Ukryte piękno
W momencie, kiedy już Linka zgłosi się do jakiegokolwiek lekarza – czego zdecydowanie nie lubi i nie uskutecznia zbyt często - nie ma łatwego życia, gdyż dziwnym trafem budzi w przedstawicielach cechu pokłady współczucia, niczym ranny jelonek, a każda wizyta kończy się nieprzyzwoitą ilością dalszych skierowań, o które wcale nie prosi. I tak oto nakazano jej zbadać krew. Zwlekła się więc z łóżka zdecydowanie wcześniej niż kultura nakazuje, przetarła lico mokrą szmatą i półprzytomna potruchtała do auta. Bycie na czczo nie jest problem, gdyż linkowy żołądek nie funkcjonuje w standardowy sposób, a Linka dla zasady nie cierpi śniadań. Rano nie jest w stanie wdusić w siebie choćby kanapeczki, ale za to obudzona o 5 śmiało pożarłaby pół tortu.
W przychodni powłócząc nogami, zeszła do katakumb, gdzie mieści się laboratorium i z niemałym zdziwieniem przyjęła fakt, że przed drzwiami nie koczują całe tabory z wielopokoleniowymi rodzinami, nie palą się ogniska i nie suszy pranie. Oczekiwała tylko jedna osoba. Z zadowoleniem rozsiadła się na całkiem wygodnej kanapie i przeszła w tryb czuwania. Po kilku minutach wsłuchiwania się w wielce irytujące dźwięki muzyki pseudo relaksacyjnej nadeszła jej kolej. Z typową dla siebie energią milczkowatego mruka wlała się do gabinetu, burknęła powitalne regułki i klapnęła na siedzeniu przed Panią Pobierającą Materiał. PPM nie podniosła jeszcze wzroku zajęta stawianiem szlaczków w księgach tajemnych, więc Linka znając swe miejsce w drabinie społecznej cicho czekała. Gdy PPM postawiła ostatnie kółko i krzyżyk, w końcu wzięła linkowe skierowanie, szybko przeliczyła ilość niezbędnych probówek i spojrzała Lince głęboko w oczy i mocno się zasępiła.
- ale pani mi nie zemdleje? – zapytała z trwogą w głosie PPM.
- dlaczegóż miałabym zemdleć? – zapytała z żywym zainteresowaniem Linka.
- bo pani taka blada i wystraszona… - urwała w pół zdania.
- niee, ja zawsze tak dziwnie wyglądam – odpowiedziała szczerze Linka, czym bynajmniej nie uspokoiła PPM. Nie chcąc przyprawić jej o migotanie przedsionków, Linka wspaniałomyślnie postanowiła przemilczeć fakt, że faktycznie w swojej karierze zaliczyła chwilowy brak wizji i fonii podczas pobierania krwi, ale okoliczności były wielce niesprzyjające i każda szanująca się osoba ostentacyjnie padłaby na glebę.
PPM z lekką dozą niepokoju wskazała na fotel, na który Linka posłusznie się przeniosła i podwinęła rękaw. Pani Pobierająca Materiał głośno zachłysnęła się powietrzem. Jej źrenice powiększyły się, policzki rubasznie spąsowiały, a lico rozanieliło w błogim uśmiechu. Zakładając Lince opaskę na przedramieniu, nieznacznie pochyliła się do przodu i namiętnie zagruchała jej do ucha;
- ależ ma pani piękne żyły...
Skoro żyły są piękne, to reszta wnętrzności Linki też musi cudnie wyglądać!
OdpowiedzUsuńZapewne, ale mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy tego weryfikować :D
OdpowiedzUsuńBoże, a jeśli to wampirzyca była? Cudem uszłaś z życiem!
OdpowiedzUsuńW liceum miałam koleżankę, która mdlała na widok strzykawki z igłą...
Ale kolejki nie było? U nas są kilometrowe! już w oczekiwaniu na pobranie można zemdleć ;-)
A ja znowu wszystko mam odwrotnie. Śniadanie wpierdzielę o każdej porze doby, o ile będę przytomna. Tortu nie zjem ani okruszka, bo nie znoszę. A żył nie mam wcale i pielęgniarki musza mi grzebać w ich poszukiwaniu.
OdpowiedzUsuńZawsze mam na wyposażeniu osikowe kołki ;)
OdpowiedzUsuńłee znam co najmniej 3 osoby, które panicznie boją się igieł, szpitali, itp. w tym jeden chop. Brak kolejki był miłym odstępstwem od normy. Pewnie przychodnia przegrała z promocją w markecie.
Nie ufałabym aż tak pielęgniarkom jeszcze dowiercą Ci się do mózgu... Ja żyły mam wszędzie, śmiało mogłabym sobie nawet w stopę aplikować.
OdpowiedzUsuńJedynym słusznym posiłkiem w ciągu dnia jest obiad. O ile nie jest to zupa. Zupa to nie obiad to bluźnierstwo.
Gdzie? Do jakiego mózgu? Co to w ogóle jest?! Imputujesz mi, że coś takiego posiadam?
OdpowiedzUsuńObiadów nie lubię. Wolę kanapki.
Faktycznie. Zakładałam, że ubliżać nikomu nie będę. Nie, nie, żartowałam, nie masz mózgu. Mózg jest pomarszczony i fuj.
OdpowiedzUsuńKanapki są spoko o ile to chleb z serem. Ale obiad i tak na pierwszym miejscu.
Owszem, zesrem też! Z każdym. Mniam. I z różnymi rzeczami, oczywiście.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co z tym mózgiem, ale to chyba jakaś ściema.
Piękne żyły - toż to komplement dopiero! ;D Jesteś idealna do kłucia igłami xD. Serdecznie współczuję. Chociaż w sumie, jak szukają żył to jeszcze więcej kłucia jest, więc nie ma ego złego, co by na dobre nie wyszło. Puszczają wam muzykę w przychodni?!
OdpowiedzUsuńMózg jest srodze przereklamowany.
OdpowiedzUsuńI się rozpędziłaś. Tylko żółty ser, ewentualnie jakieś warzywki, zero masła i innych takich.
U mnie mogą wkłuwać się gdzie chcą. Od wyboru do koloru ;)
OdpowiedzUsuńBo to nowe centrum zdrowia jest i myślą, że są fajni jak puszczą jakieś intro z dziecięcych organków.
Bez masła jest niejadalne! Masło w ogóle mogłabym jeść samo, w kostkach, tylko że jest za drogie.
OdpowiedzUsuńZnam jeszcze parę rzeczy przereklamowanych w równym stopniu co mózg, a nawet jeszcze bardziej. Na przykład posiadanie męża, praca, wino, sport, religia, jeszcze raz praca, góry... O pracy już wspomniałam?
Ze swojej strony dorzucam; media społecznościowe, taniec i poezję.
OdpowiedzUsuńŻe tak powiem w wieku lat ok 10 przeżyłam pierwszy zryw młodzieńczego buntu i z tylko sobie znanych powodów, postanowiłam nie jeść masła, ani żadnych innych kanapkowych mazideł. Stan ten trwa do dzisiaj. Bez żadnej dodatkowej ideologi.
Stanowczo popieram pozycję "media społecznościowe". Poezja niech sobie istnieje, a bez tańca żyć się nie da. Ot, co.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, jak się okazuje, ja nie istnieję.
A skoro nie istnieję, to otwiera to przede mną ogromne możliwości.
OdpowiedzUsuńI od razu wskoczyła mi przed oczy scena z łyżką z "Matrixa" :D i dlatego podbijam stawkę i żyć się nie da bez: książek, filmów, herbaty, słodyczy i zimnego piwa. Cała reszta jest milczeniem. Jeśli mowa o istnieniu na miarę fb - to również żyję w nieżyciu.
OdpowiedzUsuńOjoj! Pamiętam ten płacz, ten lęk i te nieprzespane noce gdy jako dziecko wiedziałam, że muszę iść na pobranie krwi lub jakąkolwiek szczepionkę! ;O Teraz, wolę iść oddać krew 10 razy i przyjąć 10 szczepionek aniżeli iść do dentysty choćby na przegląd! Nie wiem skąd to mam, żadnej traumy nie przeżyłam, ale dentysty się boję jak ognia od zawsze rzecz jasna, ale do igły strach zniknął (o ile to nie ta ze znieczuleniem u dentysty), a do dentysty nie! Ktoś pomoże? :p
OdpowiedzUsuńP.S. żeby nie było. Boję się, ale też jestem już dużą dziewczynką i wiem, że do dentysty chodzić czasem trzeba... ;)
Nie znam "Matrixa", a zatem i sceny z łyżką. Bez filmów spokojnie da się żyć!
OdpowiedzUsuńDlatego
musze uporządkować Twoją listę, bo zaprowadziłaś na niej
chaos. Żyć się nie da bez: książek i zimnego piwa. Filmy i herbata
w ogóle nie powinny
istnieć, jako
i ja nie istnieję.
Usłyszałam albowiem już kilka razy, że skoro nie mam konta na Facebooku, to tak jakby mnie nie było. Bardzo mi ten niebyt odpowiada, podobnie jak bycie średniowieczną i nietolerancyjną :D
Polecam jako terapia szokowa http://www.filmweb.pl/film/Dentysta-1996-36322
OdpowiedzUsuńFilm ten oglądaliśmy za dzieciaka z wypiekami na twarzy, do dziś jak idę do mojego mam ochotę zapytać się, czy aby nie ma latynoskiego czyściciela basenu ;)
A cóż ja mam powiedzieć, wszak należę do fejsbukowego pokolenia, a jak ten ostatni Mohikanin nawet naszej klasy nigdy nie miałam o fb i innych takich nie wspominając. Bloga mam przez przypadek!
OdpowiedzUsuńO "Matrixie" prace maturalną pisałam i żeby Cię podrażnić dodam, że w tej samej pracy był "Mistrz i Małgorzata" :D
Zazdroszczę pięknych żył. Moje prawie nie istnieją. I to nie tylko na fb.
OdpowiedzUsuńNie czuje się specjalnie podrażniona, zasadniczo w ogóle nic nie czuję. Nie o tej porze...
OdpowiedzUsuń... po ostatnim żyłobraniu mam siniaka na pół ręki już 3 tydzień. Obecnie jest żółty i prawie już niewidoczny, ale pisząc pół ręki, mam na myśli dokładnie to co piszę. Od bicepsa poczynając (źle ściśnięte paskiem ubranie), przez łokieć od łokciowej zewnętrznej strony (wbicie mi go w podłokietnik fotela do pobierania krwi) do połowy przedramienia (odbita dłoń PPM, którą to mi tak mocno łokieć w podłokietnik wbijała) ... po samej igle - zero siniaków, standardowy, maciopeńki strupeczek był...
OdpowiedzUsuńJa też mam piękne żyły. Szczególnie, gdy widzę dwóch starszych siwych panów z TVPiS. ;) :-D
OdpowiedzUsuńkomplement zawodowy... trzeba docenić
OdpowiedzUsuńalbo na komisariat zgłosić molestowanie - bo to nigdy nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja, a złe nie śpi.
Lubię czystość więc prostota formy. Mózgu nie posiadam . Ciężko o czystość w nim dbać więc pozbyłam się dawno temu. Żyły....hm....a co to takiego ?
OdpowiedzUsuńja też mam piękne żyły, w przeciwieństwie do mojego męża, który nie ma ich wcale, bo miał zawał i pani Jola pobierająca krew zawsze musi go pocieszać, że zaraz będzie po wszystkim. i kłuje w wierzch dłoni. Boli go diabelnie, ale Rene trzyma się dzielnie... o, zrymowało się
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Jako że popierają mi krew ze trzy razy w miesiącu, to panie z laboratorium już mnie prawie kawą witają...ale raczej sa zdania , że żył to ja w ogóle nie mam. Więc to piękny komplement był...
OdpowiedzUsuńMoże w ramach rekompensaty założyć profil żył na fb?
OdpowiedzUsuńJa odczuwam tylko smutek z powrotu do pracy.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, czy Tobie w rzeźni te krew pobierali? Może budynki pomyliłaś...
OdpowiedzUsuńWtedy to chyba samoistnie krew zalewa...
OdpowiedzUsuńHmm zmolestowana się nie czułam, też wzięłam to w kategorii zboczenia zawodowego.
OdpowiedzUsuńHmmm spaghetti?
OdpowiedzUsuńW dłoń też już mnie dźgali, jak reszta żył była już zajęta :D te wspomnienia z Wietnamu...
OdpowiedzUsuńTo Ty musisz dużo czekolady jeść przy takich deficytach. Ja też dużo jem, ale bardziej profilaktycznie ;)
OdpowiedzUsuńO tym nawet do mnie nie mów... Ostatnio popadłam w takie służbowe gówno, że rozpacz idzie w parze z żądzą mordu...
OdpowiedzUsuńPamiętaj o niewyczerpanych możliwościach lodów z gronkowcem :D
OdpowiedzUsuńU mnie nadeszła dobra zmiana... Odratowuje swoje czakry błogą, radosną muzyką.
Ach! Jak dobrze, że mi o nich przypomniałaś! Lody z gronkowcem przy odrobinie szczęścia, mogą stać się zaczątkiem dobrej zmiany...
OdpowiedzUsuńHyhyhy nie rozpatrywałam tego w ten sposób. Ale czy to nie zakrawa o ludobójstwo...
OdpowiedzUsuńA kto mówi o ludobójstwie? Ja marzę o francobójstwie!
OdpowiedzUsuńPonieważ w tym popieprzonym tunelu na glisty nigdy nie wiadomo, gdzie znajdzie się komentarz, padłam własnie ofiarą tegoż. Wylądował gdzieś wyżej. Umywam ręce, to jest popierdolony system!
OdpowiedzUsuńW razie gdybyś się nie doszukała, to kopiuję:
OdpowiedzUsuńA kto mówi o ludobójstwie? Ja marzę o francobójstwie!
Jeden już chyba jest. Jakiś Piotr Żyła założył :))
OdpowiedzUsuńZ tymi skierowaniami to taka asekuracja myślę jest, a nie szczodrość. Jakby w głowie dochtory poszukały, to wiele dałoby się potwierdzić/wykluczyć bez tej całej bieganiny.
OdpowiedzUsuńOstatnio wysłała mnie rodzinna na uciążliwe badanie, trzy godziny w plecy i to o suchym pysku (śniadań nie jem, ale kawę muszę wypić), a pani pobierająca zgubiła mój materiał. Dawno już tak (publicznie) nie klęłam. I żyłę mi kompletnie zrujnowała, p...pani jedna...wrrr
To na pewno jakiś fejk ;)
OdpowiedzUsuńA ja znowu znam odwrotne sytuacje i większość osób ubolewa, że o skierowania musi wręcz błagać.
OdpowiedzUsuńPewnie tylko powiedziała, że zgubiła, tak naprawdę to opchnęła na czarnym rynku i gdzieś już Cię klonują...
Idę do krzaków.
OdpowiedzUsuńChcesz połowę globu wybić za jednym zamachem? Hmm to będzie dużo lodów potrzebnych.
OdpowiedzUsuńJak bieżnik robi się nieprzyzwoicie kiszkowaty to zapraszam w krzaki. Ja się zawsze odnajdę.
Owszem, krzaczenie znajduję wybornym.
OdpowiedzUsuńWystarczyłoby mi wybicie połowy populacji u mnie w pracy. I przecież nie ja bym mordowała, jeno te miłe zwierzątka na lodach.
Myślę, że umysł psychopaty funkcjonuje podobnie. Nie on zabija, głosy mu kazały :D
OdpowiedzUsuńJest! Mam nową ideę: jestem psychopatką! Dzięki, to mi się może przydać, jesteś boska niczym Hora Karpo!
OdpowiedzUsuńP. S. Myślisz, że gronkowce gadają?...
OdpowiedzUsuńMogły nie wykształcić aparatów mowy, no i nie wiem też, czy dałabyś się ponieść głosowi. Poza tym miarą człowieczeństwa są chwytne kciuki, które na pewno mają, sądzę, że one do Ciebie piszą...
OdpowiedzUsuńNiepoczytalność wcale nie jest złą linią obrony.
OdpowiedzUsuńNiepoczytalność właśnie zaczynam osiągać. Dobra niepoczytalność absolutnie nie jest zła!
OdpowiedzUsuńsądzisz, że da się pisać wyłącznie kciukami?...
K... mać, znowu komentarz poszedł nie tam, gdzie trzeba. DAREK! DO RAPORTU!!! Co to za łajno, ten blog.onet.pl?!
OdpowiedzUsuńWaż słowa! a jak Darek nie dostanie przez Ciebie premii na święta?! Mówmy humus, tak jest bardziej elegancko.
OdpowiedzUsuńGronkowce na pewno potrafią pisać wyłącznie kciukami!
OdpowiedzUsuńI niech nie dostanie, ja nie dostaję, to co ma mu być lepiej niż mnie? Partacz jeden!!!
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy mordują też kciukami.
OdpowiedzUsuńMedyczne komplementy to takie cudowne słowa. Mnie kiedyś lekar medycyny pracy powiedział, że mam piękną hemoglobinę. Wolałabym "piękne oczy", ale jak się nie ma co się lubi ... Czy powinnam już planować wesele? Hahaha xD
OdpowiedzUsuńŚwietny post!
Mają czarny pas w mordowaniu kciukami.
OdpowiedzUsuńTo takie prawie świntuszenie było ;)
OdpowiedzUsuń