Good stuff
Przypis autora: Rodzicielka, która sama boryka się z kolosalnymi problemami z kręgosłupem od przeszło 30 lat, w obecnej sytuacji stała się dla Linki osobistym lekarzem, rehabilitantem, guru, wyrocznią i mistrzem Yodą w jednym. Linka we wszystkim ślepo jej wierzy i niczego nie neguje.
Linka osiągnęła moment krytyczny, w którym to od nadmiaru silnych leków przeciwbólowych i rozluźniających zaczęła ciągnąć za sobą jelita. Z braku lepszego pomysłu odstawiła zdradliwą farmakologię, cierpiąc katusze za miliony. Powłócząc nogami, wsparta o solidną ścianę nośną, udała się na poszukiwanie audytorium, które z cierpliwością wysłucha jej utyskiwań. Po trzech dniach przemierzyła korytarz, a po kolejnych dwóch usiadła przy stole w kuchni. Padło na akurat krzątającą się Rodzicielkę, więc Linka teatralnie westchnęła i niezwłocznie przybrała oblicze rannego jelonka, zaczynając biadać nad swym losem. Rodzicielka sposępniała bardzo, na czole wykwitła jej głęboka pionowa zmarszczka i nie utrzymując z Linką kontaktu wzrokowego, zaczęła mruczeć pod nosem, prowadząc ze sobą ożywioną dyskusję;
- … nie mogę jej tego dać,… za silne… ale działa,… nie mogę – słowa zawisły w nieprzeniknionej ciszy, a ona odwróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie.
Linka z niemałym zaskoczeniem przyjęła osobliwe zachowanie Rodzicielki, jednak nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż za drzwi zaczął dobiegać dziwny rumor. Stwierdziwszy, że nim tam doczłapie zastanie wiosnę, Linka cierpliwie czekała cóż przyniesie owy zgiełk.
Po upływie kilku minut hałas ustał tak samo nagle jak się rozpoczął, a do kuchni wkroczył Podejrzany Typ. Podejrzany Typ okutany był w długi, ciemny płaszcz z podniesionym kołnierzem, oczy chował za ciemnymi okularami, a na głowie dumnie dzierżył spłowiałą uszatkę. Typ cały czas rozglądał się nerwowo i naciągając kołnierz tak mocno, że słychać było trzeszczenie szwów, podszedł do Linki i przemówił dziwnie znajomym głosem, choć z nieco egzotycznym akcentem;
- gut staf – oznajmił wyciągając małą tableteczkę za pazuchy, głowa cały czas nerwowo latała mu na boki
- nie dziękuję – oznajmiła oburzona Linka.
-gut staf. Tejk! – Linka mogła tylko zgadywać, że spod ciemnych okularów spozierają na nią oczy szaleńca.
- nie chcę, nie mam pieniędzy!
- noł many. Gut staf. Gift. Tejk! – z tymi słowami PT wcisnął tabletkę oszołomionej Lince, która żyje według zasady: jak dają to bierz i nie chcąc obrazić osobnika w uszatce, połknęła darowany specyfik.
PT widząc to, skinął z aprobatą głową i niezwłocznie opuścił lokum. Za drzwiami znów dało się słyszeć odgłosy szamotaniny, a po chwili do kuchni wkroczyła lekko zdyszana Rodzicielka.
- posiedź sobie chwilę – rzuciła do Linki, jakby kończąc nigdy nierozpoczętą rozmowę.
Po upływie około 10 minut Linka stwierdziła, że cała sytuacja była tylko fantasmagorią jej skołowanego umysłu i postanowiła wrócić do swej samotni. Z rozmachem wsparła się o stół i samoistnie wyskoczyła prawie zahaczając głową o sufit. Stojąc pewnie, jak jej się od dawna nie zdarzyło, doznała zaskakującego uczucia całkowitego braku stawów. Mózg osnuła błoga mgiełka nieświadomości, a jej chód przybrał dziwnie płynąco-posuwisty kształt. Sunąc, czuła jak na bezwietrznym korytarzu pośladki łopoczą jej na wietrze. Dotarłszy do łóżka, pozbierała artefakty mocy, które skrupulatnie rozłożyła w strategicznych miejscach i sama przelała się na łóżko. Linka która miewa chroniczne problemy ze sen, a ostatni raz w dzień zasnęła w 42, zasnęła snem sprawiedliwego w mniej niż 3 sekundy. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie idiotyczna pozycja z nogami na lampie[1], laptopem na brzuchu, książką pod łokciem i telefonem przy uchu, który przez cały czas niemiłosiernie przemawiał głosem Murloca. Podobno kilkukrotnie sprawdzano, czy dycha a ona otumaniona obudziła się po kilku godzinach z misiem pod pachą – ani Ulson, ani Dziwak nie przyznają się do winy. Podejrzany Typ więcej się nie pojawił.
[1] Jedną z nielicznych pozycji, w których Linka nie czuje swojego odcinka lędźwiowego i nie drętwieją jej nogi jest ułożenie tychże na stercie poduszek pod kątem prostym.
Też chcę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPogadam z kim trzeba ;)
OdpowiedzUsuńCzekam :)
OdpowiedzUsuńI spotkamy się tam, gdzie drzewo rzuca cień wiewiórki :D
OdpowiedzUsuńNo ładnie, jak już zwidy działają jak dopalacze to podpada pod samouleczenie ;-)
OdpowiedzUsuńCiekawy widok, gdy pośladki łopoczą na wietrze...
Kim/czym jest gut staf?
OdpowiedzUsuńZaczynam się czuć jak Twój przewodnik po półświatku :D Znów slangowo chodzi o narkotyki.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się jeszcze nad określeniem "kapiące pośladki" ale mogło się źle kojarzyć ;)
OdpowiedzUsuńCo by na to Ojciec Mateusz powiedział?
OdpowiedzUsuńPewnie nic, on tylko trupy lubi.
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam że bliższy kontakt z ortopedą będzie nie lada wyzwaniem a przedawkowanie leków bywa fajne poza tym kiedy dopada nas sraczka znienacka . Nie wiem co to bezsenność nawet z katarem czy bolącym kręgosłupem, zasypiam spadając na poduszkę
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o farmakologię dla mnie jeszcze nic nie przebiło stanu po narkozie. Ależ miałam cudowną fazę, do dziś wspominam to z mimowolnym uśmiechem :D i zero kaca! Szkoda tylko, że po dziadostwie tak włosy wychodzą.
OdpowiedzUsuńBezsenność to zdecydowanie za dużo powiedziane, ale miewam problemy nawet kiedy mi nic nie dolega.
Komandos pyta czy to z Tobą mieliśmy zajawkę na Gustaaaaaf? :D
OdpowiedzUsuńPrzepiękny adres mailowy :D hyhyhy ano ze mną. To był jeż?
OdpowiedzUsuńPrzygody Linki trzeba zekranizować i opomiarować.
OdpowiedzUsuńNo i co poradzę, że w półświatkach nie bywam? Nie stać mnie na tak ekskluzywne wycieczki ;P
OdpowiedzUsuńNie widzę godnej Linki aktorki :p
OdpowiedzUsuńTam za darmo biorą, ba nawet pracę można dostać, choć wątpię żeby składki odciągali :D
OdpowiedzUsuńEch... jak robota intratna, to jak zwykle okazuje się, że nie mam stosownego przygotowania zawodowego...
OdpowiedzUsuńCzłek się całe życie uczy, jeszcze wszystko przed Tobą!
OdpowiedzUsuńTaa... Całe życie się uczy, a potem i tak głupi umiera. Bez sensu.
OdpowiedzUsuńCo racja, to racja. Ale czasami bywa zabawnie :D
OdpowiedzUsuńW momencie śmierci?
OdpowiedzUsuńA to bardzo być może, nie wiem bo jeszcze nie schodziłam.
OdpowiedzUsuńPamiętam te czasy, gdy przepisali mi na trwający nieprzerwanie 8 miesięcy kaszel acodin, cobym nie wypluła już płuc do ostatka. To były magiczne dni, bo kazali brać podwójne dawki i widziałam, że świecą mi palce ;)
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę!
Co Ty gadasz, to palce nie świecą normalnie?! :D
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki.
Ja też nie. Kogo by tu zapytać?...
OdpowiedzUsuńPresleya!
OdpowiedzUsuńJa go nie lubię, miał ślimakowato-bułowatą twarz, wieśniackie ubrania i bełkotał do mikrofonu.
OdpowiedzUsuńFakt, nie wydaje się personą wiarygodną, ale wydawał mi się skory do rozmów - naprawdę nie wiem czemu.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ja też nie wiem. Z kim by tu jeszcze...
OdpowiedzUsuńMoże księżna Diana? Dobrze jej z oczu patrzyło.
OdpowiedzUsuńNie bardzo pamiętam, jak wyglądała, to może Ty z nią gadaj.
OdpowiedzUsuńNie przejdzie. Ja małomówna jestem.
OdpowiedzUsuńJa też nie pogadam, bo ona w pogańskim języku jakimś mówiła.
OdpowiedzUsuńWidać, że nie znasz się na etykiecie dworu. Ona nie mówiła tylko rzucała rozbiegane spojrzenia, machała do tłumu i subtelnie potakiwała głową.
OdpowiedzUsuńNiestety, tak zwyczajnie same z siebie to nie... :(
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się nie znam. Rozbiegane spojrzenie miewam wyłącznie wtedy, gdy jednym okiem patrzę na łóżko, a drugim na rozkład jazdy.
OdpowiedzUsuńMyślę, że przez chwilę stałaś się brakującym ogniwem ewolucji ;)
OdpowiedzUsuńNastępny etap to pewnie nieme potakiwanie głową, zostało Ci tylko machanie do tłumów i Twa błękitność nabierze nowego znaczenia.
OdpowiedzUsuńChyba nie. Na jeża byś się tak nie cieszyła:p
OdpowiedzUsuńSama wystapilabys jako Ty:p
OdpowiedzUsuńNo ale o maskotkę chodzi! nie prawdziwego (zgrozo). On tak miał na imię, wtedy co kręciliśmy teledysk z krabem z kinderka :D
OdpowiedzUsuńTja, Tobie nie pozwalam z mną kręcić, a gdzie obcym!
OdpowiedzUsuńNie pozwalasz, a i tak videografia rośnie.. Hyhyhy
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie bez honoru!
OdpowiedzUsuńDobra wybieram Meryl Streep, tylko ona mogłaby mnie godnie zagrać, bo ona zagra godnie wszystko. I nie obchodzi mnie, że ma 136 lat. Ja też, tak się czuje.
To co Ci w końcu jest, że tak technicznie zapytam? Zablokowane, poobijane, naciągnięte, pęknięte (mam nadzieję, że nie), i więcej mi do głowy nie wpada :P
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę, mimo brania dragów ;)
Ty mnie pytasz? A skąd ja mam wiedzieć?! Na każdym papierze mam co innego. Dyskopatię, ucisk rdzenia, rwa kulszowa. Możesz sobie wybrać ;)
OdpowiedzUsuńGut staf maj friend! :D:D:D
OdpowiedzUsuńŁazzzaaaaap!!!!!
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że na wszystko z wymienionych, poza rwą kulszoną, to nie prochy, tylko rehab? Ja taka cffana jestem, bo po trzech latach zwiedzania ortopedów, gdzie grozili mi inwalidztwem i/lub operacją - pomogła mi rehabilitantka właśnie... Bo w sumie to miałam tylko kontuzję, więc tego... idź może do Tajnego Skarbca, ostatnie srebrniki wysupłaj i zapłać rehabilitantce? [...gut staf to był tramal czy ketonal? Na moje oko tramalek ;) ketonalek kopie inaczej ;) ]
OdpowiedzUsuńJa się nie chcę wymondrowywać, ale jak mnie coś łapie, to patrzę na Youtube, co się z tym da zrobić. Ostatnio miałem coś z "illiosacral", to też tam w plecach, bolało mnie to przez 3 dni, i przeszło w pół godziny, jak to trochę wyluzowałem przez odpowiednie ćwiczenia. To znaczy, nie przeszło do końca, ale było dużo, dużo lepiej, na drugi czy 3 dzień już nic nie czułem. Czasami coś się zablokuje, czasami wiadomo, jest coś innego. Jak się mięśnie raz dobrze zepną, to potem naciskają na stawy i takie tym, im bardziej naciskają, tym bardziej boli, tym bardziej się spinają. Znam to z autopsji ;)
OdpowiedzUsuńNie stawiam diagnozy na odległość, bo do tego musiał bym znać Twoją datę urodzin, rozmiar buta i oczywiście, ulubiony kolor czapki :P
Nie da rady. Ja bardzo rzadko potakuję, a już na pewno nie tłumom.
OdpowiedzUsuńKetonalek to dla przedszkolaków, chyba że zastrzyki dożylne wtedy boli jak cholera, morfinka również niezgorsza, ale to miałam przy innej okazji. Powiem szczerze, że nie wiem co to było i wolę nie wiedzieć :D
OdpowiedzUsuńO rehabilitacji będzie przy okazji ;)
Spoko, lekarz na SOR kazał mi YT oglądać, widzisz możesz być lekarzem praktykującym już i to bez tajemnej wiedzy o czapce :D
OdpowiedzUsuńTak, dziś również uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest zalanie ich wszystkich wapnem.
OdpowiedzUsuńJakież to wiekopomne wydarzenia wpłynęły na ukształtowanie się tego zachwycającego poglądu?
OdpowiedzUsuńNie no, to ja teraz jestem gościu, muszę tylko popracować nad niewyraźnym charakterem pisma i otwieram wirtualną praktykę :P
OdpowiedzUsuńMoje Bossowe nie dają mi o sobie zapomnieć.
OdpowiedzUsuńNie bój nic, recepty teraz są elektroniczne, epikryzy i zwolnienia też. Byleby podpis był zamaszysty ;)
OdpowiedzUsuńPróbowałaś min przeciwczołgowych?
OdpowiedzUsuńNiestety ja nawet zdenerwowana pozostaje nad wyraz łagodnym i spokojnym człowiekiem. Tylko gumowe kupy wchodzą w grę.
OdpowiedzUsuńI nic, ani tyci-tyci z choleryka?...
OdpowiedzUsuńMyślę..., już mam nadzieję..., już sobie przypomina... i nie, jednak nie. Tylko definicje znam. To już coś!
OdpowiedzUsuńTo jednak raczej... całkiem nic :(
OdpowiedzUsuńCholerycy wcale łatwiej nie mają.
OdpowiedzUsuńOwszem, nie mają. Jak żyć?...
OdpowiedzUsuńPięknie! Tak, żeby każdy dzień był przygodą, żeby inni patrzyli z zachwytem, żeby nie żyć wspomnieniami, a tworzyć je na bieżąco!
OdpowiedzUsuńChyba muszę przestać czytać broszury z terapii dla samobójców ;)
To przy okazji jeszcze przestań je cytować. Jako były samobójca znam je na pamięć.
OdpowiedzUsuńTy to może jako skuteczny samobójca stwórz jakiś periodyk tematyczny - estyma już na wstępie się należy. Zawsze mówią, że tylko na krzywdzie ludzkiej można się dorobić.
OdpowiedzUsuńLi i jedynie na krzywdzie!
OdpowiedzUsuńSkazujesz ją na drakońska dietę i pozbycie się tyłka. Wiesz?
OdpowiedzUsuńO przepraszam, myślę że każda kobieta na świecie marzy o mojej diecie!
OdpowiedzUsuńHmmm no cóż. Nie muszę być bogata. Przynajmniej mogę sobie piątkę przybić :p
OdpowiedzUsuńAlbo wypalić.
OdpowiedzUsuńKolejne piętno?! Nie mam już miejsca na czole. Pohamuj swe sadystyczne chucie.
OdpowiedzUsuńMożesz na tyłku.
OdpowiedzUsuńHyhyhyh kilka minut temu w komentarzach Fili właśnie zarzuciła mi brak tyłka. Może być ciężko.
OdpowiedzUsuńKurdęż, moje piguły nie dają takich efektów... :/ i zazdrość mnie żreć zaczyna. Wprawdzie walczę i się nie poddaję, usiłując uzyskać powiewanie pośladkami za pomocą zumby i pochodnych, ale marnie mi wychodzi.
OdpowiedzUsuńSzlag, szlag, szlag...
Mogłyby być jeszcze cycki, ale tych pewnie też nie masz. No to na pięcie proponuję.
OdpowiedzUsuńLinka, wbijaj do nas. Jak widać, na Podkarpaciu śpi się martwym bykiem.
OdpowiedzUsuńChyba z nudów :D
OdpowiedzUsuńTaka anomalia - mam cycki. Pięty też.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zwisające pośladki to cel godny poświęceń :D
OdpowiedzUsuńTy ładnie rysujesz, to pójdę do Ciebie na nauki w sprawie zamaszystego podpisu :D
OdpowiedzUsuńLinka to jednak szczęściara jest. To stwierdzenie o szkodzeniu sobie to chyba tylko taka kokieteria.
OdpowiedzUsuńNo to dlaczego nic nie mówisz?! Dawaj, masz kupę miejsca na kolejne dziary!
OdpowiedzUsuńHyhyhy ciekawe co stado feministek powiedziałoby na tak urocze określenie. Jeszcze nie mam żadnych dziar.
OdpowiedzUsuńHyhyhy zależy co kto lubi ;)
OdpowiedzUsuńSpoko, nie będziemy się szczypać od razu nauczymy się podpisu Trumpa ;)
OdpowiedzUsuńKurde, ten komentarz w ogóle nie tu miał być, tylko pod tamtym wątkiem niżej. Te blog jest popierdzielony jak moja szefowa!
OdpowiedzUsuńPo takim dobrym towarze odjeżdżała moja mama. Miała baaardzo sporo lat. Była po złamaniu stawu biodrowego. Od jednego lekarza dostała tabletki przeciwbólowe. Potem poszła do drugiego i też dostała. Jedne miała brać dwa razy dziennie a drugie trzy razy dziennie. W sumie brała pięć! A to były te same tabletki tylko od różnych producentów. Miały więc inne nazwy.
OdpowiedzUsuńPrzychodzę kiedyś do niej a ona oznajmia, że właśnie rozmawiała z ojcem. Czyim pytam. Twoim. Ale... ojciec nie żyje od 10 lat. I brat był (nie mam brata). Domyśliłem się, że jej brat. Ale obaj nie żyli od wielu lat.
Coś mnie tknęło i przeczytałem ulotki. Po pierwsze doszedłem, że to ten sam lek, mimo innej nazwy. Silny opioid. Po drugie przeczytałem efekty uboczne. W obu, na pierwszym miejscu, wymieniono halucynacje wzrokowe i słuchowe. Dla mniej pojętnych było nawet wytłumaczenie "widzenie i słyszenie osób, których nie ma".
Zabrałem jej te leki. Ból wrócił, ale halucynacje się cofnęły.
Nie wiem co lepsze...
Pozdrawiam
To już był gruby nietakt. Ty mi bloga nie obrażaj! Szefowe są poza skalą.
OdpowiedzUsuńLekarze powinni pytać, czy pacjent bierze już jakieś leki i poinstruować, szczególnie przy silnych, o opioidach nie wspominając. Trochę to straszne.
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiem czemu, ale przed operacją wszystkim pacjentom serwowali po głupim jasiu, ludzie też różnie reagowali. Oddział w taki mały dom wariatów się zamienił.
W chwilach niemocy dobrze mieć zaufanego dostawcę ;D. Znaleźć wygodną pozycję to też jest czasem cud.
OdpowiedzUsuńGorzej jak mi Rodzicielkę zamkną :D
OdpowiedzUsuń