Skowycząca z przedszkolakami
- Baje! – zakrzyknął Dziwak machając opętańczo na regał z książkami.
Linka powiodła spojrzeniem po grzbietach tomiszczy szukając odpowiedniego opowiadania. Będąc już w pełni świadomą jednostką, która - z racji progenitury siostry - dość często sięga po dziecięcą literaturę dopiero teraz przekonała się, jak okrutnymi bajkami była raczona za młodu. No bo, czy to normalne, że rodzicie nie mając 500+ porzucają dzieci w lesie, albo kanibalizm uskuteczniany przez pewne starsze damy obarczone piętnem artretyzmu. Nie wspominając już o rozpruwaniu brzuchów będących pod ochroną wilków w celu sprawdzenia, czy ich dieta jest w pełni zbilansowana. Dlatego nie chcąc, żeby Dziwak zamienił się w Kubę Rozpruwacza zrezygnowała z radosnej twórczości braci Grimm, a jej wybór padł na innego króla klasyki, Walta Disneya i 101 dalmatyńczyków, lektura na pozór nieszkodliwa.
Dziwak z wypiekami na twarzy słuchał opowiadania, Linka z łatwością snuła opowieść wczuwając się w głosy bohaterów i ton narracji.
…nadszedł wreszcie czas narodzin szczeniaków…
-Niepotrzebnie tkwisz pod tymi drzwiami, Pongo – rzekł Robert, który wraz ze mną czekał na koniec porodu i próbował mnie uspokoić. – Gdy tylko będzie po wszystkim, natychmiast dadzą nam znać .
Nagle usłyszałem skowyt…
- co to jest skowyt – wtrącił Dziwak .
- no taki krzyk psa – odpowiedziała szybko Linka.
- a czemu krzyczała? – drążył dalej, tracąc zainteresowanie książką.
- no bo poród jest mało przyjemny – nieroztropnie odpowiedziała siląc się na szczerość wobec Pacholęcia.
- a jak dzieci wychodzą z brzuszka? – oczy Dziwaka rozszerzyły się do rozmiarów alufelgi.
Linkę zamurowało. Zaczęła szpetnie klnąc na siebie w duchu, że nie powiedziała, iż sunia krzyczy z radości. Sekundy nieubłaganie płynęły, atmosfera w pokoju zrobiła się gęsta od niezręcznej ciszy, ustało tykanie zegara, przelatująca mucha zatrzymała się w locie bacznie obserwując coraz bardziej spanikowaną Linkę.
- Lekarz! – wykrzyknęła uradowana nagłym objawieniem – lekarz przychodzi i robi cesarskie cięcie! – Linka odczekała chwilę czekając na reakcję, nie słysząc dalszych pytań otarła pot z czoła wierzchem dłoni i powróciła do czytania. Klasyczny przebieg porodu postanowiła zostawić do tłumaczenia rodzicom. A w myślach odnotowała, żeby następnym razem poczytać dzieciom słownik ortograficzny.
Hahah, biedna, chciałaś dobrze, a wyszło... jak wyszło ;D. Ach, ta dziecięca ciekawość i dociekliwość. Ale wybrnęłaś z tym lekarem i cesarskim cięciem ;D. Brawo! Choć mogło się pojawić pytanie: a co to jest cesarskie cięcie i dlaczego cesarskie? ;D Co do baśni braci Grimm to czytałam gdzieś kiedyś, że wzorowali się na strasznych opowieściach ludowych. Słownik ortograficzny ;D, no tak, a przy tym pojawi się tłumaczenie reguł, dlaczego piszemy ,,rz", a nie ,,ż" + wyjątki.
OdpowiedzUsuńTylko im Muminków nie pokazuj! Hatifiifi ich zamrożą.
OdpowiedzUsuńHaha, te niewygodne pytania! :D
OdpowiedzUsuńmi kiedyś sprzedano bajkę, że kobietom rozwiązuje się pępek i tamtędy wyciąga się dziecko. oh god, why?
OdpowiedzUsuńZ przebiegiem cesarki bym podołała, a skąd ta nazwa to sama nie wiem...chyba muszę sprawdzić. Z ortografią ciocia też mogłaby mieć problemy, szlag następnym razem będziemy oglądać książkę telefoniczną.
OdpowiedzUsuńSama za bardzo się Buki boje.
OdpowiedzUsuńI to są prawdziwe "Trudne sprawy".
OdpowiedzUsuńhyhyhyhy czad :D właśnie tego chcę uniknąć, dzieci pamiętają tego typu kłamstwa, a ja muszę dbać o status ulubionej cioci.
OdpowiedzUsuńA tam Buka. Dla hipsterów jest postrachem. Ale hatifititi (?, one!), lub muminek wychodzący z kominka... to ZGROZA!
OdpowiedzUsuńNiestety czas na niezręczne odpowiedzi nadszedł. Trzymaj się, bo to nie koniec, będą kolejne :))))))))))))
OdpowiedzUsuńJedyne rozsądne wyjście zamknąć w piwnicy do 18-stki.
OdpowiedzUsuńBuka siała spustoszenie na świecie nim narodził się pierwszy hipster.
OdpowiedzUsuń