Zły Mikołaj
Mikołajki powinny być dniem przepełnionym dziecięcym śmiechem i radością. Powinny. Prawda jest taka, że gdyby Linka miała na wyposażeniu obrzyna, pod koniec dnia chętnie rozprawiłaby się z każdym wesoło harcującym elfem i pewnym starszym panem w czerwonym kubraku.
Zgodnie z tradycją dzieci w mikołajkowy poranek – za sprawą dziwnego zegara biologicznego - budzą się o pogańsko wczesnej porze, gdyż ich podświadomość wyczuwa nieprzerwany tego dnia dopływ czekolady. I to jest dobre. Gorzej jednak, gdy taka Ulson o 4:30 rano uaktywnia się w sposób niekontrolowany, gdyż jakiś cham i prostak – tu akurat Linka - napakował jej słodyczy do kapci[1], a ona pierwszy raz w życiu zamarzyła żeby ów kapcie ubrać. To nic, że czekolada, Gwiazdor, czy inne słodkości jej jest buba (zimno) i chce odzyskać swoje kapcie. Niestety nie udało się jej spacyfikować i trzeba było czekać, aż akumulator wysiądzie, co przyprawiło wszystkich domowników o mikrowylew. Na szczęście Dziwak podtrzymał tradycję rodziną i z prezentów był zadowolony. Do czasu. Dokładniej do powrotu z przedszkola, kiedy to wrócił z gorączką i w malignie na znak miłości ostentacyjnie Linkę obrzygał. Pojemność jego bądź co bądź wątłego brzuszka można było liczyć w litrach. Ale to też jeszcze można było wybaczyć, w końcu Dziwak chorym był, choć rano został wypuszczony na gwarancji i w stanie ogólnie zadowalającym.
Jednak gołą dupą w pysk Linka dostała dopiero wieczorem, kiedy to jej ukochana drużyna – Skra Bełchatów, której nieprzerwanie kibicuje od ponad 10 lat - przegrała w Lidze Mistrzów z debiutantem z trzeciego świata i to w stylu wielce przypominającym Linkę za starych czasów na wf. Biorąc pod uwagę wszystkie składowe z całego dnia domownicy zgodnie postanowili, że samemu należy zadbać o mikołajkową atmosferę i właśnie trwają intensywne poszukiwania korkociągu.
[1]Zarówno Dziwak, jaki i Ulson dzień wcześniej udali się na spoczynek sfoczeni i nie uszykowali butów, jak to staropolski zwyczaj nakazuje.
Widocznie siatkarze rumuńskiej drużyny byli cały rok grzeczni i widocznie o bełchatowianach nie da się tego powiedzieć...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że korkociąg znaleźliście?
Skra ma szczęście, że byli murowanymi faworytami i po prostu nie opłacało się na nich stawiać. Inaczej Kurek musiałby mi oddać premię świąteczną.
OdpowiedzUsuńKorkociąg był tam gdzie zawsze, czyli w dziecięcych zabawkach.
Skra Bełchatów...Mój dawny znajomy kiedyś tam grał, a może nadal gra? Siatkówka...dobra rzecz...
OdpowiedzUsuńNa Ozyrysa kto? A jeśli postawię wirtualne piwo to będzie można powiedzieć, że Twoi dawni znajomi są moimi znajomymi?
OdpowiedzUsuńPG...ale nie wiem czy mnie będzie pamiętał,/chociaż kto wie/ bo ja nie z branży...ino dawny wielki kibic siatkówki . Piwo...zostawmy Ozyrysowi... :)
OdpowiedzUsuńNo, w sumie, to z mini branży... w podstawówce grałam ze 3 lata i trenowałam/dawne sks-y/...ale duża nie urosłam i sprawa się rypła... :)
OdpowiedzUsuńNo tak nie każdy za dzieciaka wpada do kociołka z magicznym napojem...Chociaż jedna rozgrywająca Chin miała coś koło 157 cm.
OdpowiedzUsuńPG pasuje do dwóch byłych siatkarzy Skry. Jeden pomyka na libero, drugi zakończył karierę i od tego sezonu jest trenerem. Ja nawet na sksy-y w siatę się nie nadawałam, ewentualnie do podawania piłek.
zajrzałam, zwabiona komentarzem... wery najs, indid! :-)
OdpowiedzUsuńkomplement od ciebie liczę podwójnie :-)
Szlag, a wyjątkowo starałam się nie spamować;)
OdpowiedzUsuń