Wielkie powroty: epizod 3 – Żelazny pęcherz
Tak się złożyło, że Linka połowę swego dotychczasowego życia – pomimo choroby lokomocyjnej - spędziła na dojazdach. Dojeżdżała również do liceum, ok. 30 km. Pewnego razu, mając zapewne jakiś bardzo istotny powód, którego już dzisiaj nie pamięta, po lekcjach – albo w czasie lekcji – oddała się konsumpcji boskich trunków, znacznie przekraczających śmiertelną dawkę siarczanów, acz będących w kusząco niskiej cenie. Po udanym spożyciu i wysnuciu teorii przejęcia władzy nad światem, przyszedł czas pożegnania z resztą pasjonatów kolorowych płynów i Linka udała się na przystanek. Niesiona jeszcze na fali rozkosznego upojenia, zapakowała się do busa i zajęła miejsce gdzieś pośrodku stawki.
Początek podróży przebiegał bezproblemowo, Linka cały czas z głupawym bananem na paszczy pokonywała kolejne kilometry. Uśmiech pomału zniknął jej z twarzy, gdy uświadomiła sobie, że jak ostatni amator przed wyjazdem nie skorzystała z toalety. Boskie trunki spożyte w nadmiarze niebezpiecznie zaczęły chlupotać w brzuchu. Z każdą kolejną dziurą w drodze wzmagał się jej ból istnienia. Oczy pomału zaczęły zachodzić jej mgłą, pot wystąpił na czoło. W bezwarunkowym odruchu wykręciła nogi w supeł niczym dwulatka. W przypływie nagłej desperacji zaczęła rozglądać się za ustronnym kątem, o dziwo nie znalazła takowego w busie. Na jej twarzy odbił się wyraz bezsprzecznego cierpienia, kołysząc się w tył i w przód, prowadziła wewnętrzną walkę z okrutną podświadomością, która raczyła ją obrazami wodospadów i oceanów. Ze łzami w oczach spoglądała na każde mijane drzewo.
W końcu jej pęcherz osiągnął masę krytyczną i wysłał poselstwo do mózgu, że jeśli nie ma dojść do haniebnego puszczenia zaworów, należy przejść do natychmiastowego działania. Linka z trudem wyrwała się z otępienia w próbie rozeznania, w rzeźbie terenu. Do jej przystanku zostało ok 5 km. Czasu do tego żeby bezczelnie się nie posikać jakieś 30 s. Z zaciśniętymi zębami, nie rozplątując nóg podpełzła do kierowcy i poprosiła o zatrzymanie w szczerym polu. Jako, że kierowca ją znał ze zdziwieniem uniósł brwi, jednak przychylił się do niecodziennej prośby i zatrzymał pojazd. Linka wyrwała w takim tempie, że z dużym prawdopodobieństwem pozostawiłaby za sobą Usaina Bolta na olimpiadzie. Nie mając czasu na należytą weryfikację miejsca, ukryła się za najbliższym krzakiem, który sięgał jej do kostek. Pola nie trzeba było nawadniać przez najbliższe pół roku. Jej szczęście było tak wielkie, że nawet czekający na nią 5 kilometrowy spacer nie był straszny. Jednak puentą całego zdarzenia jest fakt, że prawie 10 lat później jej rodzona siostra zakupiła ów nieużytek i stawia tam dom rodzinny. Tak się zaznacza teren.
A nick Jej sceniczny, na koncertach Mafijnych to IRON BLADDER!
OdpowiedzUsuńMarzę, żeby ktoś mnie kiedyś tak zapowiedział, chyba zacznę uczęszczać na kółko literackie...
OdpowiedzUsuńNie ma to jak doświadczenie bezpośrednie, bo długo się je pamięta...a czasem nawet nie popełnia tego samego błędu :)
OdpowiedzUsuńKiedyś, kiedyś/ brzmi to prawie jak bajka- tak dawno to było/ - droga z przystanku na działkę stała się wyzwaniem:
OdpowiedzUsuńjak podetrzeć się po biegunce biletem autobusowym - w otwartym polnym terenie obok szosy...
W takim razie siostra może być Ci wdzięczna ;)
OdpowiedzUsuńJako dorosły człowiek nigdy nie miałem problemu ze zbyt małym pęcherzem, chyba że po kilku piwach ;)
Ale przypomniałaś mi pewną historię z dzieciństwa. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy wystraszyłem się nie na żarty. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, mój pęcherz domagał się szybkiego opróżnienia. Wszedłem więc w pobliskie krzaki, szybko ściągnąłem spodnie i o mało nie dostałem zawału, bo nagle spostrzegłem, że tuż przede mną leży jakiś amator wódki albo narkotyków. Prawie nalałem mu na głowę ;)
Pozdrawiam :)
Niech tylko znajdę możliwość, masz jak w banku.
OdpowiedzUsuńChociaż... banki są złe i oszukują, to masz to jak... yyy... (polisa na życie/ZUS/emerytura/renta/ubezpieczenie/protokoły i pierdoły to nie.../ masz to pewne jak to, że odcedziłaś rosół.
Dobre !
OdpowiedzUsuńDzięki!
OdpowiedzUsuńwyszedłeś na skrajnego oponenta wszelkich używek ;)
OdpowiedzUsuńhyhyhyh mogłabyś sobie przybić piąteczkę z Bear Gryllsem :D
OdpowiedzUsuńSi, dobrze prawisz. Ale nie wiem czy to się tyczy sytuacji po alkoholu, wówczas człowiek jakiś taki oporny na pradawną wiedzę się staje.
OdpowiedzUsuńJestem zdecydowanym przeciwnikiem narkotyków i wynalazków jak dopalacze, nie lubię też papierosów, ale całkowitym abstynentem nie jestem. Lubię czasami napić się pszenicznego piwa albo zimnej wódki. Może być nawet czerwone wino :)
OdpowiedzUsuńNo to mamy bardzo podobne preferencje. Ja jeszcze zdecydowanie wykreśliłabym wódeczkę zimną, ciepłą wszystko jedno, wino to hmmm bardziej niż rzadko, bo raczej nie lubię. No ale o piwie to poematy mogę pisać. W sumie nawet mogę zacząć, jak mi moje ulubione marki będą w beczkach płacić. No i Martini dwa razy w roku!
OdpowiedzUsuńNiedźwiadek gryzzli i skunks? to by był śmieszny widok...
OdpowiedzUsuńA bo to trzeba odstąpić od początkowego etapu...zaraz na wstępie, póki trzeźwa głowa...to wtedy i pamięć dopisuje...
OdpowiedzUsuńPrastare indiańskie przysłowie prawi, że najprostsze rzeczy są najtrudniejsze do wykonania...
OdpowiedzUsuńZależy na jakim się jest etapie ,rozwoju osobniczego,...
OdpowiedzUsuńTo wiele tłumaczy, bo mój rozwój osobniczy zatrzymał się gdzieś na poziomie ameby.
OdpowiedzUsuńTo szczęśliwy Ciebie człowiek. Ja musiałam do tego etapu dojrzewać pół wieku...
OdpowiedzUsuńJak to mówią lepiej późno niż później ;)
OdpowiedzUsuńMnie w zeszłym roku uratowało pole rzepaku. Tylko biedak usechł tydzień później. Chyba czas zmienić dietę... :D
OdpowiedzUsuńA później rolnicy odszkodowań żądają :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że kamer nie było!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńDziękuję, aż dziw, że ktoś tu jeszcze trafił!
Usuń