Kalamburowe audycje muzyczne

W pracy...


- Linka, tako wy to nazywacie?- zapytała Borysova, gestykulując przy tym entuzjastycznie.


Lince jak na rasowego fana kalambur przystało, zaświeciły się oczęta, załopotały nerki i klasnąwszy w dłonie, przeszła do natarcia – lepkie ręce! Poskramiacz węży! Świerzb! – wykrzykiwała z zachwytem wprost proporcjonalnym do rosnącej paniki w oczach koleżanki, dlatego po chwili namysłu postanowiła wspaniałomyślnie ujednolicić kategorie hasła – o instrument ci chodzi?


- da! – wykrzyknęła uradowana Borysova, której przez myśl przemknęło, że ma do czynienia z szaleńcem – takie o – i znów zaczęła przebierać palcami w powietrzu. Biedna nie mogła wiedzieć, że właśnie obudziła potwora po szkole muzycznej, który aż kipi od nikomu niepotrzebnej wiedzy.


Linka wyprostowała się pierwszy raz od pół roku, ostentacyjnym ruchem poprawiła okulary i z wbitym daleko poza granicę horyzontu spojrzeniem, rozpoczęła swą perorę  – azaliż domniemywam, że rozchodzi się o instrumenty dęte, wszak zasadniczo dzielimy je na trzy grupy, jednakowoż bynajmniej nie ze względu na budulec całościowy, a zaledwie elementu wywołującego wibrację – zakończywszy, wydęła dumnie dolną wargę i pokątnie spojrzała na Borysovą, która w tym czasie z rozwagą zaczęła drzeć swoją wizę.


Stwierdziwszy, że audytorium nie wykazało należytego entuzjazmu i nie chcąc wystawiać Polakom mylnej opinii pomyleńców i wariatów, Linka wróciła do stanu zgarbionego i spuściła z tonu – flet? Klarnet? Do muzycznej to, czy do zwykłej szkoły?


- do zwykłej. Mówi, że wszyscy majo tako czarnyj.


- to może chodzi o flażolet? Ale to takie zwykłe gówno plastikowe – rzuciła z dezaprobatą Linka.


- da! On tako mówi gówno plastikowyj! – w sercu Borysovej na nowo zagościła wiara w lud kraju nad Wisłą.


Ignoranci.

Komentarze

  1. Flażolet, aż sprawdziłem w wikipedii, czyli piszczałka, na polski,
    bo flażolet to też na instrumentach strunowych cosik innego.
    Janko muzykant grał chyba na piszczałce, czy co to było?

    OdpowiedzUsuń
  2. On na skrzypcach pomykał. A na strunowcach to co?

    OdpowiedzUsuń
  3. Że flażoco?! Jest taki instrument?! To nie wystarczy już flet?
    Moja siostra pięknie fujarzyła na flecie... Normalnie mewy w locie zdychały...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiam klarnet, harfę i flet poprzeczny. Na prostym sopranowym i altowym grałam, ale na normalnych, drewnianych, bez korników i to w ogóle jest popierdółka.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Leslie Warszawski28 września 2017 19:20

    Pomykał i jak skończył. Jakby grał na flażolecie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo to jest wersja fletu dla mas. Zabawka. Dupelek. Pizdryk. Hyhyhy czy te mewy skrzeczały: daj daj daj daj :-D to z bajki, żeby nie było.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przerobili je na ciasteczka z wróżba. Nic się nie zmarnuje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z dętych to ja tylko na klawiszowym. Prędzej płuca bym wypluła niż gamę zagrała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie fatun flażoletu. Powinni film o tym zrobić, był o zabijającym aparacie, kasecie VHS to i o flażolecie powinien być.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie. Wrzeszczały "Weź, weź, weź spier..."

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak byś mi zrobiła taki wykład jak Borysovej, to koparą szorowałabym trotuar...ależ wy tam ciekawie macie, w tej pracy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ptaszki? Ptaszki?! PTASZKI?!!!!
    Rozumiem że nie mieszkasz nad morzem... To nie ptaszki, tylko wrzaskuny poranne. Obsrańce parapetowe. Złodziejki balkonowe. Mordercy kociaczków i szczeniaczków.
    Tylko przez przypadek przypominają ptaki :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie mieszkam, kocham i chcę!
    Tak w telegraficznym skrócie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Do listy swoich schorzeń dopisz sobie brak płuc :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Hyhyhyhy aleś trafiła. Akurat to widnieje na czele mojej listy. Ale brak mi tylko kawałka, obiecuję się poprawić!

    OdpowiedzUsuń
  16. Brzmi jak krzyżówka gołębia z właścicielem kebabowni ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ano nie jest lekko. Trzeba sobie jakoś radzić :D

    OdpowiedzUsuń
  18. A to nie. Tej bajki nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie, bo nie mają morza. I mew.

    OdpowiedzUsuń
  20. No co? Nie znam się na listach chorób, zwłaszcza Twoich :(

    OdpowiedzUsuń
  21. Ej no nic, mega rozbawił mnie fakt, że poszłaś jak dzik w orzeszki ;) Ja też się na tym nie znam i to zwłaszcza na moich! Dlatego ogłaszam, że wspólnie możemy się z tego śmiać. No.

    OdpowiedzUsuń
  22. W morzu nie można sensownie pływać, są miliony ludzi, a mewy są wszędzie. Nawet u mnie są mewy, a morza nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  23. Rybitwy. Rybitwy są.

    OdpowiedzUsuń
  24. To krzyżówka syreny strażackiej z siewnikiem.
    Chyba nie muszę pisać co "sieją" :(
    I zapewniem że się nie spiera!

    OdpowiedzUsuń
  25. Abstrahując od tego, że musiałam sprawdzić te rybitwy, to się nie zgadzam. Moje "mewy" nie mają czarnych główek.

    OdpowiedzUsuń
  26. Kwintesencja tego o czym mówisz :D
    https://www.youtube.com/watch?v=5zENR8oLJLQ

    OdpowiedzUsuń
  27. Bardziej hobby, wszystko inne było takie mało hipsterskie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Popatrz, wszystko na "h": hipochondria, hobby, hipsterstwo.
    Dodajmy... halluksy może?

    OdpowiedzUsuń
  29. "Gdzie jest Nemo" część 15 ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. I jeszcze hemoroidy!

    OdpowiedzUsuń
  31. Na 14 chyba byłam w kinie :D

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo ładnie. Halitoza może być?

    OdpowiedzUsuń
  33. Oczywiście. Histeria też.

    OdpowiedzUsuń
  34. Proponuję hemofilię - jest bardzo wytworna.

    OdpowiedzUsuń
  35. Mam i to dwa razy. Jeszcze homocystynuria, bo ma dużo sylab.

    OdpowiedzUsuń
  36. E tam. Nieładny jakiś taki ten wyraz. To już HIV lepiej brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  37. Stara szpitalna zasada brzmi, że im więcej sylab tym z Tobą gorzej. Tu o dramatyzm chodzi, w końcu mam histerię. W takim rozumieniu HIV jest dla przedszkolaków.

    OdpowiedzUsuń
  38. Zasad szpitalnych też nie znam, jestem nieprzyzwoitym okazem zdrowia i w szpitalu byłam tylko do porodu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Cóż również byłam nieprzyzwoitym okazem zdrowia dopóki nie zachorowałam. Azaliż życzę Ci aby stan Twój się nie zmienił, podle tam karmią i nie ma szczotki do kibla. Nic nie tracisz.

    OdpowiedzUsuń
  40. Tracę! Bo w domu mam szczotkę do kibla i to zobowiązuje mnie do jej używania. A tam bym nie musiała...

    OdpowiedzUsuń
  41. Zaprawdę powiadam Ci - nie wiesz, co czynisz :D

    OdpowiedzUsuń
  42. Posądzałaś mnie o poczytalność?!

    OdpowiedzUsuń
  43. W społeczeństwie żyje całkiem pokaźny odsetek niezdiagnozowanych psychopatów. Nikogo nie można posądzać o poczytalność.

    OdpowiedzUsuń
  44. No ale akurat ja jestem zdiagnozowana i jestem z tego dumna!

    OdpowiedzUsuń
  45. Sorki, Janko na skrzypcach, pewnie ręcznie struganych, skojarzyło mi się z malowidłami, na których pasterze na flażoletach grają :P
    Poza tym, flażolet, ważna rzecz, za jego pomocą szczury z miasta wywabiono, ale to już inna bajka była :)
    Ja umiem grać flażolety, ale nie umiem grać na flażolecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  46. Uuuu. Plastikowe g. xD Kalambury to nie dla mnie, nigdy tego nie lubiłam. Słabiutko, że spotkałaś się z niezrozumieniem i brakiem entuzjazmu, ale może następnym razem trafisz na takiego samego entuzjastę jak Ty ;D.

    OdpowiedzUsuń
  47. Masz rację, mewy są, u mnie też, one się do miast przystosowały, smietnikowce.

    OdpowiedzUsuń
  48. jak widać gówno definiuje przedmioty bezgranicznie - że tak nawiążę do pochodzenia audytorium - cóż za porażająca uniwersalność (kolejne odniesienie do universum - podejrzanie wieloznaczne to wszystko i gówno warte w sumie).

    OdpowiedzUsuń
  49. W końcu zobaczyłam co to za technika, całkiem zacna, szczególnie na elektryku.

    OdpowiedzUsuń
  50. Przy kalamburach jest kupa śmiechu zawsze, kwestia umiejętności nie ma znaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  51. Noo, już się bałam, że je z bocianami mylę...

    OdpowiedzUsuń
  52. Pozwolę sobie zacytować mego znajomego; "wszystko jest gówno prócz moczu" uważam to za zdanie wielce prawdziwe :D

    OdpowiedzUsuń
  53. Grunt to przekuwać wady w zalety :D

    OdpowiedzUsuń
  54. Phi, ja tam nie mam czego przekuwać - składam się z samych zalet. Chociaż... jednak nie, mam jedną wadę: jest nią nadmierna skromność.

    OdpowiedzUsuń
  55. Dodałabym jeszcze płaskostopie.

    OdpowiedzUsuń
  56. Niestety, nie posiadam. Mam wysokie podbicie i łuki pięknie wysklepione. Tak mi przykro...

    OdpowiedzUsuń
  57. Tja. Wszyscy z płaskostopiem tak mówią...

    OdpowiedzUsuń
  58. Nie ma problemu - dawaj numer tego upośledzonego telefonu, to pstryknę fotę moim kończynom i Ci wyślę.

    OdpowiedzUsuń
  59. A jakie jest prawdopodobieństwo, że nie zrobisz zdjęcia stopy jakiegoś przechodnia?

    OdpowiedzUsuń
  60. Ryło też może być spreparowane.

    OdpowiedzUsuń
  61. Jestem oburzona, zdegustowana Twoją postawą i idę spać. Obraziłam się!

    OdpowiedzUsuń
  62. Dobry foch nie jest zły. Branoc.

    OdpowiedzUsuń
  63. Powróciłam byłam na chałupy łono z dwutygodniowego wygnania na zielonej szkole, gdzie byłam odcięta od świata (internety zasięgu nie miały), a za jedyne pocieszenie uznać należy wyprawy do lokalnej Biedry. I co widzę? Fascynująca dyskusję z Frau Be w formie tabelek rodem z koszmaru programisty! Koleżanko Linko! Zróbta cos z tymi komentarzami, bo się tego nie da czytać przez moje denka od słoików, nooooo!!

    OdpowiedzUsuń
  64. Azaliż próbowałam! Niestety taki jest onetowski szablon, tudzież zamysł dyskusji. Nie przewidzieli, że ktoś może tworzyć bieżniki. Frau Be również ciągle mnie terroryzuje w tej sprawie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium