Świńskie usprawiedliwienia

Od jakiegoś czasu Lince nieustannie siedzi w głowie liceum. Zapewne dlatego, że tęskno jej za czasami beztroski i recydywy, gdyż z perspektywy czasu sama stwierdza, że była wówczas kryminalistą, a fakt, że nie miała większych trudności, jest w dużej mierze zasługą dziwnego farta i jowialnego lica.


W tamtym okresie jedną z jej ulubionych rozrywek były wagary. Linka usilnie twierdziła, że cierpi na zespół Clarka, który objawia się w piątki przy ładnej pogodzie oraz w każdym innym dniu, w którym były dwa polskie, co niestety zdarzało się nazbyt często, gdyż Linka była na humanie. Proceder ten sprawił, że Clark stała się jedną z jej życiowych ksywek i w pewnych kręgach funkcjonuje po dziś dzień. Wiadomym następstwem nieuzasadnionej w świetle prawa nieobecności stała się masowa produkcja usprawiedliwień z pewnym pominięciem Rodzicieli, którzy jako ludzie szlachetni i prawi ograniczyliby jej racje żywnościowe do końca życia. Na szczęście dzięki fazie Koślawego Lewka (można o nim przeczytać TUTAJ) linkowa prawica działa na zasadzie kserokopiarki i żaden podpis jej niestraszny.


Histeryk, który był jej wychowawcą, jawił się jako człowiek bardzo młody, bardzo łysy i bardzo starał się trzymać fason. Wszelkie usprawiedliwienia musiały być odnotowane w tradycyjnym dzienniczku ucznia z opieczętowaną pierwszą stroną przez jak zawsze miłe panie z sekretariatu, a wychowawca zawsze powtarzał swym przeszywającym, głębokim głosem, że powód nieobecności go nie obchodzi, ale ma być.


I tak któregoś razu na lekcji wychowawczej Linka zajmując zaszczytne miejsce na końcu klasy w łączonych ławkach po swej prawicy miała Ulę – nomen omen swego najwierniejszego wagarowego towarzysza – a po lewicy kolegę Blupa. Linka konspiracyjnie wyciągnęła dzienniczek i w nabożnym natchnieniu zaczęła dziergać kolejne usprawiedliwienie;


Proszę o usprawiedliwienie nieobecności Linki w dniu X z powodu…


Ręka jej zadrżała, a na czole wykwitła głęboka pionowa zmarszczka – cóż napisać? – zapytała filozoficznie wszechświat.


- zrób, że chora byłaś – podsunęła od niechcenia Ula.


- nie mogę ciągle chorować, bo jeszcze zapyta Rodzicieli, czy aby nie grozi mi rychłe zejście – w głosie Linki pobrzmiewała beznadzieja.


- to, że wyjechałaś – włączył się do rozmowy Blup.


- było ostatnio! – zakrzyknęła z rozpaczą Linka, drąc dredy z głowy, gotowa rzucić się z ławki.


Naglę na twarzy Blupa wykwitł łobuzerski uśmiech, sięgający daleko poza granicę uszu – ale tego na pewno nie napiszesz... – i chichocząc opętańczo, wysnuł nową propozycję.


Ula i Linka ledwo stłumiły płynący prosto z przepony rechot. Linka odebrała to jako osobiste wyzwanie, więc gdyby kiedykolwiek paliła, zgasiłaby ostentacyjnie fajkę o blat ławki i z determinacją bijącą z załzawionych oczu, trzęsąc się cały czas ze śmiechu, dokończyła usprawiedliwienie. Skończywszy, przekazała dzienniczek dyżurnemu, który wraz z innymi ulokował je na biurku wychowawcy, a Linka oddała się beztroskiej rozmowie ze swoimi ziomkami.


Po pewnym czasie przez naturalny szmer wywołany przez rozmawiających i odpisujących zadania uczniów zaczęły przebijać się głuche szczeknięcia. Skonsternowani uczniowie zaczęli wyciągać się w swych ławkach, szukając źródła niespotykanego warkotu. Oczy wszystkich skupiły się na skulonym za swym biurkiem wychowawcy. Histeryk w niepokojący sposób zmieniał kolor umaszczenia. Jego lico najpierw posiniało, by po chwili przybrać ceglasto czerwony odcień. Na łysej czaszce wystąpiły grube żyły, a skronie zrosił pot. Trzęsąc się w parkosyźmie dziwnej egzotycznej choroby, o bardzo gwałtownym i szybko postępującym przebiegu, uniósł głowę i mocno ściskając kąciki oczu przemówił prawie groźnym barytonem;


- Linka, powiedz mi, co ty robiłaś przy tym świniobicu?


Czas się zatrzymał, a 27 par oczu przerzuciło zaciekawione spojrzenie z wychowawcy na Linkę. Linka dla odmiany, absolutnie nie spodziewając się takiego pytania, całkowicie pobladła i zaczęła trząść się w ataku febry. W panice przeczesywała zakątki swego umysłu w poszukiwaniu jakiejkolwiek wiedzy z tej dziedziny, jednak w głowie ziała czarna dziura. Jako że nigdy nie uczestniczyła w tego typu przedsięwzięciu, zasób jej wiedzy ograniczał się tylko to aktu ubicia świniaka. Jednak w to, że Linka byłaby w stanie spacyfikować cokolwiek oprócz znienawidzonych komarów, nawet przychylny wobec jej nieprzystosowania wychowawca by nie uwierzył.


Przedłużającą się niezręczną ciszę nagle zakłócił ledwo dosłyszalny szept - powiedz, że krew mieszałaś – zakomunikował, nieporuszając przy tym ustami Blup.


- krew mieszałam panie profesorze – odpowiedziała Linka pewnym głosem, wywołując kolejny atak egzotycznej choroby u wychowawcy.

Komentarze

  1. braterstwo krwi? chytrze. przecież nie zapyta z kim, bo to już byłoby trochę zbyt intymne pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdaje się, że znam powód, dla którego ciągle przypominają Ci się licealne czasy. To mogą być nawet dwa powody, jeden bardziej od drugiego.
    Pierwszy - błahy: bo jesteś stara, stoisz niemal nad grobem i życie przelatuje Ci przed oczami.
    Drugi - kluczowy: bo obcujesz z Frau Be, młodszą od Ciebie o lata świetlne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie. Niesmaczne pytania i odpowiedzi padały tylko na wr. Dlatego się z niego wypisałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że masz sporo racji. Na pewno krzepiąca jest myśl, że zawsze będziesz ode mnie o dekady młodsza :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś też śnił mi się koszmar związany z maturą...
    Takiego usprawiedliwienia nie wymyśliłabym nigdy, podziwiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz na myśli badanie Wassermana?

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście krzepiąca dla Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  8. My z Histerykiem głównie o Wiedźminie rozmawialiśmy, komu tam głupoty byłyby w głowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A to na religii było.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie, dla Ciebie, dla świata!

    OdpowiedzUsuń
  11. Laury należą się koledze, ja tylko podchwyciłam pomysł. Matura piękna rzecz! A z niemca jakie cuda były... :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Też tak sądzę. Ale przydawały się żeby matmę odpisać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Żeby wszyscy czuli się potrzebni. Umacnianie poczucia przynależności, odgrywanie wyznaczonych ról, wzajemna pomoc i akceptacja... A nie czekaj, poszłam sloganem z "Kubusia Puchatka".

    OdpowiedzUsuń
  14. Drzyzas... Że tak filozoficznie napomknę, przepełniona bolesnym niesmakiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Taaa... Bo Wiedźmin to wyżyny intelektu...

    OdpowiedzUsuń
  16. A żeby jeszcze bardziej podkreślić nasz intelekt, dodam, że to nie o książki, a o gry chodziło :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Może to zgaga? Albo refluks?

    OdpowiedzUsuń
  18. I nabrałam nagle ochoty obejrzeć "Imię Róży". Taka scena tam była.
    Adekwatna.

    OdpowiedzUsuń
  19. ~Leslie Warszawski5 października 2017 07:24

    Fantazja iście ułańska.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Nic z tego, zgaga to co najwyżej charakter, a refleks o tej porze nie wchodzi w grę.

    OdpowiedzUsuń
  21. To już, doprawdy, niewiele zmienia...

    OdpowiedzUsuń
  22. To zmienia wszystko. Nigdy przedtem, ani nigdy potem (jak na razie) żadna polska marka nie była tak rozpoznawalna na świecie. Saga Sapkowskiego dla mnie oczywiście wymiata, ale to gry sprawiły, że Wiedźmin wyszedł z naszego podwórka na światowe salony. Trzecia odsłona zdobyła ponad 250 nagród co w ogólnym rozrachunku sprawiło, że była najlepszą grą w 2015 r. Więc jeśli nie z nabożna czcią to chociaż z chłodnym uznaniem należy się odnosić.

    OdpowiedzUsuń
  23. Racja. Seppuku to jedyne co teraz rozważam.

    OdpowiedzUsuń
  24. Trzeba sobie jakos radzić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ano byla. Ale o tej porze adekwatny jest tylko tytuł "Martwica mózgu".

    OdpowiedzUsuń
  26. Z przykrością wyznaję, że na wagary nie chodziłam. Nie miałam powodów podrabiania usprawiedliwień, ale podziwiam inwencję Twego kolegi i odwagę podjęcia wyzwania. Tekst postu, dowcip komentarzy i odpowiedzi, skłania mnie do częstszego zaglądania. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  27. Będzie mi bardzo miło. Chciałabym powiedzieć, że nowi odwiedzający mają zapewniony weekend w Gołębiewskim, no ale nie. Jestem tylko ja ;-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Hahaha, serio? Niesamowita historia! :) Ja również sama sobie pisałam usprawiedliwienia, ale nigdy aż takie hahah :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie ma frajerów w kościele, nie odniosę się!

    OdpowiedzUsuń
  30. Geralt skopie Ci rzyć.

    OdpowiedzUsuń
  31. Reszta była już normalna, inaczej pewnie do dziś siedziałabym w liceum ;-)

    OdpowiedzUsuń
  32. Zdaje się, że to ktoś, kto nie istnieje? W takim razie zgoda, niech kopie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Istnieje! W lepszym świecie!

    OdpowiedzUsuń
  34. A Ty zadania na religii odpisywałaś...

    OdpowiedzUsuń
  35. Wszystko się zgadza. W tym nieistniejącym :D

    OdpowiedzUsuń
  36. Jaaa zepsułaś. Mówi się "jaka?"

    OdpowiedzUsuń
  37. Że tak rzeknę po poznańsku - chyba Ty tej.

    OdpowiedzUsuń
  38. Teraz to już jest spalone bardziej niż Rzym Nerona.

    OdpowiedzUsuń
  39. To taki argument na wszystko. Poznaniacy są szalenie elokwentni.

    OdpowiedzUsuń
  40. Taaa... Właśnie widzę. A był czas, że słuchałam tego na żywo. Tak to jest, jak ludzie sztangli nie jedzą...

    OdpowiedzUsuń
  41. A ja to mam codziennie od dekady. Jestem dumnym małomiasteczkowcem i zaściankowcem.

    OdpowiedzUsuń
  42. O żesz kobieto xD. Nie dość, że wyzwanie podjęłaś, to jeszcze nieźle się wkopałaś xD.

    OdpowiedzUsuń
  43. Lince zabrakło konceptu, niechby nawet w kwestii usprawiedliwień? Nie wierzę :D

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie, no Sapkowskim wielkim poe... pisarzem jest :D Ja tam uwielbiam. Grę również :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Wysoka piątka! Ale uściślając byłoby lepiej gdyby "Sezon Burz" nie powstał.

    OdpowiedzUsuń
  46. Linka się wypaliła, przez te niepalone fajki ;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Większość podjętych przeze mnie wyzwań kończy się wkopaniem :D

    OdpowiedzUsuń
  48. Mieszanie krwi jest dobre ;) Ciekawe co by powiedział na "jelita czyściłam" :P

    OdpowiedzUsuń
  49. Hyhyhyhy obawiam się że takie określenie zaważyłoby o mojej przyszłości i świetlanej karierze w szkole :D

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie pamiętam tego! Pewnie byłam cała w pąsach przez obecność minuspsa. Albo pijana. Właśnie zdałam sobie sprawę, że przez 2 tyg. nie odwiedzałam Twojego bloga. Jestem najgorszym fanem na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Znasz mnie osobiście, to samo w sobie wyklucza fanostwo :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprzątajcie, a będzie wam dane

Samozagłada: krok pierwszy

Wielkie powroty: epizod 1 – Sanatorium