Umysłowa czarna dziura

Natura żarówek bywa przewrotna i zdarza się, że bez zbędnej ideologii, i wzniosłych okrzyków wybuchają. Czasami też Dziwak głodny empirycznych doznań pacyfikuje je wodą, co daje podobny efekt. Nie zagłębiając się jednak w genezę męczeńskiej śmierci, Linka widząc resztkę żarówki ze smętnie sterczącymi drucikami, postanowiła ją usunąć. Rzecz miała miejsce na schodach, gdzie zwyczajowo świecą dwie lampy, włączane tym samym ajzolem. Jako że z natury jest ślepcem, a do tego nie świeci oczami, odruchowo pstryknęła włącznik, co nie wzbudziło w niej żadnych podejrzeń, a  choć trochę rozświetliło zalane w półmroku schody. Przystanęła na podeście i z miejsca ewoluowała  w Wałęsę bez wąsów stając się elektrykiem doskonałym. Lince pot zrosił czoło, a żyły wystąpiły na szyi, z całych sił próbowała rozbujać oporny na jej wysiłki gwint. Po kilku bezowocnych próbach opuściła dłoń z odrętwiałymi palcami.


A może tak… – pomyślała Linka i przystąpiła do kolejnego natarcia, zamykając swe pająkowate palce na sterczących drucikach. Gdy tylko śmiały plan wprowadziła w życie z niewiadomych dla niej przyczyn, niewidoczna siła rzuciła ją na ścianę, a do nozdrzy wdarł się ostry swąd spalenizny. Dymiąca i obolała z uśmiechem szaleńca na ogorzałym licu, uświadomiła sobie podstawy fizyki i swój karygodny błąd. Śmiejąc się w głos z błyskotliwości swego ostrego, niczym brzytwa umysłu, siłą rzeczy przypomniała sobie pewną historię z zamierzchłych czasów, która już wtedy znamionowała jej drogę do wielkości...


Ze względu na fakt, że wspomnienia te spowiła tajemnicza mgła amnezji, Linka uprzednio skonsultowała się z Ulą i Cassandrą w celu ustalenia wspólnej wersji.


Otóż w pierwszej, drugiej, albo trzeciej klasie liceum Histeryk, który był ich wychowawcą, zakrzyknął złowrogo; idziemy na biwak! I chcąc nie chcą poszli, ok. 40 km. Otoczeni leśną głuszą i odcięci od wszelkiej cywilizacji. Linka już kiedyś napomknęła, że należała do najlepszej klasy składającej w znaczniej mierze z bandy kujonów, więc o spożywaniu alkoholu nie było mowy. Prawdą jest, że licealne wycieczki szkolne, były dla niej najbardziej trzeźwe od czasów pokomunijnego święcenia medalików w Licheniu. Mimo wszystko Linka ze swą radosną bracią, będącą zarazem grupą desantowo- niesubordynowaną przez wszystkie lata nauki, nie zamierzały spędzać czasu, jak grzeczne pensjonariuszki i gdy wszyscy rżnęli w karty z opiekunami, one zamknęły się w pokoju i zaczęły knuć. Od niewinnego radosnego trzeszczenia, gładko przeszły w stan abstrakcyjno –irracjonalny okraszony niewielką nutką szaleństwa. I tak od słowa do słowa, głodne wzniosłych czynów postanowiły coś przedsięwziąć. Coś wykraczającego poza wszelkie ustalone normy i podszytego emocjonującą groźbą klasowego ostracyzmu.


- zróbmy sobie skręty! – zakrzyknęła ze wzruszeniem Linka.


W oczach Cassandry i Uli zaiskrzyły złośliwe ogniki – ale z czego? – dodały po namyśle. Żadna z nich nie paliła, a Linka pomimo swych dredów nigdy nie dorabiała do renty jako diler.


- z herbaty – oznajmiła Linka z nabożną czcią, spoglądając niewidzącymi oczami, gdzieś poza granicę horyzontu. Już wtedy była w czwartym stopniu herbacianego uzależnienia.


Dodatkowe tłumaczenia nie były potrzebne, a ekipa raźno wzięła się do pracy. W ruch poszły kartki od zeszytu, które miały robić za substytut bibułek. Następnie zabrano się za rozrywanie torebek z earl greyem, tworząc imponujące kopce na prawie-bibułkach. Równo rozprowadzona herbata została zrolowana i obciamkana, a fachowego wykonania nie powstydziły by się stare, bezzębne Kubanki.


- nie mamy ognia – zauważyła Ula, na co wszystkie od razu posmutniały.


Ze stanu apatycznego marazmu wyrwała je nagle Cassandra – chodźmy do kuchni! Odpalimy od kuchenki!


 Słowo się rzekło, a drużyna była gotowa ponieść wszelkie konsekwencje w celu konsumpcji przygotowanych przez siebie dobrodziejstw. Nawet na przejście przez pokój, w którym reszta klasy grała w karty z nauczycielami. Wszak była to jedyna droga prowadząca do kuchni. Linka do dziś nie wie, czy wychowawca nie widział, czy nie chciał widzieć swojego klasowego elementu, idącego gęsiego w milczeniu z głupkowatymi uśmiechami i 20 cm skrętami dumnie dzierżonymi w dłoniach. Faktem jest, że nikt ich nie powstrzymał, a one po chwili znalazły się w kuchni i stanęły przed cudownym wytworem współczesnej cywilizacji. Wszystkie wstrzymały oddech. W najwyższym skupieniu Linka zajęła strategiczne miejsce przy palniku, Cassandra przekręciła kurek. Nikt się nie odzywał, nikt nie oddychał, słychać tylko było miarowe, intensywne wciąganie powietrza przez Linkę, której skręt nieznośnie nie chce się zapalić.


- ej, bo tę kuchenkę najpierw też trzeba zapalić – zauważyła racjonalnie Ula akurat w momencie, kiedy Linka zaczynała niebezpiecznie sinieć od śmiercionośnej ilości gazu w płucach. Nastała chwila konsternacji, dziewczyny spojrzały sobie głęboko w oczy, po czym wybuchły gromkim, opętańczym śmiechem.


Linka całkowicie zapomniała, zapewne przez stężenie gazu w jej organizmie, że sławetne skręty, w końcu udało im się zapalić tak trywialną zapalniczką pożyczoną od Barta, który również należał do grupy wywrotowej.


Cassandra: i do dziś czuję tego lacia po kartkach z zeszytu…

Komentarze

  1. 1. Zawsze uważałam, ze palenie skrótów z herbaty jest dziwne... Wizja Ciebie że sekretem z herbaty jest jednak... Normalna.
    2. Następnym razem jak będziesz chciała COKOLWIEK z CZYMKOLWIEK co jest podłączone do prądu, wykrec bezpiecznik, proszę. Jeżeli nie, zapisuje Cię na korki do Padre. Jako pamiątkę z wycieczki dostaniesz śrubokręt z izolacja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hrabianka....earl grey?.... ja skręcałem assam, względnie siano - tzn suchą trawę, której trzeba było osobiście wyzbierać pośród łąki.
    a prądem niech się Panienka więcej nie bawi, bo to na fryzurę wpływa nieoczekiwanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. My w dzieciństwie po lekcjach paliliśmy suche źdźbła trawy. Taki fejm. +100 do dorosłości. Dziwie się, że ten smród nie wypalił nam oczu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, czym jest ten lać - bo ja nietutejsza?

    OdpowiedzUsuń
  5. I w ogóle to ja chyba jakaś dziwna jestem, bo wszyscy tu coś palili albo skręcali, a ja nic...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ad.1. Jedyna normalne palenie dotyczy ogniska, cała reszta to złooo.
    Ad.2. Padre boję się bardziej niż prądu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hrabianka się teraz zrobiła, gdyż własne święte sitka posiada, na których czaj zaparza.
    To empiria była, przepływowość sprawdzałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że brwi się wam ostały ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. To synonim od kapcia. A kapeć w ryju (bo tak mówi się fachowo) dotyczy podłego uczucia suchości i niesmaku. Coś co występuje często przy kacu. Wiedziałabyś, gdybyś kace miewała. Patrz ile ciekawych doznań Cię ominęło :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedyne co się powinno palić to ogniska, cała reszta jest mocno przereklamowana.

    OdpowiedzUsuń
  11. No co poradzę? Taki organizm. Ani kaca po spożyciu, ani palenia dla kapcia...

    OdpowiedzUsuń
  12. 1. Jakoś widziałam niegdyś Twe jaśniejące ze szczęścia lico, gdy płuca wypełniał dym z sziszy :>
    2. Wiem, dlatego następnym razem jak nie wykręcisz korków to przyjadę z Nim na Twoje Włości. Wiesz, że wiem gdzie mieszkasz, a Padre lubi samochodowe wycieczki :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ogniska są też przereklamowane. Ja to bym spaliła, na ten przykład, swój bunkier, a jeszcze chętniej puściłabym z dymem instytucję, która korzysta z mojej pracy niewolniczej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chwal się tym, bo Cię ludzie znienawidzą ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Całą sobą będę bronić dobrego imienia ognisk! Wbrew obiegowej opinii siedzisk pracy nie wolno palić. Ale obrzucania gumową kupą nikt nie zabrania.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ad. 1. Potwarz i kalumnie.
    Ad. 2. Nie stresuj mnie bo inhalator zgubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam zacząć palić czy przestać pić?!

    OdpowiedzUsuń
  18. E tam, gumową kupę to sobie można o kant odwłoka potłuc. Jeśli kto ma kanciasty.

    OdpowiedzUsuń
  19. No ja w sumie też niczego poza drewnem w piecu nie paliłam...
    A co do wykręcania żarówki, trzeba było na krześle obrotowym stanąć i zakręcić solidnie, to Linka nie znała starego indiańskiego sposobu?

    OdpowiedzUsuń
  20. Masz nie zaczynać palić i zacząć mieć kaca!

    OdpowiedzUsuń
  21. A kanciasty i kościsty to to samo?

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie znam tego sposobu. Ale na swoją obronę mogę rzec, że na schodach ciężko wygodnie zasiąść na krześle obrotowym...

    OdpowiedzUsuń
  23. To ja nie wiem, jak to zrobić. Tumanowata chyba jakaś jestem...

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak. Normalni nie mają kantów.

    OdpowiedzUsuń
  25. Myślę, że trzeba odnaleźć przyczynę. Bez wiwisekcji się nie obejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Nienormalni mają push up.

    OdpowiedzUsuń
  27. Masz moje przyzwolenie. A napiszesz mi usprawiedliwienie?

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie jestem pewna. Ja jestem nienormalna (choć nie kanciasta), a push-upów nie posiadam.

    OdpowiedzUsuń
  29. Hyhyhy przypomniałaś mi właśnie kolejną piękną historię z czasów liceum. Muszę się pochwalić, że jestem mistrzynią pisania usprawiedliwień. Jak nie zapomnę to to opiszę. Usprawiedliwienie masz załatwione.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jest paradoks, bo ja też nie mam push upów, a jestem krynicą normalności.

    OdpowiedzUsuń
  31. Cosik mi się widzi, że obie pójdziemy siedzieć. Ale będzie wesoło!

    OdpowiedzUsuń
  32. To jest paradoks podwójny. Krynice dwie, push-upów zero. Pat!

    OdpowiedzUsuń
  33. Spanie do której się chce, zero pracy, gotowania i zmywania!

    OdpowiedzUsuń
  34. Na podwójnym paradoksie możnaby fortunę zbić. Jeszcze nie wiem jak, ale brzmi obiecująco. Chociaż z drugiej strony, skoro idziemy do więzienia to fortuna nam niepotrzebna. A tak zawsze chciałam jachcik...

    OdpowiedzUsuń
  35. Potrzebna. My sobie posiedzimy, a fortuna spuchnie na kontach. Wyjdziemy z pierdla i spełnimy swoje marzenia...

    OdpowiedzUsuń
  36. No fakt, ale znowu ładne kilimy Wam wyszły:-)

    OdpowiedzUsuń
  37. Bo my jak takie ślepe mniszki z Tybetu dziergamy te bieżniki :D

    OdpowiedzUsuń
  38. Jak zacznę spełniać marzenia, to znów trafię do pierdla... Ale co tam, warto!

    OdpowiedzUsuń
  39. Pierwszy raz zapaliłem w wieku 8-9 lat, 3-4 lata później miałem pierwszego kaca giganta i pewno dlatego do tej pory nie palę , nie piję, ale za to p....lę głupoty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. To w podobnym wieku zapaliłam i to z naszymi Rodzicielami. Będąc na wakacjach u dziadków, znaleźliśmy karton dziadkowych fajek na kartki (dziadek nie palił) no więc rodzinnie je pykaliśmy odganiając w ten sposób komary. Były przepaskudne.

    OdpowiedzUsuń
  41. Istniała jeszcze metoda wtykania dwóch palców do gniazdka w celu poprawienia sobie opalenizny :-)
    A grzałka z dwóch żyletek, ech - tylko kto pamięta, co to są żyletki i grzałka?

    OdpowiedzUsuń
  42. Póki co, powinni tam zgnić ci, którzy każą ludziom zrywać się w środku nocy.

    OdpowiedzUsuń
  43. Popieram. Niech spłoną.

    OdpowiedzUsuń
  44. Żyletki zawsze napawały mnie lękiem, grzałke mieliśmy całkiem długo, a o metodzie na opaleniznę mam nadzieję, że żartujesz :-D

    OdpowiedzUsuń
  45. Ktoś mógłby pomyśleć, że Linka głupstwa robiła... Ale to nie głupstwa, to były rzeczy wielkie, kiedyś ludzie wreszcie to zrozumieją!

    OdpowiedzUsuń
  46. Bo spożywanie alkoholu w takim młodym wieku jest wyjątkowo niebezpieczne! Sam widzisz jak Ci mózg uszkodziło ;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Pokój w leśnej głuszy? Ba, nawet dwa pokoje z kuchnią? Biorę! Chociaż skoro z gazem to nie taki odcięty od cywilizacji.

    OdpowiedzUsuń
  48. To było bardziej tak:
    [Klark wciąga gaz, nikt nie rozumie dlaczego, robi to już dość długo i zdaje się nie zauważać, że nie przynosi to efektu].
    [Ula i S. patrzą na siebie porozumiewawczo, chociaż z każdą chwilą maleje ich wiara w mentalną sprawność koleżanki, która tak ochoczo wciąga gaz].
    - A tak właściwie to co Ty robisz?
    -No czekam, aż mi odpalicie!
    -Ale jak, przecież nie mamy ognia.
    [W oczach Klarka pojawiają się wielkie znaki zapytania, a lico robi się coraz bardziej sine].
    -Ano, rzeczywiście.
    [Następuje totalna karuzela śmiechu, łzy leją się gęsto, a brzuszki nie są w stanie wytrzymać tego rechotu. Joint z herbaty zadziałał].

    OdpowiedzUsuń
  49. BTW weź się kurwa ogarnij z tym prądem, tak ludzie umierają.

    OdpowiedzUsuń
  50. Ja się poświęcam dla świata i nauki!

    OdpowiedzUsuń
  51. Genezy trzeba szukać znacznie wcześniej. W czasach mego niemowlęctwa siostra wykoleiła wózek ze mną w środku. Tada! I oto ja :D

    OdpowiedzUsuń
  52. I jeszcze jeziorko nieopodal. Całkiem przyjemna głusza z elektrycznością, ciepłą wodą i gazem.

    OdpowiedzUsuń
  53. Tak serio to ja was ratowałam przed niekontrolowanym wyciekiem tego gazu kumulując go w płucach. Czysty heroizm z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
  54. A tak ludzie nie stają się Raidenem?

    OdpowiedzUsuń
  55. Ale, że śpiewamy Pierwszą Brygadę?

    OdpowiedzUsuń
  56. Nie ma opcji! Nie znosze piosenek legionowych i żołnierskich. I wojska.

    OdpowiedzUsuń
  57. Mam dość ambiwalentny stosunek do tychże. Po prostu lubię drzeć ryja.

    OdpowiedzUsuń
  58. Tak to ja nawet nie umiem. Jestem jak hipis. Nie cierpię hipisów.

    OdpowiedzUsuń
  59. Ja też nie. Czyli co? Musimy nie cierpieć Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  60. Hmmm. Czekaj. Możemy to zrzucić na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości, a to choroba. Czyli nie musimy mnie nie cierpieć, bo to by było nieetyczne. Gdzie moja renta?!

    OdpowiedzUsuń
  61. Bydlaki. Bez honoru.

    OdpowiedzUsuń
  62. Coś mi się wydaje, że ta obśliniona kartka ze zrolowaną herbatą, powinna być uhonorowana jakąś nagrodą, przecież na skręta trzeba wydać majątek, a ten z herbatą nie dość, że zdrowszy, tańszy, to efekt ten sam: kapeć w gębie.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  63. E ta. Zasada jest taka, że jak dają to brać, a jak biją - spitalać. Nigdy odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  64. Uciekam nawet jak dają. To chyba początki paranoi.

    OdpowiedzUsuń
  65. Że taka nisza na rynku i w końcu będę bogata?

    OdpowiedzUsuń
  66. Herbata wymiata! ;D
    A jakby się tak po takim skręcie herbacianym żarówkę wymieniało? ;D

    OdpowiedzUsuń
  67. Mnie z kolei ojciec przyłapał na paleniu. Więc po obiedzie poczęstował mnie papierosem (n.b. Sportem), potem drugim, trzecim, aż wreszcie puściłem bajecznego pawia. Wróciłem do tego jeszcze w akademiku, bo nie było innego wyjścia, w pokoju było jak w kominie, a szkoda mi było zmieniać pokój, bo to był wyjątkowy zespół. Z wódką było podobnie, kilka kieliszków na jakiejś imprezie u sąsiadów i następny dzień wolny miałem przechlapany. Nie stronię od tego typu używek, ale muszą być specjalne okazje towarzyskie ... lustra nie używam.

    OdpowiedzUsuń
  68. Ale dlaczego zaraz ślepe?! I dlaczego mniszki? Ja się na mniszkę tak nadaję, jak czołg do baletu.

    OdpowiedzUsuń
  69. Tu nie chodzi o przynależność do grupy i o utożsamianie się z nią. Chodzi o to, że ślepe mniszki z Tybetu brzmią godnie.

    OdpowiedzUsuń
  70. Dopiszę sobie do listy mych schorzeń.

    OdpowiedzUsuń
  71. Znam legendy krążące na temat tej metody. Na szczescie tylko z opowieści ;-)

    OdpowiedzUsuń
  72. Wymieniałabym do teraz...

    OdpowiedzUsuń
  73. Żadna mniszka, w dodatku ślepa, nie brzmi godnie!

    OdpowiedzUsuń
  74. Ale to nie jest zwykła mniszka, to tybetańska mniszka! Na pewno rozwala głową cegły i potrafi lewitować.

    OdpowiedzUsuń
  75. Szczerze mówiąc, na plaster mi takie umiejętności! Te mniszki coś Ci płacą, że tak je reklamujesz? A Urząd Skarbowy o tym wie?!

    OdpowiedzUsuń
  76. W sumie racja, teraz to ja bym wolała jednak super moc wstawania 3 h później. To nieludzkie.

    OdpowiedzUsuń
  77. Mnie by wystarczyła supermoc wyczarowywania z rękawa banknotów, najlepiej o nominale 500 euro.

    OdpowiedzUsuń
  78. Nadmiar pieniędzy na pewno wydałabym na coś co szkodzi mojemu umysłowi albo zębom. Wolę teleportacje. Odwieczne marzenie człowieka z chorobą lokomocyjną.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium