Jelonkowe jasełka

Czakry Linki są otwarte na oścież, a ona sama jest krynicą szczęśliwości za sprawą koncertu Jelonka, na którym w końcu udało jej się być. W końcu, bo polowała – na koncert, nie na Jelonka – już od kilku lat i nigdy układ planet nie był wystarczająco sprzyjający, aby plany ziścić. Najbliżej była któregoś roku na Woodstock, jednak wówczas boleśnie przekonała się o prawdziwości tezy piramidy Maslowa, kiedy to jej głód doznań artystyczno-estetycznych został wdeptany glanami w błoto na rzecz metaboliczno-higienicznych potrzeb. Na swoją obronę może powiedzieć, że wówczas koncert był ostatniego dnia festiwalu i to o godzinie 22:00, co wiązało się z pozostaniem na kolejny dzień, a żel antybakteryjny był na wyczerpaniu.


Tym razem jednak koncert odbywał się w dobrym klubie, a wesoła drużyna Linki w składzie Lucy, Michałowa i JD (od Joanny d’Arc), miały miejsca na antresoli, więc nie groziło im sponiewieranie, czy inne otwarte złamanie gdyby pogo się za bardzo rozhulało. Wartym odnotowania jest fakt, że ów skład skrystalizował się dosłownie w ostatnim momencie i wymianie uległo 50% gromady. Tym sposobem Michałowa i JD zgodziły się jechać na koncert w ciemno, nie wiedząc nic o artyście, który ma występować. Dla Linki jest to prawdziwe życie na krawędzi, bo nigdy nie wiadomo czy nie trafi się na kogoś kto zechce coverować Biebera, albo co gorsza na jego samego.


Wespół zostało ustalone, że wybiorą się statystycznie najbezpieczniejszym możliwym transportem naziemnym, czyli pociągiem. Linka, jako że pierwsza wsiadała miała za zadanie zająć miejsca dla pozostałej części gromady, która dołączy 4 stacje później. Z niemałym trudem rozlała się na czterech miejscach, ułożyła torbę obok i ze zdziwieniem zaobserwowała, że nadal zajmuje tylko jedno siedzenie  – dobrze że zbliżają się święta i trochę przypakuje. Następnie napisała do Pacynki; Jestem w drugim pociągu, pierwszy albo drugi wagon. Oczekując na resztę towarzyszek wyjęła książkę i pogrążyła się w lekturze. Gdy pociąg dojechał do wyznaczonej stacji – o czym uprzejmie powiadomił – Linka zaczęła się rozglądać za znajomymi twarzami, których nigdzie nie było. Gwizd konduktora, drzwi się zamykają i pociąg ruszył, ekipy nie ma. Po chwili dzwoni telefon Linki;


- Jesteśmy już w drugim wagonie i Cię nigdzie nie ma – oznajmiła rzeczowo Lucy


- A w którym pociągu jesteście?


- W pierwszym…


- Pisałam, że jestem w drugim, przesiądzie się na następnej stacji.


- OK.


Linka schowała książkę, telefon trzymała w pogotowiu i w skupieniu wyczekiwała kolejnej stacji. Pociąg się zatrzymał, gwizd konduktora, drzwi się zamykają i pociąg ruszył, ekipy nie ma. Znowu dzwoni telefon.


- Gdzie jesteście? – zapytała zaniepokojona Linka


- Zostałyśmy na peronie – odpowiedziała grobowym tonem Lucy. Linka z grymasem bólu na twarzy chwyciła się za serce i padła na kolana. – dobra żartowałam, ale się boimy, że tak się stanie – zakomunikowała wesoło Lucy. Zawał Linki nie był aż tak groźny, jak się zapowiadał, pomału zaczęła zbierać się z podłogi, przepędzając przy tym mały tłumek gapiów, który zwabiony tanią sensacją chciał sobie zrobić selfie z trupem. – ty choć do nas – dodała na koniec Lucy.


- ej ja też się tego boję.


- widzimy się na miejscu?


- si.


Wobec tak rzeczowych i racjonalnych argumentów dalsza dyskusja nie miała sensu. Linka wyjęła swój podręczny, zdezelowany notes i zaczęła pisać, którąś z notek, wszak nie od dziś wiadomo, że kolej wenie sprzyja. Reszta podróży, jak i zaplanowanego dnia minęła bez komplikacji. Jelonkowe granie naładowało akumulatory wszystkich zebranych, Panowie dali koncert, jaki nie śnił się filozofom. Bawiąc się muzyką i mieszając różne gatunki byli w stanie usatysfakcjonować każdego, nawet najbardziej wybrednego melomana. No może poza ks. Natankiem, który od razu sklasyfikowałby ich na tym samym poziomie co klocki Lego i Hello Kity, i uznał za pomiot belzebuba. Linka i Lucy były zachwycone, a Michałowa i JD, postanowiły dołączyć do groupies – jeśli nie ma, to utworzyć -  i podążać za zespołem przez świat. Linka póki co rozważa nabycie Jelonkowego kasku.

Komentarze

  1. A mogłam to być ja.. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Znaczy, że mogłabym pisać slogany reklamowe tym restauracjom? juupi! Przyda się dorobić ;)

    Realizacja marzenia, nawet jak wielokrotnie odkładana, (a może tym bardziej!) to super sprawa... do tego przygody podczas podróży..czegóż chcieć więcej? tylko happy endu!

    OdpowiedzUsuń
  3. I happy end był, żadna nie zgubiła biletu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pójdziemy na Arkę Noego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Logistyka siadła hehehehe.. Dobrze, że istnieją dobre zakończenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję przeżycia jazdy pociągiem i udanego koncertu. Aż z ciekawości zajrzałem na YT, kto to, co to, ten Pan Jelonek. Grał coś z 4 pór roku, co mi się skojarzyło z Vanessą Mae, Storm (też z 4 pór). Szczerze mówiąc, to wolę jej wykonanie, pewnie jak i wolę siatkówkę w wykonaniu Pań, niż Panów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Vanessa Mae - dobre porównanie... Jelonek to taka nasza, taka swojska, taka polska, taka męska...,,hardwersja,,. powiedziałabym.
    Podobało mi się wykonanie ,,Tańca z szablami,, /odwiedziłam stronkę/...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jelonkowy kask czy barani? - tak pytam- ze względu na ten odcedzony rosół...hi,hi

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie piszę na moim blogu w co gram, bo chcę go utrzymać anonimowym. Gdybym napisał, to w pewny sensie można by mnie było łatwiej zidentyfikować, a nie chce mi się bloga zmieniać :P Możesz sobie wyobrazić, że gram w squasha :)
    Rosół z jelonka? Ktoś to tu wspomniał? Zawiało grozą... :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Vanessa Mae miała też niezłe przekopy jako dziecko, jej mama mówiła jej, między innymi, że nie będzie jej kochała, jak Vanessa nie będzie ćwiczyła :P A mnie ona się podoba, znaczy, Vanessa, nie jej mama, jak gra, nawet, gdy dźwięk jest wyłączony :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Linka!! Jelonek dal czadu a towarzystwo sprzyjalo pozytywnemu odjazdowi!!! Bylo mega!
    Jak zawsze zToba:))
    Ja tez, jak iTy na drugi dzien jeszcze, mialam ochote 'ściany nośne w domu przestawiac'!!

    Tak szukam czy nie da sie tu wrzucic zdjecia 'jelonkowego kasku'zeby dopelnic wizji.. ale chyba nie...;)

    W marcu graja w Gdansku..jedziemy??:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tym razem wyjątkowo nie ja się zamotałam i pogubiłam, normalnie to wszędzie chodzę z przewodnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Aż sobie porównałam ich wykonania, no i dla mnie bezapelacyjnie wygrywa Jelonek, i to nie tylko dlatego, że ma brodę;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tańczymy z szablami, z szablami, z szablami. Tańczymy z szablami, z szablami tańczymy!
    Polecam jeszcze ich wersję "mahna mahna" :D
    https://www.youtube.com/watch?v=NJiCDfXPHdM

    OdpowiedzUsuń
  15. Szlag, dobrze, że moi Rodziciele tak mi nie mówili, jeszcze byłabym drugim Yannem Tiersenem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale, że rosół przez kas przecedzać...;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem adminem mogę wszystko jest jako ikona wpisu. Jedziemyyyy!!!! Ale ja nie prowadzę;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie, żaden rosół z ,Jelonka,...to było a propo,s wcześniejszego wpisu o zupie pomidorowej... :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Gardzę. Jednakże, jak już proponujesz wspólny koncert. Europe.
    Będziesz mistrzy, kung fu panda, lat 90's. Więcej niż Final Countdown.

    OdpowiedzUsuń
  20. Admin! Jedziemy! Ja prowadze!!:) yuuhuuu!!:))

    ...hmmm..nie wiem tylko czy z calym groupies? Bo na autobus to nie mam papierow;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium