Poczucie obowiązku
Linką nadal targa zaraza i pomimo zdrowego rozsądku, żeby spokojnie zezgonić w pieleszach domowych, jej poczynania kierowane są dziwnie pojętym poczuciem obowiązku. Obowiązkowość ta jednak nie ma nic wspólnego z karierą zawodową…
Zbolała i wymięta Linka przekroczyła próg przybytku pracy. Machnęła niedbale napotkanym osobnikom, złożyła zamaszysty podpis na liście obecności i wmaszerowała do kuchni. Rozglądając się, czy aby na podłodze nie leży ktoś kto nie zdążył dotrzeć do krynicy życiodajnej kawy, skradając się konspiracyjnie otworzyła szafkę. Rzuciła szybkie spojrzenie w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo i pierwszy lepszy talerzyk zginął w czeluściach jej pokaźnych kieszeni. Wdzięczna losowi, że nie napotkała współpracowników, którzy rzucaliby zdegustowane spojrzenia na jej kleptomańskie skłonności i nie zostanie dyscyplinarnie zwolniona z kwiecistym wpisem do akt, pomaszerowała na sam koniec przepastnego budynku.
- masz iść do biura – rzuciła gburowato Linka, nawet się nie przywitawszy z Nataszką, która uniosła brwi ze zdziwienia – dałaś dupy z jakąś panią Krawczuk? Krawczyńską? Nowak? Nie wiem, coś z pobraniem.
Nataszka mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i zmartwiona, zawróciła na pięcie, gotowa spotkać się ze swym przeznaczeniem.
Gdy tylko Linka usłyszała dudnienie kroków w magazynie, nagle się ożywiła i padła na okupowane przez Nataszkę stanowisko. Szybko wyjęła kradziony talerzyk, wyszukała w torbie uprzednio nabytą muffinkę i zaczęła szukać świeczek. Specjalnie wzięła kilka, wiedząc, że na pewno tragicznie zaginą w odmętach torby. Po dogłębnych poszukiwaniach i ostentacyjnym wysypaniu wszystkiego na podłogę, w końcu udało jej się znaleźć jedną. Nie tracąc czasu na szukanie pięknie inkrustowanej podstawki, wbiła bezczelnie świeczkę w sam środek babeczki, odprawiając w duchu hekatombę, żeby kapiący wosk nagle nie stał się nadprogramowymi rodzynkami. W oddali Linka usłyszała echo szybkich kroków. Drżącymi ze zdenerwowania palcami wydobyła pudełko zapałek i zaczęła krzesić płomień. Pierwszą złamała. Od drugiej odpadła siarka. Gdyby to był film akcji, Lince zostałaby ostatnia sztuka, a losy świata spoczęłyby w jej niezgrabnych dłoniach. Na szczęście pudełko było pełne, ale kroki robiły się coraz głośniejsze. Pot zaczął skapywać jej z czoła, zmarszczyła brwi i wystawiła koniuszek języka w oznace najwyższego skupienia. Wstrzymała oddech i trzęsącymi się rękoma, w końcu rozpętała śmiercionośną falę nieposkromionego żywiołu, tzn. zapaliła świeczkę. Szybko pozbierała rzeczy i wydobyła ostatni prezent na miarę dojrzałego wieku jubilatki – Kinder Niespodziankę – który skrupulatnie ułożyła na talerzyku. Chcąc się schować za regałem prawie staranowała Nataszkę, która nagle wyłoniła się zza winkla.
- okłamałaś mnie… - zaczęła Nataszka z zawadiackim uśmiechem, ale widząc, że Linka jest wypłoszona bardziej niż zwykle, rzuciła przeciągłe spojrzenie na swoje stanowisko pracy, spodziewając się zastać mało błyskotliwy rysunek przyklejony do monitora. Momentalnie lico jej rozpromieniło się niczym aleksanrdyjska latarnia. Linka zakrzyknęła gromie: Najlepszego! i złożyła życzenia na odległość, przepraszając za brak chippendalesów, którzy nie zmieścili się w torbie.
Poczucie obowiązku definitywnie się wypaliło i Linka zaległa w Siedliszczu uzupełniając płyny.
Z całej opowieści najbardziej podoba mi się koniec. Zalec i uzupełniać płyny - oto najsłuszniejsza koncepcja sztuki!
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że mam "Lesia" jako lekturę :)
OdpowiedzUsuńTo nie czaruj żeś chora. Oderwać od książki się nie możesz i tyle!
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie ta choroba. Książkoholizm. Wiem, bo sama to mam od dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńA nie chciałabyś pracować u mnie? książek pełno, ciszy nie zapewniam, bo to podstawówka, ale czasem jest fajnie...
OdpowiedzUsuńJak czytasz Chmielewską, to już wiem, po kim to poczucie humoru ;-)
Jesteś niesamowita. Mają radochę ci Twoi współpracownicy ;D. Misja się powiodła tak w dwóch słowach. Ładunek dostarczony i odpalony, co najważniejsze. ;D
OdpowiedzUsuńChyba wstyd się przyznać, ale to moje pierwsze spotkanie z Chmielewską i to tylko dlatego, że zostałam poddana publicznemu ostracyzmowi przez szanowne tu komentujące :D
OdpowiedzUsuńU mnie zaczęło się to znacznie później, ale już nie puszcza. Zdecydowanie wiszę browara pani Rowling.
OdpowiedzUsuńZawsze miałam talent do symulowania ;)
OdpowiedzUsuńI bez ofiar się obyło!
OdpowiedzUsuńNo to ja jej jeszcze sto lat zaśpiewam. A co :))
OdpowiedzUsuńGodne podziwu poczucie obowiązku! Wszak nawet chyba butelczyna tam nie czekała?
OdpowiedzUsuńDo setki to już jej dużo nie brakuje :D
OdpowiedzUsuńAno o suchym pysku przyszło świętować, nie wiem kto zakaz picia w pracy wprowadził, jakieś nieżyciowe towarzystwo.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że są rzeczy ważniejsze od kataru!
OdpowiedzUsuńP.S. A taką miałam nadzieję, że muffinkę przytargałaś dla siebie, żeby zjeść w tajemnicy :D
Czyżbyś zaczęła czytać książki od Harrego Pottera? ;) Nic dziwnego! :) Najlepsza książka świata :)
OdpowiedzUsuńNie tylko przez czytające ale też czytającego!!!
OdpowiedzUsuńS pozdravem s Česka
Faktycznie to Ty zapoczątkowałeś te krucjatę :D
OdpowiedzUsuńAzaliż tak było, uwielbiam cały cykl i mam do tych książek ogromny sentyment, acz moimi ulubionymi nie są. Co nie zmienia faktu, że gdyby nie Harry byłabym troglodytą.
OdpowiedzUsuńTo nie podstawówka i nie paczka chipsów, muffinki możemy jeść jawnie :D
OdpowiedzUsuń:) no to po takim poczuciu obowiązku odpoczynek należny jest jak Burkowi ciepła buda :) :) i 100 lat dla Jubilatki
OdpowiedzUsuńAch, te zazdrosne spojrzenia xD
OdpowiedzUsuńDziękuję w jej imieniu. Za buraka również :D
OdpowiedzUsuńPrawdziwa "hakatumba"! Po takiej wyczerpującej misji ja też bym zległ z kimś na uzupełnianie płynów ... biologicznych. ;)
OdpowiedzUsuńAż musiałam sprawdzić, czy znowu literówki nie machnęłam. Później sprawdziłam, czy to nie aby jakiś zacny neologizm na miarę Gombrowicza, no i oczywiście, że nasz establishment to stworzył. Estyma. Cóż przy hekatombie jedyne płyny organiczne to posoka - ale każdy lubi co innego ;)
OdpowiedzUsuńJestes meega megabomba energetyczna i bez dna źrodlo zwariowanych pomyslow!!!!:))
OdpowiedzUsuńStef pyta kiedy znow wlecisz...;)?
Teraz mam już pewność ... Ty piszesz o mnie. hahaha :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam! :D
Ale, że inwigiluje? Linka wielką siostrą się stała? Że tyłek ma wielki?! Nie, nie. To wszystko potwarz i kalumnie.
OdpowiedzUsuńWlecę jak przestanę zostawiać za sobą ślad z ektoplazmy...
OdpowiedzUsuńAle ta zaraza to nie od ulicznego jedzenia? Może od zimna raczej? Przyznaję, że w kraju wymarzłam.
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny gest. Dla solenizantki, sądzę, znacznie cenniejszy od prezentu (cokolwiek to było; a co w tej niespodziance było? ;) )
OdpowiedzUsuńNataszka bardzo dziękuję za suprise ale kłamstwa nie wybaczy :)
OdpowiedzUsuńNiespodzianka mega :)
Byłoby lepiej gdybyś tak szybko nie przebierała kulasami :D
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nie wiem. Pytanie jednak powinno brzmieć inaczej, gdzie na Ozyrysa moja połowa czekolady?!
OdpowiedzUsuńZimno, klimatyzacje i obcy.
OdpowiedzUsuńTylko ktoś o takim talencie jak Twój mógłby opisać bezsrzecznie wzruszającą niespodziankę w stylu godnym "Yupikayey, Motherf*cker!" Johna McClaina :D
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego dla Nataszki, prosto z Polanki :) A dla Ciebie dużo, dużo zdrówka :)
Oooo wywołałeś mojego idola z dzieciństwa :D
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu Nataszki i własnym.
Ty też? :D Jak go uwielbiam, normalnie :D
OdpowiedzUsuńAle z uwzględnieniem tego, że słuszne są tylko pierwsze trzy filmy. Oczywiście jedynka wymiata!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, czwórka też jeszcze może być :) Ale piątka już trochę naciągana.
OdpowiedzUsuńPiątki już chyba nawet nie oglądałam...
OdpowiedzUsuń