodem - kwestia "sorry, taki mamy klimat" - to faktycznie pewniej czuje się na Błękitku. Ale zawsze podejrzewałam, że to o kwestię parkowania chodzi :D
OdpowiedzUsuńHyhyhy mam nadzieję, że nie stawiasz mojej pisaniny na równi z Panią Chmielewską :D
OdpowiedzUsuńNa Ozyrysa, a ja taka dumna z siebie, że przy moim trybie funkcjonowania daję radę co 2/3 dni publikować. Nie mam czasu na częstsze posty, a i chyba nie miałabym o czym pisać codziennie. Z drugiej strony gdybym była filantropem i nie musiałabym codziennie wstawać o 5 i wracać do domu po 18 to mogłabym w pasjonujący sposób opisywać parzenie herbaty, sądzę, że się da :D Na razie proponuje wolniej czytać, ewentualnie mogę robić podwójne spacje.
Zwierzaki wszędzie niebezpieczne, czy to auto, czy motocykl.
OdpowiedzUsuńBez pieśni okazjonalnej nie uznaję i mam prawo uważać, że ktoś się pod Ciebie podszywa ;)
Błękitek ma tylko delikatnie przesunięty przedni błotnik po tym zajściu, ale poza tym to ani ryski. Jest moim rycerzem w niebieskiej zbroi, że mnie wtedy nie zabił i sam wyszedł cało. Ryczenie to w takich sytuacjach normalna reakcja organizmu na stres, ale można też i nad zwierzakiem. Ja ryczałam w eter po prostu. Pamiętam, że na drugi dzień musiałam znowu jechać to wracając chyba nie przekroczyłam 50 km/h. Później mi przeszło, bo Panie uskuteczniające nordic walking zaczęły mnie wyprzedzać...
OdpowiedzUsuńTruposza do gara :D a gdyby ktoś zobaczył, to sroga kara za kłusownictwo. Bo w końcu każdy planuje kropnąć zwierza samochodem i przerobić go na kabany...
OdpowiedzUsuńPrzemyślenia samobójcze sarny - padłam i kwikłam, piękne :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio jadąc rowerem prawie wpadłam na dzika ale narobiłam takiego wrzasku że chyba stwierdził że nie po to wyszedł na spacer wieczorną pora by słuchać babskich wrzasków i się ewakuował z powrotem w krzaki.
No i mnie spuściłaś z dachu... Nie stawiam Cię absolutnie na równi z JC. Jej mistrzostwo języka nie ma sobie równych :) Zauważyłam tylko że jesteś świeża. Nie znam Cię na pamięć. Znaczy jeszcze ;) .
OdpowiedzUsuńCzy lubisz czytać tak bardzo jak pisać? Polecam https://czarnaskrzynka.blog i http://maciejwojtas.pl :)
Pierwszy dysponuje niebywałym warsztatem, a drugi subtelną ironią i niebywałą wyobraxnią. Warto zajrzeć.
Hmm nie rozumiem czemu mi się zblokowałaś, tzn. że musiałam komentarz zatwierdzić, pomimo tego, że mam to wyłączone. Dziwy.
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że bez czytania nie ma pisania, ale przyznaję się bez bicia, że bardzo nie lubię czytać na kompie. Jestem rasowym przedstawicielem wymierającego gatunku molów książkowych. Ale na polecane blogi zajrzę. Później, najpierw muszę daily zrobić :D
Myślę, że taki krzyk działa lepiej niż klakson, choć z drugiej strony, będąc w kasku nie wiem, czy by mi posoka z uszu nie poszła przy takim darciu japy ;)
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie musisz. Kimkolwiek te "daily" są ;)
OdpowiedzUsuń:D to taki mój odstresowywacz codzienny-kilkuminutowy, no chyba, że przegrywam w idiotyczny sposób to wtedy się wkurzam i cały misterny plan w pizdu. Kiedyś, kiedyś coś napisałam o Hearthstone, bo to o te grę tu chodzi. Ot taka karcianka oparta na motywach z World of Warcraft. A daily to codzienne zadanie.
OdpowiedzUsuńTia... "Mów do mnie jeszcze..."
OdpowiedzUsuńNikt się nie podszywa. Pisałem komentarz na telefonie w knajpie.
OdpowiedzUsuńOto pieśń okazjonalna:
https://www.youtube.com/watch?v=qqHU-szng0k
Pozdrawiam
Na Ozyrysa ale mi poprawiłeś humor z rana :-D mielibyśmy ciekawego prezydenta, na takie wiece nawet ja bym chodziła. Lubię jeszcze jego "suke ciemną" nie wiem czemu nie chce mi się link skopiować.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie "mów do mnie szeptem" kojarzy mi się to z moją księgowa z korpo, z której odeszłam. Bałam się jej bardziej niż Buki...
OdpowiedzUsuńBo buka przereklamowana jest. W rzeczywistości to właśnie KSIĘGOWE są przerażające. Ale, ale! Jak już wspominamy... Rozliczyć Ci PIT? Też jestem księgową 3:)
OdpowiedzUsuńA nie każdy? To dziwne... ;D
OdpowiedzUsuń:D Żeby nie było, do ogóły ludzkości i dumnej rasy księgowych nic nie mam, ta jedna była strasznie straszna. Była zła do szpiku kości... Nawet wolałam robić na siebie korekty niż iść do niej po strono.
OdpowiedzUsuńHyhyhy dziękuję, ale akurat PITy rozliczać potrafię, nawet innym robię. Nie umiem tylko tych z przychodem z pracy zagranicznej i je faktycznie dawałam do księgowej, bardzo miła Pani.
Auta powinny mieć fabrycznie wbudowane urządzenia, które od razu by filetowały i robiły schabowe ;) Że taki Mercedes, czy Volkswagen jeszcze o tym nie pomyślał...
OdpowiedzUsuńWłaśnie, że też żaden producent aut na to nie wpadł. Coś z nimi nie tak.
OdpowiedzUsuńJak wracamy od znajomych muszę jechać 19km/h bo jak przyspieszam to z krzaczorów wyskakuje jakiś łoś albo inny ktoś - i wcale to nie jest śmieszne, bo wleką ze sobą całe rodziny czarnych nosków i malutkich różków
OdpowiedzUsuńCiekawe czy następną odpowiedź witryna będzie rozkładać po literce ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ja bardzo rzadko wchodzę na bloga, wszystko robię z "mostka kapitańskiego" i nawet nie wiedziałam, że to tak idiotycznie wygląda :D Onecie cóżeś Ty uczynił...
OdpowiedzUsuńCzłowiek tak się lituje nad tymi czarnymi, wilgotnymi noskami, a oni tylko swoich agentów samobójców wysyłają...
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że leśne kreatury bywają niezwykle bezczelne w nieprzestrzeganiu przepisów drogowych. Tobie sarna wymusiła pierwszeństwo, a mnie ostro zatrzymała dzikowa mamusia i niczym Pani Agatka na pasach, przepuszczała swoje maluchy przez jezdnię.
OdpowiedzUsuńPS. Żarty żartami. Dobrze, że nic Ci się nie stało. Pozdrawiam :)
Dziwna ta sarna. Naprawdę chciałaby być rogatym łosiem?
OdpowiedzUsuńGender dotarło już wszędzie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że chociaż była wyposażona w kamizelkę odblaskową inaczej inspekcja pracy mogłaby się doczepić za nieposzanowanie BHP. Tja ja też się cieszę, że jeszcze dycham i mogę dziergać na klawiaturze ;)
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że łosiosarna się opamiętała i już nie czyha na żadnego człowieka. A ty dziewczyno uważaj na siebie, bo gdybycośniedajborzesosnowy... to bym się załamała, bo wiesz... zdążyłam Cię polubić. No!
OdpowiedzUsuńObiecuję jeść warzywa, ciepło sie ubierać i uważać na parzystokopytnych zamachowców ;-)
OdpowiedzUsuńTakie życie...ile to już miałem podobnych dotykam 3-ciego stopnia... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMnie raz wystarczył. Oby nigdy więcej.
OdpowiedzUsuńChoć nie! Hyhyhyhy to w sumie nie jest śmieszne, ale jak miałam jedną z pierwszych lekcji na mieście samochodem to potrąciłam gołębia. Tzn on sam się nie mnie rzucił! w sensie, że na szybę.