Jak Cię widzą…

Ciesząc się z pełni wolnego weekendu, którego Linka nie miała od bodjaże 3 miesięcy – musi w końcu napisać o tym notkę – i to nie dlatego, iż uznano, że na niego zasłużyła, ale dlatego, że toczy ją zaraza i odseparowano ją od reszty społeczeństwa jako potencjalną broń biologiczną. Korzystając z dobroci nagłego powiększenia przestrzeni osobistej do 10 km, obejmującej również korytarz powietrzny, zaczęła przeczesywać czeluści Internetu i natrafiła na pewien artykuł o blogowaniu, który przeczytała z rumieńcem na rozgorączkowanym licu. Była tam wzmianka o tym, że każdy szanujący się bloger powinien zdradzić swe oblicze czytelnikom, gdyż wymaga tego blogowy savoir vivre. Autor zapewne miał na myśli fakt, że w obcych widzimy potencjalnego zmutowanego kanibala spod ziemi, a ewentualne zdjęcie owe rewelacje może potwierdzić tudzież im zaprzeczyć. Linka zasępiła się mocno marszcząc przy tym jak rodzyna i oddała wnikliwej analizie sytuacji, gdyż owe stwierdzenie wywołało w niej burzę sprzecznych myśli. Z jednej strony Linka jest nad wyraz kulturalną i grzeczną osobą – jeśli ktoś zaprzeczy dostanie cepa w potylicę – z drugiej, gryzie się to z jej awersją do publikowania zdjęć i chęcią pozostania w cudownej, anonimowej, szarej masie.


Targana ambiwalentnymi uczuciami z mocno rozbieganym spojrzeniem, zaczęła przeglądać zdjęcia na dysku. Po kilkuminutowym scrollowaniu ze zdziwieniem spostrzegła, że jej szlachetne lico ukształtowało się w wieku lat 2 i szlachetnym pozostało do dzisiaj. Znudzona i rozgoryczona zaistniałym impasem, już chciała porzucić fotel i zakopać się w stercie koców, spod których nie wyszłaby do Gwiazdki, gdy nagle jej mętne spojrzenie trafiło na zdjęcie doskonałe. Zdjęcie, które jest idealnym odzwierciedleniem jej szlachetnego jestestwa. Gdzie prawość i powaga biją z posępnego oblicza, gdzie twarz dąży do doskonałości zapisanej  w  prastarej geometrii, gdzie spogląda w dal inteligentnymi oczami, wiedząc, że świat będzie u jej stóp, kiedy tylko wypije kubek kakałka.


                                                                                                                                            


                                                                                                                                            


                                                                                                                                            


Komentarze

  1. Zakwiczałam i spadłam z krzesła.
    Leżę sobie na podłodze i kwicząc nadal, widzę że wzmiankowana mycia potrzebuje.
    Tylko jak tu wstać?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej nie wolno się śmiać z czyjegoś wyglądu :D no dobra ja też się z siebie śmieje...

    OdpowiedzUsuń
  3. No i wszystko jasne ;-) akurat na tapetę w laptopie albo w telefonie, patrzysz i już humor lepszy :-)
    Taka radość powinna być na receptę ;-)
    A ta zaraza to groźna jest czy uleczalna?

    OdpowiedzUsuń
  4. Puci puci. Masz przegwizdane! Twoje policzki nie przeżyją spotkania że mna:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Linka to ta pani co kogoś pod drzewem zakopuje?

    OdpowiedzUsuń
  6. Linka to te drzewo, ale jakieś obłe dziecko zasłoniło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam schabowe chowam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaraza przebiega wzorcowo począwszy od Rudolfa Linka ewoluuje w Michaela Jacksona bez nosa. Jest nadzieja, że nie będzie pozostawiać śladów niczym ślimak i kiedyś wyzdrowieje.

    OdpowiedzUsuń
  9. No ale zaraz. Co Wy tu śmiesznego widzicie?

    OdpowiedzUsuń
  10. hy, hy... -powiedziała z namysłem madamme
    A potem zastanowiła się, czy jest jeszcze coś do dodania.
    Następnie dotarło do niej, że mogłaby o tym książkę napisać, ale jest za leniwa i jej się nie chce...
    Powtórzyła wiec stanowczo i nieco złowieszczo:
    - hy, hy....

    OdpowiedzUsuń
  11. Mogę odpowiadać tylko za siebie - nie mam pojęcia :D to wina tego radzieckiego kosmonauty.

    OdpowiedzUsuń
  12. hy hy jest zawsze złowieszcze i lepiej nie drążyć tematu ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja bym radził nie martwić się tym poszukiwaniem właściwego zdjęcia, bo na blogach jest jednak nieco inaczej jak w realu - tutaj "jak cię piszą, tak cię widzą". ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Linka ale buziolek Ci się haha, już wtedy chochliki w oczach miałaś łobuzie.
    Piękna ty :)
    Pozdrawiam
    https://goodmorning73.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. separacja od społeczeństwa, to wolność?
    coś przewrotnie za bardzo - według powszechnej opinii, taka separacja nazywa się więzieniem.
    ale - skoro służy, to może fach trzeba zmienić i eremitą zostać (chciałem napisać eremitką, żeby nie urazić feministek, jednak natychmiast skojarzyło mi się z kosmitką, a to mogłoby być już przesadą. aż tak, to nie)

    OdpowiedzUsuń
  16. Niby taka kulturalna, a do zlewu rzygała (wybacz, ale w sumie i tak masz tożsamość Batmana). Pierwszy raz widzę Twoje zdjęcie z dzieciństwa. Różnisz się tylko grzywką.

    OdpowiedzUsuń
  17. Hyhyhy serio? Chyba jeszcze gorzej, że nie pamiętam, ale zdecydowanie nie będę drążyć tematu ;) A jak mówię, że całe życie wyglądam tak samo to nikt mi nie wierzy.

    OdpowiedzUsuń
  18. Prawdziwa separacja jest na bezludnej wyspie, nawet w więzieniu przewijają się jednostki. Nie mówię z autopsji, tak podejrzewam ;)
    co do zachowania formy męskiej, również uważam, że wiele słów brzmi po prostu lepiej bez odmiany i nawet nie chodzi o tak absurdalne jak "ministra". W sumie nawet z boku mam, że autor nie autorka, tak bardziej mi się podoba. Gramatyka nigdy nie była moją mocną stroną, feminizm również.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wówczas twarzą mogłam zakryć pół świata. Teraz tylko połowę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Coś w tym jest, jednak niektórzy uważają, że wypada się przedstawić/ujawnić zwał, jak zwał. Chociaż czytając książki samemu kreślimy bohaterów i tak jest najlepiej. Tak, czy siak ujawniłam się zachowując pełną anonimowość. Nadal jestem Batmanem :D

    OdpowiedzUsuń
  21. zdrowy rozsądek przede wszystkim. kłaniam się nie uniżenie, ale z całkiem przyzwoitym szacunkiem.
    w drugą stronę gdyby męskością Linkę obdarzyć, to powstałby Linek - ładnie nawet... może zostać maskulinistą?

    OdpowiedzUsuń
  22. W pseudonimach panuje dowolność i frywolność. Sama blogowo ochrzciłam siostrę swoją Kazikiem, a siostrzenicę Ulsonem. Bo kto mi zabroni :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Ooo cudowności! ;D
    Nie wiem, skąd ten ktoś od tego artykułu wytrzepał taką informację (może ze starego dywanu, który przetrwał PRL), ale ja jednak się nie podporządkuję. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ten dywan to i czasy caratu w Rosji doświadczył. Dziwnym trafem jakoś nie mam aktualniejszego zdjęcia niż powyższe :D

    OdpowiedzUsuń
  25. mhmm, śliczności, takie czarno-białe, zamazane, małe kółeczka... wróć. MAŁE, twarde kółeczka bez amortyzacji, masz pojęcie, jaką krzepę trzeba mieć, by to przepchnąć przez osiedle? Czapki z głów przed naszymi matkami, tyle Ci powiem. Tak, miałam podobny, granatowy chyba był.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ano moja siostra właśnie w takim wehikule wykoleiła się ze mną w środku :D

    OdpowiedzUsuń
  27. :) :) :) Bardzo urodziwa mała Linka :) :) :) (Lineczka?, Linijeczka? Linuszka? ;) )

    OdpowiedzUsuń
  28. Całe życie Linia. Ale kark bym skręciła przy wielorakich próbach odmiany ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium